Chłopak jak zwykle obudził się bardzo wcześnie. Wraz ze swoim przyjacielem postanowili zrobić poranny zwiad i przy okazji po prostu polatać w spokoju. Kiedy skończyli wylądowali przy kuźni, w której Pyskacz ostrzył już jakiś miecz.
- Cześć- przywitał się z kowalem.
- O, Czkawka. Widzę, że jesteś rannym ptaszkiem- blondyn uśmiechnął się szczerze.- Właściwie to dobrze, że się napatoczyłeś, bo mam do ciebie pytanie, które męczy mnie już dość długo.
- Tak?
- Z czego wykonany jest ten twój płonący miecz? Nigdy nie widziałem surowca, dającego taki połysk.
- To gronklowe żelazo. Rzeczy z niego wytworzone są lekkie i dużo wytrzymalsze od innych- wyciągnął broń. Chwilę jeszcze porozmawiali. Czkawka wytłumaczył Gburowi działanie oręża i skąd się bierze specjalna lawa, dzięki której powstaje to żelazo. Niestety musiał się zbierać, ponieważ nie wiedział o której dokładnie zjawią się jego „uczniowie".
Poszedł prosto na arenę i usiadł pod ścianą. Nie był przekonany co do pomysłu z wytresowaniem smoków dla wikingów. W sumie tu nie było mowy o tresowaniu. Albo zwierzęta będą chciały, albo nie, nie zmusi ich do tego czego nie chcą. One też są żywymi istotami, które mają własne zdanie. Około ósmej pojawiła się cała banda.
- No nareszcie! Ile można na was czekać? O, Sączysmark, myślałem, że nie przyjdziesz. Jak buzia?- naprawdę starał się nie zaśmiać, ale widząc wkurzonego Smarka i zdezorientowane miny pozostałych, spowodowane widokiem wypuszczonych gadów.
- To jak? Zaczynamy?
- Czemu ci się tak spieszy? Mamy cały dzień- powiedziała niebieskooka blondynka. Szatyn czuł się lekko zakłopotany w towarzystwie dziewczyny. Kiedyś się w niej podkochiwał, ale zapomniał o tym uczuciu już bardzo dawno temu. Tylko czy uczucie zapomniało o nim? Nie mógł tego zrozumieć. Podświadomie chciał im wszystko wybaczyć i zapomnieć. Praktycznie, sprawa wyglądała odwrotnie. Nie zamierzał tu zostawać dłużej niż to potrzebne. Z zamyślenia wyrwał go dopiero rozentuzjowany Mieczyk.
- No już zaczynajmy! Szybko! Nie mogę się doczekać!
- Smoki już są gotowe, więc nie rozumiem na co czekacie- powiedział z lekka rozbawiony.
- Co? Czekaj! Ale tak od razu? Bez teorii?- zaczął wyliczać przestraszony Smark.
- Chcesz latać na smoku musisz najpierw zdobyć jego zaufanie. One same was wybiorą- po krótkiej chwili zaciekawione stworzenia podeszły do grupki.- Nie zrobią wam krzywdy. Chcą zobaczyć, czy naprawdę tego chcecie. Pokażcie im, że mogą wam zaufać- wytłumaczył powoli szatyn, a kiedy każdy już jako tako miał swojego smoka, chłopka postanowił przedstawić imiona zwierząt.
- Ok, to... Astrid, twój Śmiertnik nazywa się Wichura, Grąkiel Śledzika, Sztukamięs, Ponocnik Sączysmarka, Hakokieł, a Bliźniaki mają Zębiroga, więc są dwa imiona. Szpadka, twoja głowa nazywa się Wym, z jego paszczy leci gaz, a głowa Mieczyka to Jot, on strzela iskrami i podpala gaz.
- Nadałeś im takie imiona?- zapytał ciekawski blondynek.
- Oczywiście, że nie. Mają takie od urodzenia.
- Twój smok też nazywa się tak od zawsze?- prychnął czarnowłosy.
- Kiedy go poznałem to nie potrafiłem jeszcze rozmawiać ze smokami.
Przez kilka godzin jeźdźcy trenowali latanie i podstawowe uniki. Wszystkim szło nienajgorzej. Chociaż Hakokieł, ze względu na swój charakter, niezbyt słuchał się Sączysmarka. Jednakże nie próbował go zabić, co było dużym postępem, bo gdyby Czkawka był na miejscu tego smoka to jego kuzyn już dawno leżałby martwy na dnie oceanu. Szatyn nie posiadał się z radości kiedy wreszcie skończyli.
CZYTASZ
Odkryć tajemnicę- historia smoczego jeźdźca.
FanfictionCzkawka ucieka ze swojej rodzinnej wyspy, Berk. Odlatuje wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, Szczerbatkiem, który jest smokiem. Chłopak od zawsze próbował dowiedzieć się kim jest? Czy uda mu się to podczas jego podróży? Czy wróci kiedyś do domu...