Rozdział 10 - Cisza przed burzą.

2.6K 224 87
                                    

Nataniel

   Gdy tylko moja stopa stanęła we wnętrzu naszego domu, zostałem przechwycony i usadzony przy kuchennym stoliku, który najwidoczniej stał się jakimś centrum dowodzenia światem dla naszej rodziny. Allan siedział naprzeciwko mnie i mogłem z łatwością odczytać jego myśli. Mojego brata ewidentnie ciekawość rozsadzała od środka.

- No dobra... wal.

- Jak było u kolegi? Co robiliście? Był miły? Chcesz, zaprosić go do nas w ten weekend? Poznałeś jego rodziców? Macie jakieś wspólne tematy? Proponował ci narkotyki albo jakieś dziwne substancje?

- ... Em... więc... było... okej... chyba.

- ... I?

- No... wypiłem herbatę... wytłumaczyłem mu dość sporo... i wydaje mi się, że sobie poradzi na najbliższym teście... Em... jego rodziców nie było... i chyba nie jest ćpunem... tak myślę.

- Hm... To świetnie! Jakbyś czegoś potrzebował to wal dobra? Pieniędzy na piwo czy coś.

- Mogę wiedzieć, jak doszedłeś do wniosku, że teraz będą mi potrzebne pieniądze na piwo?

- No... ja w twoim wieku głównie chodziłem z kolegami na piwo.

- ... Zioło też paliłeś?

   Powiedziałem to żartem, ale ku mojemu zdziwieniu Allan lekko się zmieszał. Nie... no kto by pomyślał...

- Z raz się zdarzyło...

- ...

- No... może dwa.

- ...

- Ok dobra! Cztery. Cztery razy zjarałem skręta, ale z własnego doświadczenia mówię ci, że nie warto.

- Nie jestem debilem Allan. Wiem, że nie warto.

- ... Jak to jest, że ja byłem debilem w twoim wieku, a ty jesteś takim dobrym dzieckiem... Chwila... To dzięki mnie. Po prostu jestem genialnym opiekunem.

- Tak Allan. Gdyby nie ty byłbym ćpunem z tatuażami a jedyne pozytywne wyniki testów, jakie bym dostawał to te ze szpitala...

- Ta... jestem boski.

- To... jak już skończyłeś się nad sobą rozpływać, to mogę już iść?

- Chwila! Miałem jeszcze zapytać, czy jedziemy jutro na miasto. Kupimy w końcu coś na biszkoptową willę i może zjemy coś w restauracji.

- No... w zasadzie czemu nie? Ze szkołą jestem na bieżąco więc i tak nie mam co jutro robić.

- Świetnie. To możesz iść i... czytać czy co ty tam robisz w tej swojej jaskini. Zawołam cię na kolację.

- Spoko.

   Ruszyłem do mojego pokoju, ale oczywiście Allan nie mógł sobie odpuścić.

- Elfiku!

- Co?

- Pamiętaj o „Incognito Mode"!

   Przewróciłem oczami i ostentacyjnie trzasnąłem drzwiami. Allan nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak skrzętnie pilnuję historii przeglądania zarówno na laptopie, jak i komórce.

   Rzuciłem się na łóżko i odetchnąłem głęboko. Musiałem sobie trochę poukładać w głowie. Po pierwsze... Co z Leonem? W zasadzie... nie wydaje mi się, aby potrzebował więcej korepetycji. Jeśli się uprze, to nie będę mógł odmówić, ale... może nie potrwa to zbyt długo. A jak już nie będę mu potrzebny, to na pewno po chwili o mnie zapomni. To nie tak, że staliśmy się przyjaciółmi czy chociażby kolegami. Ja mu pomagam i w zamian dostaję celujący, a on poprawia swoje oceny... i tyle. To jak... umowa. Gdy każdy dostanie to, co chce, nasze drogi się rozdzielą. On wróci do swoich znajomych a ja... no... wszystko będzie jak dawniej.

Mój miłosny Level UpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz