8<poprawiony>

1.8K 80 9
                                    

Czkawka

Lecieliśmy już ponad dwie godziny. Widziałem, że smoki są zmęczone i wyczerpane. Nie dziwię im się. Nie mam pojęcia ile siedziały w klatkach, ale z pewnością za długo. Cóż, przynajmniej pamiętały co to wolność. Niektórym osobnikom, które uwalniałem trzeba było pokazać jak się lata i żyje w naturalnym środowisku. Cieszyłem się, że akurat te zwierzęta, wiedziały kim jestem i musiałem długo ich uspokajać. W przeciwnym przypadku mogłoby się to skończyć dużo gorzej niż przeciętym ramieniem.

Okazało się, że rana była jednak trochę głębsza niż się spodziewałem. Po za tym nadal odczuwałem nieprzyjemne efekty smoczego korzenia. Chociaż płynny był słabszy i nie ograniczał moich ruchów tak bardzo to działa o wiele dłużej, przez co miałem zawroty głowy. Na szczęście nie na tyle mocne żebym spadł ze smoka. Widziałem, że Szczerbatek cały czas odwraca głowę w moją stronę.

- Nic mi nie będzie. Nie martw się.

- Czkawka, nie kłam. Źle się czujesz i ja to widzę- miał rację, ja nie chciałem się już sprzeczać, więc po prostu odpuściłem. Położyłem się plecami na jego grzbiecie i przymknąłem oczy. Może dzięki temu szybciej mi przejdzie...

Mimo wszystko po kilku minutach się podniosłem i zobaczyłem ląd. Nie tylko ja się cieszyłem, cała reszta również. Po trzech godzinach nieustannego lotu dotarliśmy do Berk. Niby fajnie, ale co ja teraz powiem wodzowi? Znając życie i tak wszystko zostanie zwalone na mnie, a tym razem to nie była do końca moja wina.

Podziękowałem smokom za pomoc. Powiedziałem im żeby trochę odpoczęły, a potem, jeżeli oczywiście chcą, niech polecą na moją wyspę. Potem wszyscy ruszyliśmy w stronę chaty wodza. Na szczęście albo nie, spotkaliśmy go w połowie drogi.

- Gdzie wy na Odyna byliście?! - rzucił wściekły.

- Jakiś gościu nas porwał. Podobno znajomy Czkawki- odezwał się Sączysmark. Go chyba powaliło! Jaki znajomy?! Chociaż... Jakby na to nie spojrzeć to i tak lepszy od niego.

- Mówiłem wam żebyście za mną nie łazili, bo coś się wam stanie. Nie moja wina, że nie potraficie słuchać. Po za tym, nie trzeba było porywać nieznajomego z przypadkowej wyspy- prychnąłem.

- Idźcie odpocząć. Czkawka ty zostań, musimy porozmawiać- powiedział Stoick i wszyscy grzecznie poszli w swoje strony. Oczywiście oprócz mnie.- Dałeś się porwać i naraziłeś na niebezpieczeństwo innych- słucham?! On chyba sobie ze mnie drwi! On śmie obwiniać mnie, za to, że nie potrafi upilnować kilku dzieciaków z wioski (co z tego, że jesteśmy w podobnym wieku)

- Chyba sobie żartujesz! Uważasz, że to moja wina, a w rzeczywistości to TY nie potrafisz upilnować kilku dzieciaków! Skoro są tacy ciekawscy to niech liczą się z konsekwencjami.

- Licz się ze słowami! Po za tym to podobno twój znajomy.

- Teraz to przebiłeś nawet Smarka. Cholera jasna! Który kolega porwałby swojego przyjaciela i groził mu?! Chociaż... Jakby tak pomyśleć... To jest lepszy od was wszystkich razem wziętych!

- Nie zapominaj z kim rozmawiasz! Jestem twoim ojcem i wodzem wyspy, na której mieszkasz!

- Kurwa! Ty nadal nic nie rozumiesz?! Nie jestem twoim synem! Nienawidzę tej pieprzonej wyspy i wszystkich jej mieszkańców! - w tej chwili mnie zamurowało. Stoick podniósł rękę z zamiarem uderzenia mnie. Wszystkie wspomnienia wróciły. Zatrzymał się kiedy uświadomił sobie co właśnie chciał zrobić.

- Czkawka...

- Wiesz co?! Nadal jesteś tym samym, okropnym człowiekiem, którym byłeś 9 lat temu. Mam tego dość, rozumiesz! Mam dość ciebie, tych cholernych wikingów i pierdolonego Smarka, który jest o wszystko zazdrosny. Smoki mają o wiele więcej uczuć niż wszyscy ludzie razem wzięci, a wy jesteście na to żywym dowodem! Nie martw się, nie będziesz już musiał oglądać mojej głupiej gęby! Wylatuję! Teraz! Do nie zobaczenia- stanowczo przegiął! Nic ani nikt nie trzymał mnie na tej durnej wyspie, w tej pieprzonej wiosce. Mogłem śmiało odlecieć i już nigdy nie wracać. I już wsiadałem na Szczerbatka, który cały czas przyglądał się naszej kłótni, a może lepiej awanturze, gdy nagle Stoick złapał mnie za ramię. Pech chciał, że akurat za to z raną.

- Ty jesteś ranny?- zapytał chyba ze zmartwieniem? Nie. Nie chciało mi się z nim już rozmawiać.

- Nie udawaj nagle troskliwego tatuśka. Już od piątego roku życia musiałem sobie radzić sam i wiesz co?- zaprzeczył ruchem głowy.- Nic się nie zmieniło. Teraz, żegnam ozięble!- wyrwałem rękę z jego uścisku i wzleciałem ponad chmury. Kiedy patrzyłem na lecące pod nami ciemne obłoki, nie wytrzymałem. Krzyknąłem z całych sił żeby choć odrobinę się uspokoić.

- Wszystko w porządku?- usłyszałem zmartwiony głos Szczerba i praktycznie wszystkie złe emocje rozwiał wiatr, przynajmniej chwilowo.

- Nie, jak on może w ogóle uważać, że ma nade mną jakąś kontrolę?!- chociaż loty z Mordką zawsze mnie uspokajały to nie teraz. W tej chwili byłem zbyt wkurzony na ojca.

- Może on naprawdę żałuje tego co robił- nie, nie, nie. Co to, to nie. On nie potrafi żałować, przyjąć przegranej, czy po prostu przyznać się do błędu.

- Nie żartuj. Ten człowiek nie ma uczuć ani skrupułów. Nawet teraz chciał mnie uderzyć.

- Ale tego nie zrobił. Jesteś moim przyjacielem, a nawet bratem. Nie chcę żebyś cierpiał z powodu swojego ojca, Czkawka. Ja mojego nie pamiętam, ale nawet nie wiesz jak bardzo chciałby zobaczyć moich rodziców. Wiem, że go nie lubisz, ja też, ale może trzeba dać mu szansę...- miałem teraz straszne wyrzuty sumienia. Nie dość, że Szczerbek musiał słuchać mojego marudzenia to przecież sam musiał czuć się okropnie.

- Przepraszam. Musi ci strasznie brakować rodziny, a ja jeszcze ci ciągle narzekam.

- Źle mnie zrozumiałeś. Chciałbym zobaczyć rodziców, ale mam już rodzinę. Najlepszą na jaką mogłem trafić, na jaką mogliśmy trafić. Mamy naszych przyjaciół i siebie. Nie zamieniłbym was na nic w świecie- wspominałem, że Szczerbatek jest najlepszy? To mówię to jeszcze raz. Trafiłem na najlepszego towarzysza we wszechświecie.

- Wiem, ja też- szepnąłem tylko.

Ashley

Całą noc martwiłam się o Czkawkę i resztę. Zniknęli dwa dni temu i nie dawali żadnego znaku życia. Nie mogłam zasnąć, więc tylko leżałam bezsensu na łóżku i patrzyłam w sufit. Nagle do moich uszu dobiegły jakieś rozmowy. Znałam te głowy. Od razu pobiegłam do drzwi, a kiedy je otworzyłam zobaczyłam moich przyjaciół i zaginionych mieszkańców. Thorze dziękuję!

- Jak dobrze was znowu widzieć!- krzyknęłam uradowana, a wszystkie twarze zostały zwrócone w moją stronę.- A gdzie Czkawka?- mimowolnie w głowie pojawił się strach. Dlaczego aż tak bardzo się o niego martwiłam? A no dlatego, że jeździec potrafił się wpakować w niezłe tarapaty, zazwyczaj z narażeniem jego życia.

- Wrócił wczoraj z nami. Potem spotkaliśmy wodza. On kazał nam iść do domu, a Czkawce powiedział żeby poczekał. I tyle go widzieliśmy- odezwał się Sączysmark. Uderzyłam się ręką w czoło.

- I naprawdę został sam na sam ze Stoickiem?- zapytałam delikatnie zirytowana.

- Tak....ale czemu pytasz?- odpowiedziała Astrid. Na szczęście szybsza z odpowiedzią była Alice.

- Naprawdę nie wiecie?- w odpowiedzi rudowłosa otrzymała tylko przeczące kiwnięcia głowami.- Czkawka nie ma dobrych kontaktów ze swoim ojcem, więc znając życie...- dokończyłam za nią.- ... już go tu nie ma.

- Więc nas też już nic tu nie trzyma- powiedział Alex z uśmiechem na twarzy. Ja także bardzo się cieszyłam.

- Możemy polecieć z wami? - nagle głos zabrała blondwłosa wojowniczka.

- Nie wiem czy Czkawka by tego chciał.

- Proszę- dalej nalegała. Uhhh...on mnie zabije.

- No dobra. Chodźcie.

__________________________

Wybaczcie, że taki krótki, ale nie miałam weny. Następny raczej zrobię dłuższy. Znowu mam pełno rzeczy w szkole, więc nie wiem kiedy będzie następny 😭

Mam nadzieję, że się podobał. Do następnego! ❤

Ps: Chcecie Albrechta albo Dagura? Piszcie w komach.

03.07.2019

Teraz jest już dłuższy xD

Odkryć tajemnicę- historia smoczego jeźdźca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz