XVIII. Erebor w ogniu

80 7 0
                                    

Na jeden szybki znak wszystkie elfy zbiegły na koniach z górki. Dezorientacja Orków sprawiła, że Leśne Istoty sprawnie zabiły kilkadziesiąt kreatur. Po drodze jednak dwóch ze strażników zostało postrzelonych przez atakujących. Księżniczka nie mogła się tym przejmować i galopowała dalej. Kiedy oddział zdołał dobiec do bram góry, elfy zaczęły strzelać prosto w głowy gnomów. Oślepiły je swoimi strzałami. Victoria korzystając z nieuwagi wroga postanowiła niezauważalnie wtargnąć do środka góry. Znalazła małe przejście, których Orkowie nie wypatrzyli. Wjechała galopem do głównej sali, w której zostawiła swego konia. Zeskoczyła z siodła i wbiegła na szczyt bramy. Widziała tam wszystkich krasnoludów. Thorin nie był zachwycony z jej przybycia, ale reszta (oprócz Filiego) rzuciła się w jej stronę, by uściskać ją na powitanie. Szybkim krokiem podeszła do rannego.

- Victoria? - zapytał ledwo przytomny krasnolud.

- Możliwe. - powiedziała pospiesznie elfka i rozerwała materiał z jego ramienia, by dostać się do okaleczenia. Rana była bardzo głęboka, a grot od strzały utknął w kości.

- Włóż to do ust. - nakazała podając chłopakowi szmatkę - Trzymajcie go.

Oin oraz Gloin złapali go za ręce i nogi, by się nie wyrywał. Fili domyślał się co elfica ma zamiar zrobić i dało się usłyszeć ciche ,,Nie rób tego''. Jednak Vica wyjęła dwa sztylety i wbiła w ramię poszkodowanego. Jego krzyki trochę ją dekoncentrowały, ale w końcu udało jej się wyjąć zatruty grot. To nie był jednak koniec. Mężczyzna mógł westchnąć z ulgą, ale w jego ciele już rozprzestrzeniała się trucizna. Wyjęła z kieszeni woreczek z proszkiem i przyłożyła mocno do rany. Krasnolud znów głośno krzyknął. Elfka pod nosem mówiła jakieś elfickie zaklęcia. Odsunęła woreczek. Fili niemal zemdlał z bólu, ale wytrzymał. Złapał Vicę za dłoń i po cichu podziękował.

- On musi odpoczywać. Bifur zaprowadź go do innego pomieszczenia i polej ranę najmocniejszym alkoholem jaki znajdziesz.

Całej sytuacji przyglądał się Thorin.

- Wydaje mi się, że powinnaś kierować własnym wojskiem. - powiedział król.

- A mi się wydaje, że powinieneś bardziej interesować życiem swych poddanych, niż tym cholernym złotem! - krzyknęła dziewczyna.

Thorin odwrócił się od niej, ale zaraz wrócił do wcześniejszej pozycji i w dłoń Victorii wbił mały sztylet. Ostrze przebiło zbroję i lekko zraniło jej rękę. Nie wzruszona tym gestem elfka głośno westchnęła i wyjęła nóż z jej dłoni. Z uśmiechem na twarzy oddała sztylet właścicielowi. Thorin zrozumiał wtedy, że ma do czynienia z tą Victorią, która kilka lat temu pozbawiła go jednego palca. Jego oczy nieco się zaszkliły. To ta sama dziewczyna, z którą jako dzieciak biegał po lasach, polując na zające. Stali chwilę w totalnym bezruchu. Nagle Thorin przytulił elfkę zupełnie zalewając się łzami.

- Przepraszam... - wyszeptał.

- To nic. A teraz idziemy walczyć, bo te truchła rozwalą górę w drobny mak.

Usłyszeli dźwięk rogu. Elfica podeszła pospiesznie do brzegu muru. Zza wielkiego pagórka na swoim jeleniu wyjechał król Thranduil wraz z całym wojskiem. Na twarzy Victorii wymalował się szeroki uśmiech. Założyła wcześniej zdjęty hełm i wsiadła na konia. Przez lekki nacisk łydek Fanaberia pędem wybiegła z Erebor. Ominęły wspólnie atakujących Orków i dobiegły do szyku. Koło władcy Mrocznej Puszczy na siwym koniu siedział jego syn, z którym dziewczyna unikała jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.

- Jak sytuacja? - zapytał król przeszywając wzrokiem elfkę.

- Próbują dostać się do złota. Pokonaliśmy jednego z gnomów, ale nadal napierają. - wytłumaczyła.

Legolas cały czas patrzył się na jej zamyśloną minę. Widział w niej całe swoje życie. Nie mógł się nad niczym skupić, gdyż bez przerwy o niej myślał. O uśmiechu, o morskich oczach i białych rozwianych włosach. Ten mały, zadarty nosek doprowadzał go do szaleństwa. Pomimo swej jasnej czupryny, posiadała ona brwi koloru najciemniejszej nocy. Opowiadała nadal co dzieje się na dole. Mildir widząc zachwyt księcia podszedł do niego.

- Legolasie. - zaczął - Ruszamy.

Następca tronu ocknął się i pojechał za resztą elfów. Vento, na którym wciąż jechał Mildir, kulił się i gryzł wszystkich napotkanych na swojej drodze Orków. Kopał co jakiś czas i większość bestii nie miała zamiaru nawet podejść do tego konia. W jego stronę poleciała jedna strzała, ale koń stanął dęba i uniknął postrzelenia. Elf siedzący na górze walczył z mijanymi kreaturami. Tymczasem Victoria złapała jedną ręką wodze i w cięciwę włożyła strzałę. Naciągnęła ją zębami i wystrzeliła prosto w głowę jednego z troli. Bestia padła na ziemię. Vica zwolniła i poprawiła swoje ustawienie w siodle. Nagle wraz z Fanaberią padły na ziemię. Przerażona klacz wstała i uciekła na szczyt pagórka. Elfica powoli wstawała i przecierała oczy. Podniosła z ziemi swój miecz i stanęła na równe nogi. Przed jej obliczem pojawił się wysoki, biały Ork bez ręki i z licznymi bliznami na ciele. Dobrze go znała. Powoli podniosła ostrze i wymierzyła cios, jednak on od razu odparł atak. Dziewczyna usłyszała głośny świst. Przecinająca powietrze strzała trafiła prosto w klatkę piersiową Mildira. Zapatrzona w tamtą stronę Victoria, nie wiedziała nawet kiedy Azog kopnął ją z całej siły w brzuch. Elfka upadła na ziemię uderzając potylicą o wystający korzeń. Straciła przytomność. Ciemność i nic więcej. Nagle jednak obudziła się i zobaczyła koło siebie Księcia, trzymającego jej głowę na swoich kolanach. Kiedy zrozumiała co się dzieje, wstała jak wystrzelona z procy i pobiegła w stronę Mildira. Cały czas trzymał go na swoim grzbiecie Vento.

- Dobry koń... - powiedziała głaszcząc rumaka w szyję. Powoli złapała strażnika za ręce i sciągnęła go z grzbietu wierzchowca.

- Nie, nie, nie... - zaczęła - Mildir trzymaj się.

Przyłożyła do rany ziele wyjęte z woreczka, jednak elf złapał ją za rękę i odsunął od swojego ciała.

- To nic nie da Victorio... - kaszlnął krwią - Mój cały organizm jest już zatruty.

Z oczu elfki poleciały dwie słone łzy. Mildir dotknął jej zalanego gorzką wodą policzka. Z jego zimnych już ust wyleciała stróżka krwi, a oczy skamieniały. Dziewczyna zamknęła jego oczy dłonią. Nie wytrzymała. Wybuchnęła płaczem i wtuliła się w jego szyję.

Do końca nieśmiertelności...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz