XXI. Nowy król Mrocznej Puszczy

123 8 3
                                    

Słońce wstało. Victoria również. Legolas zaniósł ją do jej komnaty. Rana tajemniczo zniknęła. Elfka wyglądała za okno, które było doszczętnie pokryte wodą. Chmury były coraz bardziej czarne. Elfica przejechała ręką po swojej klatce piersiowej. Ani strzały, ani śladu po ranie, najzwyczajniej w świecie nie było. Vicę zaatakowało dość duże zdziwienie. Zwinęła się w kłębek. Jęczała co chwilę z bólu, wywołanego przez ucisk pierścienia. Oparła się o ścianę, co wywołało dodatkowy ból. Wstała. Duszności na przemian z atakami zimna. Dziewczyna w końcu nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć z braku sił. Kilka chwil później do jej lokum przybyło już kilku strażników.

- Pani co się stało? - zapytał jeden. Księżniczka wyjęła naszyjnik spod szaty, złapała go za szyję i powiedziała:

- Widzisz to?! Chcę to zniszczyć! Nie będę tego na sobie trzymała. Nie mam zamiaru z tym walczyć, rozumiesz?! Zbieraj mi kilka szyków. Idę do Mordoru. - rzuciła strażnika na ziemię.

- Nigdzie nie idziesz. Oni Ciebie szukają. - powiedział Legolas, który niespodziewanie wszedł do pokoju. Dziewczyna z nie dowierzania odwróciła się w jego stronę. Złapała za sztylet i przyłożyła do swojej krtani. Legolas nawet nie pokazał żadnego zaskoczenia. Wiedział bowiem, że Victoria zdolna jest do wszystkiego, ale na pewno nie do popełnienia samobójstwa. Ona uważa, że jest to zupełne pokazanie słabości w stosunku do wrogów i przeciwności losu. Ona nie jest taka. Ona jest twarda, silna i przetrwa nawet najgorsze czasy.

- Dopadła Cię żądza władzy. Będziesz identyczny jak twój ojciec. Fałszywy, zły i zimny na duszy. To będzie Ciebie prezentowało. Ta wyższość, nienawiść i pogarda do innych. Za chwilę przestaniesz się interesować moim losem i będę zdana na siebie. Jedna, jedyna w całym Mordorze. Słowa Cię nie zabolą, bo już ból jest Ci znany. Zaraz założył tę koronę i uznasz resztę za niepotrzebnych. Przejrzyj wcześnie na oczy, bo potem może być za późno. Nie idź w ślady ojca, bo to Cię zgubi. - w oczach nowego Władcy pojawiła się złość. Nie mógł pogodzić się z tym, że elfka ma racje. Bez słowa wyszedł. Zabolało. Zęby Victorii głośno zaskrzypiały.

- A wy na co czekacie? Przygotować konie! - krzyknęła do stojących przed nią strażników i bezwładnie opadła na fotel. Oddychała bardzo szybko i głośno. Czuła moc pierścienia. Wiedziała, że pisze się na śmierć, ale chciała pokazać, że da sobie rade nawet z takim przeciwnikiem, jakim jest Sauron. Oblały ją zimne poty. Nie zwracała już na to uwagi. Zmarszczyła groźnie brwi i złapała za płaszcz, który szybko narzuciła na siebie. Złapała za kołczan, w którym zostało tylko kilka strzał. Ominęła kilku elfów i wyszła z pałacu. Wbiło ją w ziemie, kiedy zobaczyła kilku martwych strażników przed wejściem. Od razu napięła strzałę na cięciwie. Była przerażona. Pierwszy raz w życiu. Łuk nagle opadł na ziemie, kiedy dziewczyna zobaczyła stojącego przed sobą Gandalfa. Rzuciła się w jego objęcia.

- Choć szybko. Uciekaj stąd. Ratuj się póki możesz. - powiedział, a Victoria szybko wsiadła na wcześniej osiodłanego Vento. Obejrzała się za siebie i zobaczyła jak Gandalf Szary pokonuje wargów. Odpychał ich mocą swojego berła. Dziewczyna galopowała przez lasy Mrocznej Puszczy, aż dotarła do ścieżki Rivendell. Koń szybko przekroczył bramy miasta. Kilka metrów przed wjazdem do pałacu koń wystraszył się lisa i niespodziewanie zadębował. Dziewczyna spadła z niego, mocno uderzając głową o kamienne schody. I znów ciemność. Prześladowała ją. Raniła i próbowała zabić. Czekała, aż elfka nie wytrzyma mentalnie i sama zakończy swój żywot. Najwyraźniej będzie się z nią męczyła do końca świata, bo elfica nie ma zamiaru odbierać sobie życia. Żadna ciemność, żaden Sauron, żadni Orkowie jej nie powstrzymają. Mogą próbować, ale marne są szansy na to, aby wygrać z Księżniczką Księżyca. Czerwień nagle, ogień i płomienie, które chciały ją pochłonąć i zabrać jej brzemię, które dzierży. Berło uderzyło jej twarzy, kazało klękać, zdjąć naszyjnik i oddać właścicielowi. Czarny Pan chciał tego pierścienia. Chciał odzyskać Pierścień Władzy, który sam wykuł, a teraz inne stworzenia mu go odbierają. Chce powrotu do nieśmiertelnego władania nad całym Śródziemiem. Widzi ją. Chce ją zabić, chce pokazać marnemu ludowi elfów to, że nie są niczego warci. Że nadają się na pożarcie przez płomienie. Chce pokazać swojemu odwiecznemu wrogowi, że to on nimi włada i będą się słuchać tylko jego. Słowa jego dźgały Victorię w serce, w duszę i sumienie, które i tak już jest obciążone przez dobicie władcy Mrocznej Puszczy. Nagle światło. Tym razem delikatniejsze i przyjemniejsze. I ten głos, który tak dobrze znała. Który koił jej nerwy i pozwalał uciec od codziennego zła. Głos Lindira. I jego delikatna dłoń przejeżdzająca po policzku. Po gorącym, zdrętwiałym policzku.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

PRZEPRASZAM ZA NIEOBECNOŚĆ!

Postaram się o poprawę :)

Do końca nieśmiertelności...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz