II Ten, w którym wpadli na trop

589 55 15
                                    

- Nie chciała ze mną rozmawiać. Zamknęła drzwi do pokoju na klucz, zabierając wcześniej kilka jogurtów i paczek herbatników. Znam Camillę jak własną kieszeń i wiem, że może się tak barykadować przez kilka dni - powiedziała Davina, nalewając kawę Deanowi, który od razu zapytał o dziewczynę, gdy Sam zniknął za drzwiami barowej łazienki. 

- To brzmi... - zaczął, szukając odpowiedniego słowa, nerwowo stukając opuszkami palców w kubek.

- Żałośnie? Niepokojąco? Infantylnie? - westchnęła, dokładnie znając charakter swojej najlepszej przyjaciółki. 

- Davino, słońce. Wiem, że jako jedyna przykładasz się do swoich obowiązków, ale mamy dziś naprawdę duży ruch i dopóki nie pojawi się Zoe naprawdę liczę na twoją pomoc. - Zarówno kelnerka jak i łowca wzdrygnęli się słysząc spokojny głos mężczyzny, który zbliżał się w ich stronę z trzema talerzami w rękach i które po chwili postawił przed wygłodniałymi klientami siedzącymi przy stoliku dla czterech osób. - Smacznego i pamiętaj o sobotnim meczu Zack - dodał ze szczerym uśmiechem w stronę lekko łysiejącego mężczyzny, po czym ruszył w stronę kelnerki.

- Się robi, szefuniu. - Choć Davina próbowała zachować powagę, kącik jej ust mimowolnie uniósł się, ukazując uroczy dołeczek w policzku, gdy dostrzegła jak mężczyzna marszczy czoło słysząc znienawidzone przezwisko.

- Nigdy nie biorą mnie na poważnie... - Mężczyzna westchnął w stronę Deana. - Nie jesteś stąd, prawda? - zapytał przyglądając się uważnie łowcy. 

- Nie. Jesteśmy tu tylko przejazdem - odparł, wskazując skinieniem głowy na Sama, który właśnie wyszedł z toalety. 

- Maverick Bridgent, właściciel tej budy - powiedział szarooki, wyciągając dłoń w stronę Sama, a zaraz potem Deana. - Mam nadzieję, że miło zapamiętacie to miejsce, a teraz przepraszam, ale muszę zadbać o gości przy oknie. Gdyby wzrok mógł zabijać, byłbym już martwy, a głodny klient to najgorszy klient - wyszeptał, zerkając w stronę dwójki ludzi, których mina wskazywała na niezadowolenie.

- Czyli to ten słynny szef? - zapytał młodszy łowca, gdy siwiejący już mezczyzna zaczął spisywać zamówienie od kolejnych klientów.

- Tak. Jest w porządku - odparła, poprawiając wysoko upięty kucyk.

- Gość definitywnie zatrzymał się w latach siedemdziesiątych - starszy łowca zaśmiał się pod nosem, zerkając na mężczyznę z rozpuszczonymi, siwiejącymi włosami sięgającymi za ramiona, ubranego w szerokie jeansy i kolorową koszulę w nieregularne wzory, której pierwsze dwa guziki zostały rozpięte, a na piersi widniały sznurki kolorowych koralików. - Pewnie mieszka w vanie, z którego nie schodzi zapach zielska... - dodał z prześmiewczym uśmieszkiem. 

- To świetny facet, który pomógł połowie miasta. Nie wszyscy biorą go na poważnie ze względu na ten cały hipisowski wygląd, ale gdy potrzebują pomocy od razu pojawiają się w Paradise Bar - westchnęła blondynka. - Gdyby nie on, zapewne wszyscy pracownicy baru skończyliby w zaułkach dla bezdomnych, albo na odwyku. Większość z nas odbiła się od dna, ale Zoe... - dziewczyna ściszyła głos. - Nie mam pojęcia skąd bierze mocniejsze środki, ale ostatnio coraz częściej jest na fazie. Nie wiedziałam jej od tygodnia. Miała pojawić się dzisiaj, ale znając życie nawet jeżeli przyjdzie, to nie będzie w stanie normalnie funkcjonować i będziecie musieli sami pojechać do szpita... 

Davina zamarła w połowie słowa i ze zdziwieniem przyglądała się uśmiechniętej od ucha do ucha dziewczynie, która weszła do baru przez główne drzwi. 

- Hej Davina, słońce! Już cię zmieniam - powiedziała, machając w stronę blondynki, po czym zniknęła za kolorową kotarą z koralików, prowadzącą na zaplecze. 

Hunting For Soul                         || Supernatural ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz