Rozdział 36

923 36 9
                                    

Wrzesień

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wrzesień...

*Łukasz*

Smutno było bez Marty w szkole, co prawda dzisiaj był tylko apel. Na 8 zawiozłem moje dziewczyny do szpitala, oczywiście już byłam w białej koszuli i spodniach od garnituru. Chciałem poczekać aż je przyjmą, ale pogoniła mnie do szkoły. 

Jak wszedłem do szkoły to pod salą gimnastyczną spotkałem część naszej klasy. Stała Nadia i Ola oraz Filip obejmując Olkę. Marcia miała rację, że się zejdą. Nadia wisiała na telefonie, więc zakładam, że pisała z Martą albo Michałem. 

- Łukasz! Stary!- wyrwał się Filip i przybił ze mną męską piątkę. Reszta też mnie zauważyła i wszyscy się zbiegli. 

- I jak tam? Gdzie Marta? Jak tam u was? Co u małej Zosi? 

- Wszystko w porządku, dziewczyny czują się dobrze i właśnie wracam ze szpitala- odpowiedziałem spokojnie

- Ojej, a coś się stało? Czy już urodziła?- każdy dopytywał i pojawiał się taki szum, że głowa mi powoli pękała.

- Nie, nie nic się nie stało. Po prostu lekarz powiedział, że ma być w szpitalu już do porodu, chcą je mieć pod kontrolą- odpowiedziałem 

- To dobrze, pozdrów ją nas, od całej klasy maturalnej!- pisnęła najgłośniej ostatnie słowo Ola. Zaśmiałem się, no tak byliśmy w klasie maturalnej. Klasa maturalna, musimy się skupić na maturze, wyborze studiów, a my oczekujemy z Martą dziecka. Naprawdę nie wiedziałem co dalej będziemy robić, ale i nie było to teraz istotne. Na pierwszym miejscu była Zosia. 

Na apelu mało co słyszałem, bo myślami byłem w szpitalu. Chciałem stąd jak najszybciej wyjść i pojechać do Marty.

Gdy wyszliśmy z sali wyjąłem od razu telefon, bo na apelu mi wibrował. 

Moja pani: Nasza królewna już waży 1700 kg i urosła o centymetr <3 

Ja: Moja Zosieńka, a jak się czujecie?

Moja pani: Dobrze, mam na sali dwie miłe kobiety. Ale tęsknimy za tatą :'( 

Ja: Jeszcze z godzinka i będę :D A i masz pozdrowienia od klasy, wszyscy o ciebie wypytują skarbie

Moja pani: Oo, mamy cudowną klasę też ich pozdrów

Ja: Okej :*  kocham was

Moja pani: A my ciebie <3

Przekazałem co miałem przekazać i siedziałem jak na szpilkach, przepisałem ten plan i chciałem jak najszybciej wyjść. Gdy wreszcie było to możliwe to wybiegłem z gabinetu prosto do samochodu. Pierwsze co to pojechałem do kwiaciarni i kupiłem bukiet niebieskich róż oraz sok pomarańczowy i pudełko truskawkowych lodów. 

Moja pomyłka dała mi cud Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz