Rozdział 15 - Niespodzianka...

2.6K 210 114
                                    

Leon

   Ponownie zerknąłem na adres wysłany mi SMS-em. Ta. To tutaj. Niewielki, parterowy domek jednorodzinny. Wszedłem na podwórko i z ciekawością zerknąłem na niewielki... budynek stojący pod płotem.

   To... buda? Miała nawet niewielkie okienko od strony ulicy. Tabliczka nad wejściem głosiła „Biszkopt". Cóż... kimkolwiek ów Biszkopt jest, nieźle się ustatkował...

   Podszedłem do drzwi wejściowych i zadzwoniłem dzwonkiem. Usłyszałem szczekanie psa a po chwili stłumiony głos Fostera. Nie do końca rozumiałem słowa, ale chyba chodziło o jakiś dywan... W końcu drzwi się otworzyły. Rudzik lekko mnie... zaskoczył. Nie miał okularów.

- H-hej. Wejdź proszę.

- Dziękuję za zaproszenie...

   Zamknąłem za sobą drzwi i zdjąłem buty. Gdy tylko wyszedłem z niewielkiej sieni, zostałem zaatakowany. Golden retriever zaczął obskakiwać mnie i obszczekiwać z każdej strony.

- B-biszkopt nie! Zostaw! Niedobry!

   Foster próbował odciągnąć psa, ale bądźmy szczerzy... pies miał przewagę.

- O-on chce się tylko bawić...

- Przecież wiem, że nie ma zamiaru mnie zjeść. Chodź tu kupo sierści.

  Przykucnąłem i pogłaskałem słynnego Biszkopta, a ten już po chwili rozłożył się na ziemi w oczekiwaniu na więcej czułości. I pomyśleć, że to pochodzi od wilka... Teraz może najwyżej zalizać kogoś na śmierć... albo narobić na wycieraczkę.

- Masz ochotę na herbatę albo k-kawę?

- Hm... kawę. Czarną.

- M-możesz usiąść w salonie, zaraz przyniosę.

   Zaśmiałem się delikatnie, gdy rudzik zniknął w kuchni. Dłonie mu się trzęsły, nie wspominając o tym, że nerwowo przestępował z nogi a nogę.

   Zostawiłem Biszkopta i zacząłem rozglądać się po salonie. Było... przytulnie. Roślinki, jakieś szpargały poustawiane na szafkach... pocztówki i bibeloty. Zupełnie inne od sterylnego wnętrza mojego domu. Moja matka nigdy nie pozwoliłaby sobie... no na przykład na taki obgryziony dywan... Ach... o to chodziło z tym dywanem. Zerknąłem na psa. Patrzyła na mnie wielkimi brązowymi oczami... No... nic dziwnego, że uchodzi mu to płazem. Ale założę się, że Nataniel potrafi być słodszy.

   Odłożyłem torbę obok sofy. Dopiero po chwili zauważyłem fotografie na ścianie. Nawet jeśli nic z tego nie wyniknie, to opłacało się tu przyjść, chociażby dla tego widoku.

   Mały Nataniel jeszcze bardziej przypominał jakieś dzikie leśne zwierzątko. Na jednym ze zdjęć miał pewnie koło sześciu lat i co najmniej jeden ząb mniej niż obecnie. Na innym trzymał na rękach szczeniaka... urocze. Nie wiem tylko co bardziej. Szczeniak czy Foster w szkolnym mundurku. Ostanie zdjęcie, było większe. Rudzik ledwo co odrósł od ziemi... Ten młody blondyn to pewnie jego brat Allan. No niezły nie powiem... dobrze, że nie muszę być zazdrosny.

   Nataniel wyglądał jak matka. Ładna kobieta o szczupłej sylwetce masie piegów i burzy rudych loków. Ale oczy miał chyba po ojcu... Ciekaw co się stało. Nataniel mówił tylko, że wychowuje go brat... nie wspominał o rodzicach.

   Nagle z kuchni dobiegł głośny trzask. Zajrzałem do środka i zobaczyłem Nataniela próbującego pozbierać resztki rozbitego kubka.

- Jeśli będziesz to robił rękami zaraz się...

- Ał!

- Skaleczysz...

   Rudzik wstał i patrzył na kroplę krwi na palcu jak na rozoraną tętnicę. No i... jakoś tak zbladł.

Mój miłosny Level UpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz