Siedziałem w kajucie Viggo przywiązany do krzesła. Może trochę prymitywnie, ale trzeba przyznać, że łowcy znają się na węzłach. Ruszać mogłem tylko głową. Z łatwością udałoby mi się wydostać, ale na mojej drodze stały dwie przeszkody. Pierwszą był Szczerbatek. Nigdy nie zostawię go w potrzebie, tak jak on mnie. Drugi powód to ludzie z Berk. Odynie, dlaczego oni szli za mną? Gdyby tego nie zrobili to by tu nas nie było. Nadal byłem na nich wszystkich wkurzony, ale nie mogłem pozwolić im zginąć. Co wtedy byłby ze mnie za Smoczy jeździec? No właśnie, żaden. Nie pozwolę zabić jakichkolwiek osób, tylko dlatego, że nie chcę zdradzić mojej tajemnicy.
- A więc, mieszkasz na tej wyspie?- z rozmyślań wyrwał mnie głos łowcy. No to zaczynamy zabawę. Kto jak kto, ale z Viggo rozmawiam w miarę normalnie. Pomijając fakt, że nasze zdania są wręcz przesiąknięte ironią i sarkazmem, to zawsze jest to lepsze niż kilku godzinne tortury u Drago. Chociaż wtedy też rzucam różnymi tekstami w jego stronę, za co obrywam jeszcze mocniej, ale mniejsza z tym.
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy?- starałem się brzmieć obojętnie, ale samo wspomnienie o Berk wywoływało u mnie furię. Głównie przez kłótnię z moim ojcem. Nie lubię kiedy mi się rozkazuje, ale on najwyraźniej nie przyjmuje sprzeciwów.
- Dość długo na niej przebywasz, a raczej nie zostajesz w danym miejscu dłużej niż tydzień- tutaj akurat ma rację, nie zostaję w jednym punkcie przez więcej niż siedem dni. Chociaż jest jeden wyjątek.
- Zostaję. Na mojej tajnej wyspie- przynajmniej jedna rzecz, o której żaden z moich wrogów nie wie, czyli gdzie znajduje się mój dom i nie chodzi tu o Berk. Choć tego też nie wiedzą. Nie znają mojej przeszłości. I dobrze.
- To może powiesz mi w końcu, gdzie ona jest?- pyta o to za każdym razem kiedy się "spotykamy", ale mu tego nie zdradzę, bo po co?
- Niech no pomyślę... Nie- odpowiedziałem tak ironicznie jak tylko umiałem. Viggo zmarszczył brwi. No i super, uwielbiam ich wszystkich wkurzać. Sam nie wiem czemu, po prostu to lubię. Chwilę potem jego wyraz twarzy się zmienił. Rozgniewaną minę zastąpił chytry uśmieszek, a to oznaczało jedno. Miał jakiś plan. Trochę mnie to zaniepokoiło.
- Zależy ci na nich?
- Jakich ich?- podejrzewałem o kogo chodzi, ale chciałem się upewnić. Niestety nie myliłem się.
- Chodzi mi o te dzieciaki, które również złapałem- zagotowało się we mnie. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Niestety pod wpływem impulsu moja skóra stała się ciepła i wszystkie liny się spaliły. Ja natychmiastowo wstałem z krzesła z morderczym wzrokiem.
- Wiedziałem- powiedział pewny siebie łowca, po czym podszedł do mnie. Dzieliły nas centymetry, spokojnie mogłem mu przywalić i uciec, ale nie wiedziałem gdzie jest Szczerbol. Tylko on się teraz liczył.- Z pierwszego rzędu będziesz oglądał ich śmierć Smoczy jeźdźcu- powiedział i znowu na jego gębę wdarł się ten perfidny zwycięski uśmieszek.
- Co?- nie zdążyłem jednak dokończyć, ponieważ ktoś za moim plecami przyłożył mi chustkę do buzi. Od razu wyczułem, że to smoczy korzeń. Chciałem się wyrwać, ale roślina zrobiła swoje i straciłem przytomność.
Astrid
Zabrali nas na jakiś statek. Kątem oka zauważyłam, że Czkawkę i jego smoka zaprowadzili na zupełnie inną łódź. Tylko dlaczego? Nienawidzę tych jego tajemnic, ale nie chcę żeby zginął. Zamknęli nas w wspólnej celi. O ucieczce nie było mowy. Dlaczego? Dlatego, że po całym pokładzie byli rozstawieni strażnicy, a w około nas była tylko woda i nie było szansy na dopłynięcie do brzegu. Niestety nasze smoki były cały czas w wiosce. Po chwili poczułam, że odpływamy. Nie wiedziałam gdzie i w jakim celu. Można tylko czekać. Kraty więzienia były zrobione z dziwnego metalu, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Miały delikatnie turkusowy kolor i były naprawdę twarde.
CZYTASZ
Odkryć tajemnicę- historia smoczego jeźdźca.
FanfictionCzkawka ucieka ze swojej rodzinnej wyspy, Berk. Odlatuje wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, Szczerbatkiem, który jest smokiem. Chłopak od zawsze próbował dowiedzieć się kim jest? Czy uda mu się to podczas jego podróży? Czy wróci kiedyś do domu...