Jaylynn's P.O.V.
Wszystko jest cicho, kiedy otwieram swoje oczy. To dziwne, gdy nic się nie dzieje. Normalnie moja denerwująca siostra śpiewałaby, zdzierarając płuca lub mój brat po prostu wrzeszczałby mi do uszu, żeby mnie obudzić. To niezmiernie miła pobudka, gdy słychać wiatr uderzający w moje okno.
Wzdycham i podnoszę się. Przeczesuje włosy dłonią i zdaję sobie sprawę, że jest w nich pełno kołtunów. Tak jak zawsze. Wyślizguje moje stopy spod kołdry i wychodzę z łóżka. Drżę, gdy stykają się z ziemią, czyli zimną, drewnianą podłogą.
Rozprostowuje moje ramiona i mocno ziewam. Wstaję i rozprostowuje nogi, próbując zrobić się mniej śpiąca. To nie jest jednak aż tak dobre, więc decyduje się wziąć prysznic. Chwytam szary, dzianinowy sweter i czarne rurki. Podchodzę do szuflady i biorę czarną bieliznę i stanik.
Kieruję się do łazienki i dla pewności spradzam czy mam ze sobą teraz mydło. Rozbieram się i wślizguje się pod prysznic. Odkręcam wodę i piszcze, gdy zimna ciecz spływa po moim ciele. Naprawdę lubię zimne prysznice, ponieważ one mnie rozbudzają. Nie jestem rannym ptaszkiem, więc ich potrzebuję.
Myje ciało oraz włosy i wychodzę spod prysznica. Owijam ręcznik wokół siebie i szybko się wycieram. Suszę włosy suszarką i zakładam ciuchy. Patrzę w lustro i uśmiecham się dumnie. W końcu mieszkam na swoim i mogę robić cokolwiek mi się podoba. Od teraz nikt nie może zatrzymać przed zrobieniem czegokolwiek. Kocham to.
Przeczesuje włosy dłonią po raz ostatni i wychodzę z łazienki. Idę na dół w kierunku kuchni i zaglądam do lodówki, ale jest zupełnie pusta, ponieważ nie miałam jeszcze czasu iść do sklepu spożywczego.
Wzdycham i chwytam swoją torebkę z blatu. Położyłam ją tam wczoraj. Sprawdzam czy mam ze sobą pieniądze i wychodzę z domu. Jest 10, więc sklepy powinny być już otwarte. Idę w kierunku mojego zwykłego, małego auta i wsiadam do środka. Nie mam pojęcia, gdzie znajdę centrum handlowe, więc będę po prostu jeździła po okolicy.
Odjeżdżam z podjazdu i wyjeżdżam na drogę. Nikogo nie ma na ulicach, one po prostu wydają się tak opustoszałe.
Skręcam w prawo i widzę kilka domów wzdłuż ulicy, parę starszych ludzi siedzących na ławce na chodniku. Zwalniam i opuszczam okno, kiedy znajduję się naprzeciwko nich.
- Przepraszam? - zwracam ich uwagę, a mężczyzna wstaje i idzie w kierunku mojego samochodu.
- W czym mogę ci pomóc? - pyta przyjaźnie, a ja się uśmiecham.
- Jestem tutaj nowa i próbuje znaleźć sklep spożywczy. Czy mógłby mi pan pomóc? - pytam go, a on przytakuje.
- Oczywiście, jedyny sklep w okolicy jest tu, za tymi blokami. Po prostu najpierw skręć w prawo, potem w lewo, powinnaś zobaczyć go po prawej - mówi, a ja się uśmiecham.
- Dobrze, dziękuje! - mówię przyjaźnie, a on marszczy brwi.
- Nie jesteś tą dziewczyną, która mieszka w starym domu, tam na rogu? - pyta pokazując w kierunku mojej ulicy.
- Tak, dopiero tam zamieszkałam! - mówię i uśmiecham się.
- Bądź ostrożna, dziewczyno - mówi, a ja marszczę brwi.
- Będę - mówię odrobinę zdezorientowana, a on się cofa. Zastanawiam się, czy on też mówi o tej 'istocie z lasu'. Pewnie tak. Domyślam się, że wszyscy tutejsi ludzie wierzą w tę historię.
Jadę za jego radą i narychmiast zauważam mały sklep spożywczy po mojej prawej. Nie jest duży, ale to jedyny sklep w okolicy, więc domyślam się, że to będzie ten. Parkuje mój samochód i wysiadam. Idę w kierunku wejścia i natychmiast wita mnie kobieta w średnim wieku. Nie ma tu wielu ludzi, ale nie jest chociaż tak opuszczony jak ulice.

CZYTASZ
Blood // JB [PL]
Fiksi PenggemarOryginał: SupraBiebr Tłumaczenie: luvmyjcalm #91 in Fanfiction - 08.05.17