Rozdział 26

966 44 9
                                    

- Patrz Ania jest ładne- mówił, ale ja kręciłam głową, wymieniliśmy chyba już z milion tych imion i w każdym czegoś mi brakowało. Ani Alicja, ani Magda, Sylwia, Dorota, Asia czy Amelia mi nie pasowały. Ale widziałam, że Łukasz dawał te propozycje, ale też nie był ich pewny. - To może Maja?

- Nie, nie...To nie to, a daj niżej, na sam dół imion- poleciłam i przesunęłam za niego palcem. Łukasz wyrównał ekran, bo oczywiście poleciałam za daleko i minęłam imiona. Zaśmiałam się na to, a kiedy na ekranie znowu pojawiły się imiona dla dziewczynek to uśmiechnęłam się szeroko. - To, patrz. To będzie idealne

- Zofia- wymówił - Mała Zosia

- Idealnie- powtórzyłam

- Zosia- powiedzieliśmy wspólnie i zerknęliśmy na brzuch. Oboje go pogłaskaliśmy i uśmiechnęliśmy się zerkając na siebie. Pocałowaliśmy się delikatnie i oparłam swoją głowę o jego. 

- A drugie imię jej damy?

- Może...- powiedziałam cicho i nieśmiało 

- Mów śmiało, kotuś- zachęcił mnie

- ...Może po mojej mamie?

- A jak miała na imię?- zapytał uprzejmie 

- Magdalena- powiedziałam z miłością i rozmarzyłam się trochę. Tęskniłam za nią, chciałabym, żeby mówiła teraz, że będzie babcią. 

- Jak pięknie, Marciu to jak? Zostaje Zofia Magdalena- stwierdził 

- Mama teraz by płakała, gdyby wiedziała, że jej wnuczka będzie nosić jej imię- powiedziałam łamiącym się głosem i obróciłam się na bok, żeby wtulić w chłopaka. 

- Nie płacz, kochanie. Ona na pewno już wie i się cieszy- głaskał mnie po głowie. A ja płakałam, chociaż jego słowa mnie uspokajały to jednak i tak chciało mi się płakać. To hormony tak na mnie działają. 

Potem zajęliśmy się lekcjami i pani Klara zawołała nas na obiad. Oczywiście pochłonęłam wszystko na co pani tylko się śmiała.

- Marta, masz naprawdę wielki apetyt- zaśmiała się - Nawet ja nie pamiętam, żebym taki miała w II trymestrze, ale teraz dolegliwości odchodzą, zaczyna się czuć dzidziusia i apetyt rośnie razem z maleństwem- mówiła wspominając i ciesząc się tym okresem. Jak na razie dla mnie to też był przyjemny okres, w końcu, bo cały I trymestr to głównie wymiotowałam, mdlałam i leżałam w szpitalu. Teraz czułam się dobrze i miałam nadzieję, że z Zosią też jest dobrze, że ona tez się tak dobrze czuję jak ja. To takie piękne, że mogę o niej mówić po imieniu, moja mała Zosia.

- Czuć dziecko?- wychwycił Łukasz - Marcia, czujesz Zosieńkę?

- Zosia?- zdziwiła się pani Klara - Wybraliście już imię?

- Tak, to będzie Zofia Magdalena- oznajmił Łukasz i objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się delikatnie, bo te imiona były dla mnie wzruszające i miały coś w sobie.

Po obiedzie Łukasz odprowadził mnie do domu, a ja od razu poszłam się umyć. Przebrałam się w luźne czarne dresy i szeroką niebieską bluzkę. Wygodniej mi było w luźnych ciuszkach, bo brzuch był wtedy swobodny i nic mi go nie cisnęło. Ale także czytałam w internecie, że dla dziecka lepiej jak brzuch nie jest ściśnięty.

Położyłam się na kanapie i wyciągnęłam wygodnie nogi, ułożyłam ręce na brzuchu i patrzyłam na niego z czułością. 

- Jak się czujesz?- zapytał dziadek, to pytanie już było codziennością u wszystkich. 

- Dobrze- uśmiechnęłam się - Ale jestem głodna

- Godzinę temu wróciłaś z obiadu u Łukasza- zaśmiał się przypominając dziadek. No to była prawda, ale co poradzę, że znowu byłam głodna. Dlatego tylko wzruszyłam ramionami i wstałam idąc do kuchni. Wzięłam kilka pomidorków i zaczęłam jeść, na szczęście zaraz była kolacja. Śniadanie i kolacja u mnie niczym się nie różniły. Pomidory i ogórki to były główne składniki. 

Moja pomyłka dała mi cud Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz