XIII. Chcą wojny!

110 9 0
                                    

Było zimno. Jesienna pogoda dawała się we znaki. Wszyscy strażnicy byli wykończeni długą wędrówką. Niektórych Victoria musiała przenosić przez rzeczki czy górki. Powoli sama zaczęła odczuwać zmęczenie, jednak nie dała tego po sobie poznać. Twardo stąpała po ziemi. Przybyli na wyznaczone przez króla miejsce. Mieli przygotowane kilka stanowisk - Dwa były to wielkie doły zakryte liśćmi, a reszta były to wysokie Mroczne drzewa. Niby wszystko spokojne, jednak każdy z nich czuł niepokój. Każdy najmniejszy szelest był dla nich jak wezwanie do walki. Victoria siedziała na szczycie wysokiego drzewa i ostrzyła sztylety. Łucznicy byli na stanowiskach, mimo tego, że nic się nie działo. Cisza i spokój. Elfka schowała noże i zeskoczyła na ziemię. Podeszła powoli do jednego ze strażników. Sprawdzała czy z jego punktu obserwacyjnego widać coś więcej. Jej elfie oczy dostrzegały więcej, niż oczy zwykłych śmiertelników. Coś zbliżało się do obozowiska elfów. Nic dobrego. Raczej nie jedno. Było tego dużo. Victoria słyszała ich głośne oddechy. Elfka skryła się za wielkim głazem, a reszta schowała się w innych kryjówkach. Nagle zza pagórka wyszła zgraja Orków. Vica wyjęła z kołczanu trzy strzały i wszystkie włożyła na cięciwę. Kiedy stwory były dostatecznie blisko granicy elfka kiwnęła głową do Mildira, który wyskoczył i zestrzelił dwóch Orków. Następnie wybiegła Victoria strzelając do tych dziwnych kreatur. Wrogowie, którzy zdołali się przedostać przez granicę, wpadli w doły zakryte gałęziami. W środku czekał na nich oddział uzbrojonych elfów. Księżniczka Lorien wyciągnęła dwa sztylety i machała nimi na boki odcinając głowy Orkom. Przeszła do ostatniego monstrum. Wskoczyła mu na plecy i wbiła nóż w jego kark. Zeskoczyła z jego cielska zanim upadł na ziemię. Mildir zaczął zbierać zwłoki i układać je w jednym miejscu, po czym wszystko podpalił. Elfica przetarła twarz rękawem. Spojrzała na brudny materiał.

- Eww... - powiedziała z obrzydzeniem widząc ciemnoniebieską krew. Strzepnęła maź z dłoni na ziemię.

- Wszystko w porządku, pani? - zapytał zaniepokojony Mildir. Elfka kiwnęła i pobiegła do centrum obozowiska. Kilka elfów było rannych. Swoje okaleczenia zawijali w długie liście. Victoria była bardzo zadowolona z tego, że nie było żadnych ofiar śmiertelnych w jej oddziale. Była bardzo zmęczona, ale dość spokojna. Zrzuciła z siebie łuk, sztylety położyła na ziemi. Wydawało się, że nic już się nie wydarzy, więc elfka położyła się spać. Oczywiście nie obyło się bez dziwnych snów...

,,Znowu biegnie. Nagle świst. W jej nogę trafia zatruta strzała Orków. Leży kilka minut na ziemi. Podbiega do niej czarnowłosy elf. Najprawdopodobniej Lindir. Podnosi ją i zanosi w bezpieczne miejsce. Rozrywa materiał, w którym jest umiejscowiona rana. Mówi jakieś dziwne słowa, przykładając w międzyczasie do okaleczenia różne lecznicze ziela. Nagle zaczyna się dość mocno przyglądać twarzy elfki. Puszcza ranę i kładzie jej głowę na swoich kolanach. Nagle ciemność. Nic. Pustka.''

Reszta nocy była bardzo spokojna. Bez żadnych koszmarów. Obudził ją mocny blask wschodzącego słońca. Przetarła zaspane oczy i powoli wstała. Przebudziła resztę elfów.

- Wracamy do pałacu! - poinformowała strażników. Wszyscy zebrali się i powoli wędrowali w stronę bram Mrocznego Królestwa. Przed wejściem do środka napotkali Księcia. Legolas podszedł do dowódcy.

- Co to za krew? - zapytał wystraszony dotykając elfki.

- No raczej nie mam niebieskiej krwi. - zaśmiała się - Orkiem nie jestem.

Następca tronu uśmiechnął się lekko. Mildir podszedł do Vici.

- Pani, podczas powrotu stan jednej ze strażniczek się pogorszył. Wezwałem do niej służkę, ale wątpię, aby mogła iść jutro na patrol. - powiedział przeszywając strasznym wzrokiem Księcia.

- Zwolnię ją z tego patrolu, ale będzie musiała nadrobić dodatkowe godziny. - oznajmiła elfka. Mildir kiwnął głową porozumiewawczo do elficy i poszedł do swojej komnaty. Legolas z Victorią zostali jeszcze na korytarzu. Dziewczyna wytarła ścierką swoją twarz i szyję z krwi. Rzuciła szmatkę w bok, złapał ją jeden ze strażników.

- Nie sądzisz, że branie udziału w wojnie to trochę ryzykowne? - zapytał Książę. Vica przystanęła na chwilę i przewaliła oczami.

- Nie, nie sądzę tak. - zaczęła - Umiem walczyć i poradzę sobie z tym obleśnymi kreaturami.

Następca tronu lekko się uśmiechnął. Wiedział, że elfka dobrze walczy, ale bał się o jej życie. Nie wyobrażał sobie świata bez niej.

- Widzimy się na śniadaniu! - elfica krzyknęła w stronę odchodzącego Legolasa. Poszli w dwie różne strony. Każde do swojej komnaty. Victoria weszła do swego lokum i od razu poprosiła służkę o przygotowanie jej kąpieli. Zrzuciła z siebie zakrwawione szaty i położyła się w gorącą wodę. Zanurzyła całą głowę. Leżała tak kilka minut i w końcu wynurzyła się by zaczerpnąć powietrza. Patrzyła się w śnieżnobiały sufit. Wiedziała, że może nie przeżyć walki z oddziałami Saurona, jednak chciała bronić narodu elfów. Przerwała przemyślenia po to, aby umyć swoje srebrne włosy. Kiedy skończyła, wyszła z wody i zawinęła się w jedwabny ręcznik. Przeszła z łaźni do pokoju. Tenebris przygotowała jej już suknię, buty oraz diadem. Ubrała się. Czekała jeszcze trochę czasu na to, żeby jej włosy dokładnie wyschły. Postanowiła poświęcić ten czas na odpoczywaniu po patrolu. Położyła się na łożu i myślała nad różnymi rzeczami. Były to drobiazgi. Nie warte opowiadania. Kiedy jej włosy były już dostatecznie suche służka uczesała ją w pięknego koka.

Do końca nieśmiertelności...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz