25➽One-way ticket

8.5K 396 28
                                    

Kiedy Harry wraca jestem poddenerwowana. Mimo wszystko czuję się niekomfortowo w jego towarzystwie i po prostu źle. Jest obcym człowiekiem.

- Wiesz, że i tak i tak wyszłoby na moim. - stwierdza jak gdyby nigdy nic, siadając na krześle i popijając następną kawę. 
Spoglądam na okno by nie patrzeć na niego.

- Możesz sobie iść. Dla nas obojga wyjdzie to na dobre. 

- Dobrze wiesz, że nie pójdę do domu.

- Dlaczego? - spoglądam na niego  z wyrzutem. - Dlaczego do cholery nie zostawisz mnie w spokoju?

- Bo  masz moje dziecko.

- Ono też ma cię dość.

- Naprawdę? Jakoś nie widzę by zbytnio mnie wyganiało.

Opadam głową na poduszki. W mojej głowie obmyślam różne rozwiązania tej sytuacji, ale wiążąc koniec z końcem dochodzę do wniosku, że wszystkie to niewypały. 

- Będzie najlepiej jak o sobie zapomnimy.  Nic się nie wydarzyło,  w ogóle możemy udawać że się nie znamy. Ja wyjadę z miasta, a ty będziesz miał swoje beztroskie życie, takie jakie miałeś gdy mnie nie poznałeś. Pasi?

- Nie. Oczywiście, że nie. Już mówiłem, że nie wyjeżdżasz z miasta. Nie pozwalam ci na to.

- A kim ty niby jesteś by mówić mi co mam robić? Zaczynasz mnie naprawdę denerwować. - przykładam dłoń do czoła.

- Nawzajem.

Stukam paznokciem o barierkę łóżka.

- Nie nudzi cię to ciągłe dogryzanie? Bo ja akurat mam tego serdecznie dość. Chcę prowadzić normalne życie jak przeciętna dziewiętnastolatka.

- To prowadź. Nikt ci tego nie broni.

- Ty mi bronisz.

- Bo jesteś ze mną w ciąży do cholery Vanessa uspokój się na chwilę, okej? Całkiem podobało mi się jak miałaś zaklejone usta taśmą. Przynajmniej wtedy nikt mi nie pierdolił nad uchem.

Przełykam ślinę przypominając sobie tę sytuację . Porwanie, gwałt, ciąża. I to wszystko za sprawą tego idioty obok mnie. Dziwne, że jeszcze nie mam jakiejś traumy i  nie muszę zgłosić się do psychiatry, bo moja psychika jest zryta, aż za bardzo.

Do mojej sali wchodzi lekarz. Harry widząc kto przyszedł zaczyna krztusić się kawą. Na moich ustach pojawia się nikły uśmiech, co doktor zauważa i myśląc, że to do niego, odwzajemnia go.

Harry doprowadza się do porządku i stawia  papierowy kubek na stoliku. Gdybym była chamską idiotką zwaliła bym to i powiedziała, że to moja własność, bo to ja jestem pacjentem, a nie on. Jednak przypomina mi się, że przez tyle czasu się mną zajmował i opiekował. Poza tym moje wychowanie na to nie pozwala. Nie tam żeby była jakaś księżniczką, albo coś. Po prostu to by było idiotyczne.

- Jak samopoczucie? - pyta lekarz podchodząc bliżej mojego łóżka.

- Dobrze. - mówię skrótowo. Ten tylko kiwa głową.

- Podnieś rękę. - nakazuje.

- Co?

- Dłoń. Podnieś dłoń i zegnij palce, a następnie rozprostuj.

- Okej. - mówię powoli i ze zmarszczonymi brwiami wykonuję jego polecenie. Lekko się krzywię, kiedy zaczyna mnie boleć nadgarstek. 

- Druga ręka. - instruuje, posłusznie to robię. Lekarz wzdycha i zagląda do kart. - Nerwy na szczęście nie zostały uszkodzone i pani dłonie niedługo będą w pełni sprawne, ale muszę jeszcze zobaczyć jak goi się pani udo. Proszę przewrócić się na bok i w miarę możliwości podciągnąć koszulę. - już chcę wykonać polecenie, kiedy Harry wstaje dotykając moje ramienia. - Jakiś problem, panie Styles?

Fighter //HS ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz