Rozdział 12 - Krok trzeci: złap go.

2.7K 228 49
                                    

Nataniel

   Spoglądałem na trzymany przeze mnie rożek z gałką lodów orzechowych. Po chwili przeniosłem wzrok na siedzącego obok mnie chłopaka. Leon rozsiadł się na drewnianej ławce i jakby nigdy nic kończył swoją potrójną porcję lodów straciatella. Słońce świeciło, ptaki śpiewały, życie w parku toczyło się jak zawsze... jakby moje życie właśnie nie straciło sensu.

   Mój mózg dalej nie do końca połapał się w tym, co właściwie się stało. Przyszedłem do szkoły pieszo, bo Allan musiał wcześniej iść do pracy. Poza tym byłem na później, bo nie miałem pierwszej lekcji. Gdy tylko wszedłem do budynku, miałem wrażenie, że ludzie się na mnie gapią.

   W zasadzie przez moją paranoję zawsze tak mam. Wydaje mi się, że ludzie na mnie patrzą, obgadują mnie, a gdy słyszę, że ktoś się śmieje, to mam wrażenie, że ze mnie. Jednak tym razem to wrażenie było silniejsze.

   Tak samo było na lekcji. A później na przerwie... podszedł do mnie ten chłopak, który zadaje się z Leonem. Nazwał mnie pedałem i mówił... te wszystkie okropne rzeczy. Ludzie wokół zaczęli się śmiać a ja... rozpłakałem się i uciekłem. Nie wiedziałem co robić, więc postanowiłem się gdzieś schować.

   Nie wiem, jak się dowiedzieli. Przecież... przecież nie robiłem nic, co mogłoby zwrócić na mnie uwagę. To tak jakby... świat się dla mnie skończył. Teraz będę popychadłem... jeszcze większym niż wcześniej. Nie wiem, jak długo siedziałbym tam i płakał, gdyby nie Leon.

   Na początku myślałem, że przyszedł się ze mnie nabijać, ale on powiedział, że... że jest gejem. Przez myśl przeszło mi, że może planuje jakiś okrutny żart. Ale... wydawał się szczery. Zazwyczaj przybiera ten pewny siebie wyraz twarzy, a tym razem był... jakby bardziej naturalny. Jego głos był ciepły i przyjazny co pozwoliło mi nieco się uspokoić. A później... on... on... p-pocałował mnie. Nie wiedziałem co robić. Miałem wrażenie, że mój mózg jest twardym dyskiem, który właśnie się spalił.

   Poza tym powiedział, że... że chce, abym był jego, czy coś w tym stylu. O co mu chodziło? No bo... przecież chyba nie o... o bycie parą... No bo... ja nie jestem... no... dostatecznie dobry. Ale... pocałował mnie... M-mój pierwszy pocałunek...

   W zasadzie po tym Leon zachowywał się jakby nigdy nic. Zaciągnął mnie do parku, a po drodze zapytał tylko jakie lody lubię. Nie miałem pojęcia, jak powinienem się przy nim zachować, więc od kilku minut panowała kompletna cisza. Dlatego właśnie podskoczyłem lekko, gdy usłyszałem głos chłopaka.

- Wiewiórka.

- C-co?

- Tam. Na drzewie. Nie wziąłem krakersów.

- Em... m-mam b-biszkopty.

- Super. Nie jest wybredna. Znaczy... tak mi się wydaje. Nie mam pojęcia czy zawsze karmię tę samą wiewiórkę, czy może jest ich kilka... ale zawsze je to, co daję.

- Czy... czy to jej nie zaszkodzi?

- ... Nie mam pojęcia. Ale podejrzewam, że jadła gorsze śmieci zostawione przez ludzi. Myślę też, że biszkopt jest mniej zagrażający życiu niż chociażby te dwadzieścia plastikowych butelek porozrzucanych w promieniu najbliższych dziesięciu metrów.

   Wsadziłem do ust resztki wafelka do lodów, wyjąłem z torby niewielkie opakowanie ciasteczek, a Leon otworzył je i rzucił jednego biszkopta na chodnik jakieś dwa metry od nas. Po chwili podejrzliwości wiewiórka podbiegła i zgarnęła przysmak, po czym zniknęła za jednym z drzew.

   Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że osoba taka jak Leon będzie zwracać uwagę na coś takiego jak zanieczyszczenie środowiska. To bardzo... empatyczne. Może faktycznie nie należy oceniać książki po okładce. Leon lubi zwierzęta, był dla mnie miły, przyszedł po mnie i zabrał mnie tutaj... Wydaje się... dobrą osobą.

Mój miłosny Level UpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz