IX. Powrót

161 10 0
                                    

Elfka podeszła do kamiennej bariery na balkonie. Po policzku spłynęła jej łza. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nigdy nie była, aż tak wybuchowa i nieprzewidywalna. Bała się, że jakaś czarna moc nad nią zapanowała. Czuła, jakby miała więcej siły. Jej poczucie wartości o wiele zmalało... Wiedziała, że coś jest nie tak. Że może coś komuś zrobić. Nie panowała nad swoją złością i siłą. Wyszła nic nikomu nie mówiąc z pałacu i wskoczyła na swojego konia. Słona woda napływała jej do oczu. Koń galopował, jednak cały czas miał skulone uszy. Jakby też czuł niepokój. W pewnym momencie Vento gwałtownie ustawił głowę w stronę Mrocznej Puszczy. Zatrzymał się. Teraz jego uszy stały na baczność. Wycofał się parę kroków i stanął dęba. Victoria spokojnie się na nim utrzymała. Wierzchowiec szybko ruszył do przodu. Elfka ledwo zdąrzyła złapać wodze. Usłyszała dziwny dźwięk, jednak jej celem było bezpieczne dojechanie do Mrocznego Królestwa. Popędziła jeszcze raz konia. Świst. Zagłuszyło jej w uszach. Dało się usłyszeć słabe jęknięcie. Dziewczyna upadła na ziemię. Przerażony Vento uciekł do lasu. Uderzyła głową o twardy grunt. Ostatnie mrugnięcie oczu ujrzało dwie istoty. Nie Orków, nie krasnoludów, nie hobbitów. Ktoś normalnych rozmiarów z mieczem w dłoni. Drugi celujący jeszcze jedną strzałą w głowę elfki. Ledwo podniosła głowę, lecz opuściła ją znowu na ziemię. Straciła przytomność. Tymczasem z Rivendell wyruszył Książę Mrocznej Puszczy. Był pewny, że spotka Victorię już w pałacu. Jednak po drodze na jednej z polan ujrzał krew... dużo... bardzo dużo krwi. Zszedł ze swojego konia i podszedł do plamy. Zamoczył palce i przetarł je o siebie. Oczy otworzyły mu się bardzo szeroko. Jednym susem wsiadł na rumaka i popędził do lasu Mrocznej Puszczy. W samym lesie musiał już zwolnić, ze względu na prawdopodobieństwo niebezpieczeństwa. Koń szedł powoli, nadal czujnie. Kiedy byli przy samym wyjściu z lasu zauważył... Vento. Wierzchowiec gwałtownie się szamotał i był wyraźne czymś zestresowany. Legolas podszedł do niego i lekko pogłaskał po pysku. Czułym głosem go uspokoił i przywiązał do siodła swojego konia. Popędził obydwóch i ruszyli w stronę Puszczy. Przed bramą oddał strażnikom konie i kazał zaprowadzić do stajni. Wskoczył niczym poparzony do pałacu i wbiegł do sali tronowej. Jego ojciec był widocznie zdenerwowany zaistniałą sytuacją. Vica powinna być już dawno w komnacie. Chodził z jednego końca sali na drugą. Ręce założone miał za plecami. Głowę opuszczoną w dół. Kiedy ujrzał syna natychmiast powiedział:

- Gdzie ona jest?!

Następca tronu stanął jak wryty przed ojcem.

- Obawiam się, że wiem... - powiedział - Na środku łąki przed Mroczną Puszczą widziałem krew... To była jej krew... ale nie tylko to. W krwi była trucizna, trucizna, którą potrafią przyrządzić tylko ludzie. Jeżeli chcemy ją odnaleźć, to będzie nam potrzebne więcej osób. - oznajmił.

- Idę po strażników. Wyruszamy za chwilę. - powiedział Król mijając syna. Przez Legolasa przepływała i złość i smutek. Był wściekły na siebie, że nie przypilnował Victorii. Uderzył jeszcze w ścianę pięścią i ruszył za ojcem. Ponownie wsiadł na konia i popędził za oddziałem elfów. Cel - Gondor. Legolas wiedział, że ludzie z tamtych okolic mają powody, by nienawidzić elfki, ale obawiał się jeszcze jednego scenariusza.

Victoria obudziła się w ciemnym, małym pomieszczeniu.

- Przekaż Królowi, że się obudziła. - powiedział jakiś mężczyzna. Vica była cała obolała. Ku zdziwnieniu miała opatrzoną ranę na brzuchu. Wokół krew. Była w pełni świadoma, jednak coś nie pozwalało jej się podnieść. Jakaś tajemnicza siła przyciągała ją do podłogi. Do pomieszczenia wszedł celnik i jednym ruchem podniósł elfkę z ziemi. Krzyknęła z bólu, jednak nie zwracał na to uwagi. Została przeprowadzona przez kilka korytarzy. Poznawała to miejsce, była tu kiedyś. Pokoje były całe białe. Na ścianach jasne zasłony. W końcu doszli do ogromnej sali. Celnik wepchnął dziewczynę do środka, a ona upadła na kolana. Nie podnosiła głowy do góry.

- Nasz kochana księżniczka Victoria! - powiedział człowiek siedzący na tronie. Elfice zdziwiło co powiedział.

- Nie jestem księżniczką... - ledwo wydusiła z siebie obolała kobieta. Uslyszała kroki. Ktoś przed nią się do niej zbliżał. Podniósł do góry jej podbródek. Elfica zauważyła bardzo dobrze znaną jej twarz Aragorna.

- Jak to nie? Znana na całe Śródziemie Księżniczka Lothlorien. Córka sławnej Galadrieli i Celeborna. - wrócił na swój tron.

- Moja matka nie żyje, a ojciec wyruszył na wyprawę. - powiedziała zaskoczona.

Król Gondoru głośno się zaśmiał. Klaśnął w dłonie kuląc się z rozbawienia.

- Ależ któż ci takich bzdur naopowiadał. Oni byli tylko twoją rodzinką zastępczą. To było dla twojego dobra skarbeńku. Tak bynajmniej uważała pani Księżyca. - mówił dalej. Elfka nie chciała w to uwierzyć. Nie czuła się jako księżniczka. Kiedy Król podał jej dłoń by wstała napluła na nią. W rewanżu dostała mocne uderzenie pięścią w twarz. Nie dała mu satysfakcji i jedyne co zrobiła to wypluła krew. Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła szeroko. W odweku dostała w drugi policzek. Ból był znikomy. Z jej twarzy nie schodził uśmiech. W końcu jednak przybrała poważniejszą minę. Król odwrócił się, jednak nagle wrócił do wcześniejszego położenia i wbił sztylet między płuca dziewczyny. Nie mogła oddychać. Do sali wbiegły elfy z Mrocznej Puszczy. Legolas dosłownie rzucił się na Aragorna. Przybił go ręką do ściany. Do gardła przypiął miecz. Thranduil zaś złapał już przewracającą się na ziemię elfkę. Upadła na jego kolana. Miała głęboką ranę w mostku. Reszta elfów rozprawiała się z ludźmi Gondoru. Legolas puścił Aragorna i podbiegł do konającej dziewczyny. Dotknął jej zimnego policzka. Król Mrocznej Puszczy podniósł ją i wsadził na konia. Wraz z nią jechał Legolas, który podtrzymywał jej opadającą głowę. Elfica otworzyła na chwilę oczy. Spojrzała się na niego, jednak zaraz znów zamknęła ślepia.

Do końca nieśmiertelności...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz