VI. Czemu to tak boli?

146 9 0
                                    

Elfica wytarła łzy z policzka i podeszła do wrót. Powoli je otworzyła.

- Przepraszam Victorio, przepraszam... - powiedział klękający przed wejściem Legolas. Dziewczyna chciała zamknąć drzwi jednak Książę przytrzymał je i Vica nie dała rady.

- Eh... nie wysilaj się... to bez sensu... - powiedziała - Ale słucham. Wytłumacz się. Mówiłeś, że cię denerwuje, a jakoś tego nie zauważyłam.

Następca tronu głośno westchnął. Widział coś niespotykanego w oczach elfki. Jednocześnie złość i niezdecydowanie. Podrapał się w głowę i zaczął:

- Mówiłem ci, że jest uparta. Powiedziałem jej, że się dla siebie nie nadajemy, ale ona nie zaprzestała i rzuciła się na mnie. Proszę uwierz mi.

Złapał dziewczynę za ręce, jednak ona wyrwała się z jego dłoni. Kolejna łza poleciała jej po policzku.

- Straciłam zaufanie do ciebie. - powiedziała i odwróciła się w stronę służki - Powiedz, aby przygotowano Vento. Pojadę odwiedzić Rivendell.

Służka dygnęła i ruszyła w stronę stajni.

- Ależ co ty robisz? - zapytał przerażony Legolas.

- Muszę od was odpocząć. - uśmiechnęła się - Powiedz swojemu ojcu, że wrócę niedługo. - Zabrała kołczan ze strzałami i łuk. Przeszła koło Księcia posułając mu zabójcze spojrzenie. Następca tronu żałował, że pozwolił Tauriel zajść tak daleko. Rozejrzał się i rozzłoszczony poszedł do Thranduila. Victoria była już w stajni. Ryzykowała życie samotną podróżą, ale nie myślała o tym.

- Cześć piękny... - powiedziała łagodnym głosem do osiodłanego konia. Pogłaskała go po szyi i wyprowadziła przed pałac. Chmurzyło się. Burza nadchodziła nad mury Mrocznej Puszczy. Elfica wskoczyła jednym susem na wierzchowca.

- Tenebris. Mam prośbę. Uznajmy wersję, że ruszyłam na polowanie tak jest? - powiedziała i ruszyła galopem w stronę Rivendell.

- Tak... jest... - Tenebris patrzyła się jeszcze na odjeżdżającą panią. Nie wiedziała co teraz się z nią stanie. Czy nadal będzie jej służącą? A może będzie służyć komuś innemu? Odeszła smutna w stronę wejścia.

Thranduil chodził z lewej na prawą stronę w swojej sali. Przed nim klęczała Tauriel trzymana przez dwóch strażników. Kipiała w nim złość.

- Czemu to zrobiłaś?! - spojrzał się na nią. Na jego policzku ukazała się stara blizna. Elfica podniosła lekko głowę i powiedziała:

- Bo go kocham!!!

Król nie wytrzymał. Podniósł już rękę, jednak w ostatniej chwili się opanował. Złapał się jedną dłonią o kolumnę przy jego tronie. Odwrócił się tyłem do zdrajczyni.

- Do lochów... - powiedział.

- Ale panie... - odezwała się niedowierzająca dziewczyna. Król spojrzał na nią i tym razem juz wykrzyczał:

- Do lochów!!!

Po tych słowach opadł na tron i złapał się za pierś. Czuł się niezbyt dobrze, co zauważył wbiegający do sali jego syn.

- Ojcze! - krzyknął i podbiegł do władcy - Co się dzieje?

Król złapał głęboki oddech i wydusił:

- Nic, nic. Wszystko wporządku. - mrugnął obojgiem oczu i wstał. Legolas przypomniał sobie co miał przekazać swemu ojcu, jednak widząc jego stan zdrowia postanowił się z tym wstrzymać.

----------------------------------

Victoria przejechała lasy Mrocznej puszczy bez większych kłopotów. Do Rivendell została jej jeszcze długa droga, więc postanowiła znaleźć bezpieczne miejsce do odpoczynku. Podjechała do małej jaskini niedaleko lasu. Konia wypuściła na łąkę. Nie mogła przestać myśleć o tym, co zrobił Legolas. Miała mentlik w głowie. Z jednej strony uważa, że nigdy z nim nie będzie i do siebie nie pasują, a z drugiej nie wiedzieć czemu bolało ją to. Zasnęła z trudem. Miała koszmary. Widziała Thranduila, który zbliżał się do niej z mieczem. Legolas stał koło niego i miał napiętą cięciwę ze strzałą w jej stronę. Oblewała ją fala zimnych potów. Kiedy Król pdszedł do niej i wbił miecz w jej brzuch skręciła się z bólu. Zaraz wystszeliła strzała. Gwałtownie się obudziła po drodze oderzając głową w niski, jaskiniowy sufit. Zatłumiło jej w oczach. Z powrotem położyła się na twardą ziemię. Przetarła ślepia i tym razem podniosła się spokojnie i powoli. Jej ruch jednak zablokował dziwny dźwięk. Skryła się za krzakiem rosnącym w małej grocie.

- Ślady elfa! I konia! - krzyknął obleśny Ork obserwujący grunt. Victoria nie miała zamiaru się ujawnić, dopóki ta dziwna kreatura nie kopnęła Vento. Dziewczyna nie wytrzymała. Wyjęła sztylet. Rzuciła nim, a on wbił się głęboko w korę drzewa. Ork był zdezorientowany. Rozejrzał się dookoła. Elfica przygotowywała się do ataku. Ustawiła sztylet odpowiednio na dłoni. Stwór wyjął strzałę i naciągnął na cięciwę łuku. Elfka wyskoczyła na nic nie spodziewającego się potwora. Wbiła sztylet w jego obrzydliwe, wielkie cielsko. Zaczął głośno krzyczeć tym samym płosząc wierzchowca Vici. Szamotał się z nią próbując zrzucić ją z pleców, jednak dziewczyna trzymała się w zaparte. W końcu Ork upadł na ziemię. Zmęczona elfka przekręciła się na placy głośno oddychając. Spojrzała się na swoją nogę. Walnęła głową o ziemię.

- Cholera... krew... jak zawsze... - jej dolna kończyna wygięła się pod bardzo dziwnym kątem. Przez skórę przebiła się kość, która powoli rozrywała kolejne części jej naskórka. Nie zwracała za dużej uwagi na ból jednak musiała nogę nastawić w bezpiecznym miejscu i opatrzyć ranę. Przeczołgała się do wcześniejszego lokum. Do buzi włożyła sobie materiał z rękawa. Mocno złapała nogę i przekręciła na prawidłowe miejsce.

- Aaaargghhh... - słychać było jej głuchy krzyk. Tym samym kawałkiem tkaniny zawinęła ranę. Teraz był jeszcze jeden problem. Przez całą tą sytuację jej koń uciekł gdzieś w głąb lasu. Postanowiła zebrać trochę świerzej trawy i zwabić zwierzę. Przez dość poważne okaleczenie prawej dolnej kończyny nadal utykała, ale myślała tylko o tym, aby do zachodu słońca dojechać do Rivendell. W końcu na zboczu małego wzniesienia zauważyła jej rumaka.

- Vento! - krzyknęła. Koń podniósł łeb i spojrzał na właścicielkę. Rozejrzał się jeszcze raz i podgalopował do elficy. Dziewczyna podała mu świeżą trawę i poklepała po łopatce. Z trudem weszła na jego grzbiet i kontynuowała podróż do rodzinnego miasta. Po drodze nie napotkała dodatkowych przeszkód, jednak duży dyskomfort sprawiała jej kontuzja. W końcu dojechała do ścieżki prowadzącej do Pałacu. Z trudem dojechała do pierwszego osiedla. Kilka elfów spoglądało na nią ze zdziwieniem. Jej twarzy nie było widać, gdyż miała na głowie kaptur. Jednyna rzecz jaka ją zdradzała to wystające zza płaszcza blond, prawie białe włosy. Przed strażnikami pałacu Elronda zeszła z konia. Jeden z nich odsłonił jej kaptur. Przeprosił od razu, gdy zobaczył kto to. Straże bez problemu wpusiły Victorię do środka, a jej konia zaprowiadzili do Królewskiej stajni. Przeszła przez korytarze po drodze witana miłymi słowami. Kiedy wyszła za róg jednej ze ścian zauważyła....

--------------------------------------------------------

Kocham kończyć w ten sposób ;) Wybaczycie mi? Mam nadzieję, że tak. Napiszcie w komentarzu jak podoba wam się te fanfiction. Będę wdzięczna za każdy głos ;)

Do końca nieśmiertelności...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz