XI. Przesadziła...

137 10 2
                                    

Elfka znów upadła na łóżko. Ból ją przerósł. Książę podszedł niepewnie do dziewczyny.

- Przyszedłem tu dla twojego bezpieczeństwa. - zaczął - Nie wiem do czego Tauriel może być teraz zdolna. - uniósł jedną brew.

- Dobrze dziękuję. - powiedziała - Ale teraz daj mi się przebrać! - zaśmiała się. Następca tronu posłusznie wyszedł z komnaty. W pokoju zaraz potem pojawiła się służka. Przyniosła trzy suknie. Victoria wybrała jedną - biała jak gwiazdy Lothlorien. Przebrała się z pomocą Tenebris. Usiadła przy oknie. Wpatrywała się w przestrzeń myśląc nadal o swoim śnie. Z góry można było zauważyć korony wielkich, białych drzew Mrocznej Puszczy. Między nimi coś było. Elfica widziała to bardzo nie wyraźnie. Na początku myślała, że to lis, sądząc po ubarwieniu, ale kiedy postać wyłoniła się zza krzewów Vica szybko rozpoznała. Był to nikt inny jak Tauriel. Elfka bez zastanowienia podeszła do wieszaka i zaciągnęła z niego długi, czarny płaszcz. Po drodze wzięła jeszcze swój sztylet. Złapała za klamkę.

- Cóż pani ro... - służka nie zdążyła dokończyć, bo elfka zasłoniła jej usta dłonią.

- Ciii... Nikomu nie mów. Nie długo wracam. - oznajmiła i po cichu wyszła ze swego lokum. Niemal niezauważalnie minęła już trochę pijanych strażników. Wyszła przed pałac. Za plecami trzymała nóż. Ból powoli odpuszczał, dzięki czemu mogła się już bez problemów poruszać. Wyszła w miejsce, w którym ujrzała dziewczynę. Nagle tuż przy jej nodze, w ziemię, wbiła sie strzała. Vica przyglądała się jej chwilę, kiedy to nagle na jej plecy wskoczyła wściekła Tauriel. Ścisnęła ręce na jej szyi, jednak Victoria zdołała się schylić i zrzucić ją ze swojego tułowia. Złapała ją od tyłu za ręce i przyłożyła sztylet do krtani.

- Dość! - krzyknął zdenerwowany Król. Celnik podszedł i złapał Tauriel za ramiona. Wyprowadził ją z dziedzińca pałacu. Księżniczka Lothlorien opuściła głowę i stanęła przed Thranduilem.

- Wybacz panie, ale nie mogłam tego tak zostawić. - powiedziała Victoria.

Wyprowadzony z równowagi władca Mrocznej Puszczy powoli zaczął się uspokajać.

- Rozumiem, ale następnym razem nie będę tolerował nieposłuszeństwa do moich rozkazów. - poinformował elficę.

Dziewczyna kiwnęła głową i już teraz została sama. Rzuciła sztylet gdzieś daleko w głąb lasu. Dość mocno zmęczona tą sytuacją poszła się przejść. Weszła na mostek, pod którym płynęła mała rzeczka. Stanęła na jego środku. Oprała łokcie na barierze. Spoglądała w nieskazitelnie czystą wodę. Widziała nadal przed oczami oblicze Saurona. I te pierścienie... W obydwóch snach... Co to było? Może Gandalf znałby odpowiedź? Zakryła twarz dłońmi. Zaraz znów je opuściła. Obserwowała swoją ranę. Krew nagle zaczęła się znów z niej sączyć. Ścisnęła lekko swój mostek i jakoś zatamowała krwawienie. Zeszła w dół rzeczki i umyła zakrwawioną dłoń. Wstała i powędrowała w stronę sali treningowej, na której trenowała z Legolasem. W jednej z tarczy nadal tkwił jej sztylet. Wyjęła go i schowała w pas widniejący we wnętrzu płaszcza. Ktoś nagle złapał ją za barki. Wystraszona dziewczyna gwałtownie się odwróciła i celowała sztyletem w postać. Zrobiła to na marne, gdyż stał tam roześmiany Książę.

- Wrr... wystraszyłeś mnie. Jeden dziwniejszy ruch i ten nóż miałbyś umiejscowiony w szyi. - powiedziała nieco zirytowana elfka.

- Oj no nie złość się. To tylko żarty. - powiedział Legolas.

- No dobra... Co ty tu robisz tak w ogóle?

- A także postanowiłem się przejść. Jeżeli chcesz mogę ci potowarzyszyć w dalszej wędrówce. - zaoferował się młody mężczyzna. Vica tylko wzruszyła ramionami i poszła wraz z Księciem. Przechodzili koło stajni.

- Właśnie... Nie wiesz może co się stało z Vento? Nic nie pamiętam... - zapytała zasmucona elfka.

- Chodź. - złapał dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę boksów. W jednym z nich stał ciemno-gniady ogier.

- Vento! - krzyknęła uradowana Victoria. Podbiegła do swego rumaka i wtuliła się w jego szyję.

- Miał kilka ran, ale nasze elfy szybko i sprawnie go uleczyły. - uśmiechnął się następca tronu.

Zadowolona dziewczyna z całej tej euforii zapomniała o wszystkim i rzuciła się na Legolasa.

- Dziękuję!!! - krzyknęła, jednak kiedy ogarnęła co robi szybko zeskoczyła z objęć Księcia - Znaczy... no... ten... dzięki.

Obydwoje się zaśmiali.

- No to co powiesz na małą przejażdżkę? - zapytał z cwaniackim głosem elf. Elfka tylko sprzedała mu uroczy uśmiech i zaczęła siodłać swojego konia. Vento spokojnie stał nie ruszając się nawet na chwilę. Kasper za to wierzgał i wariował jak tylko mógł, aby tylko Legolas nie zdołał go osiodłać. Victoria śmiała się pod nosem. Kiedy obydwa konie były już gotowe wsiedli na nie i ruszyli spokojnym stępem za bramę pałacu.

Do końca nieśmiertelności...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz