Rozdział 3

2.2K 99 13
                                    


Ciemne ściany pokryte częściowo mahoniową boazerią, drewniane podłogi, sklepienia żebrowe, żyrandole zwisające na grubych łańcuchach, broń zdobiąca ściany oraz chłód, jaki bił z tego miejsca, to wszystko zastali, gdy tylko przekroczyli próg zamku. Sophie nigdy nie była w stanie wyobrazić sobie czegoś podobnego. Gdy z oddali obserwowała, jak zbliżali się do tego wykutego w skale zamku, spodziewała się mrocznego wnętrza na widok, którego zmroziłoby jej krew w żyłach i właśnie to otrzymała.

– Witamy w Transylwanii. – Przywitał ich blady mężczyzna, wyłaniając się z korytarza obok majestatycznych schodów będących centralnym punktem holu. Sophie podskoczyła, słysząc jego szorstki ton, a oddech uwiązł jej w gardle na widok jego pomarszczonej twarzy, zapadniętych policzków, idealnie ulizanych kruczoczarnych włosów i zdobionej złotą nicią szaty wyglądającej zupełnie jak z innej epoki.

– Jego Wysokość już oczekuje pana w bibliotece – nieznajomy zwrócił się do McCartneya i odwrócił wzrok w kierunku Sophie. – A panienka zostanie zaprowadzona do swojej komnaty. Za chwilę przyjdzie tu jedna ze służek.

Sophie oniemiała wpatrywała się w nieznajomego. Budził w niej swego rodzaju niepokój, którego nie rozumiała. Bała się otworzyć usta i cokolwiek powiedzieć. Nigdy wcześniej tak się nie czuła. Nawet ojciec nie budził w niej takich uczuć. Cały ten dzień był dla niej istnym szaleństwem i zaczęła się zastanawiać nad płatającą figle wyobraźnią. Przecież nie znała tego mężczyzny, wiec nie mogła określić, jakim był człowiekiem. Pierwsze spotkanie zazwyczaj jest kluczowe dla stworzenia pozytywnego bądź negatywnego wrażenia, ale jednak prawdziwy charakter możemy również ujrzeć po dłuższej znajomości.

Sophie pokręciła głową, wyrywając się z autorefleksji, po czym uśmiechnęła się uprzejmie do staruszka, posyłając mu sygnał, że zrozumiała jego przekaz.

– Proszę za mną, panie McCartney.

– Oczywiście – odpowiedział szybko Ian.

Nieznajomy mężczyzna skinął głową w kierunku Sophie, odwrócił się na pięcie, po czym ruszył w stronę korytarza, z którego się wyłonił, witając gości. Stukot jego butów z każdą sekundą stawał się coraz ciszy. 

Dziewczyna spojrzała na ojca, który był najpewniej zaniepokojony. Zaciskał nerwowo pięści, po czym je rozluźniał. Dawno nie widziała go w takim stanie. Od śniadania przeczuwała, że coś jest nie tak. Wręcz nakazał jej szybkie spakowanie bagaży, następnie ten okropnie długi lot, a na koniec to zamczysko i oczywiście zero jakichkolwiek wyjaśnień. Zaczynała się bać tego, co będzie następne.

Gdy tylko panowie zniknęli za zakrętem Sophie, nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Była zmęczona i padała z nóg, a czekanie najpewniej na pokojówkę wydawało się trwać w nieskończoność. Chodziła po holu, przyglądając się uważnie ozdobą ściennym i z ciekawości podchodziła do rozwidlenia, z którego rozchodziły się korytarze, by zobaczyć, co w sobie kryją i dostrzec kobietę mającą się nią zająć. Po kilku chwilach zmęczona usiadła na chłodnych stopniach schodów i oparła głowę o drewnianą barierkę.


***


Przy podłużnym stole wszystkie miejsca zostały zajęte. Smocza Rada trwała od kilkunastu dobrych godzin, a na jej czele stał sam król. Rządzący żelazną ręką władca budzący lęk w każdej istocie. Władał od stuleci i od stuleci udowadniał, że to właśnie go wszyscy powinni się najbardziej lękać.

Spory lordów i hrabiów trwały w najlepsze. Próbowali przekonać władcę do swoich rozwiązań zwalczenia buntów, które wybuchły w kilku częściach królestwa. Zamieszki stawały się coraz większym zagrożeniem dla tej mrocznej części świata. Król obawiał się odkrycia prawdy przez śmiertelnych, a musiał przestrzegać paktu zawartego przed setkami lat z ludzkimi władcami. Wiedział, co należało zrobić, a to spotkanie było jedynie formalnością, jaką musiał dopełnić, nim wprowadzi swoje plany w życie.

– Nie wszystko można załatwić groźbami Hrabio de Rigaud! – oburzył się Antoni Morosini, gwałtownie wstając, jednocześnie przewracając swoje krzesło, które uderzył z hukiem o marmurową posadzkę.

- A jak mamy to rozwiązać?! - kolejny krzyk rozbrzmiał, początkując jeszcze bardziej zażyłą kłótnię.

Spory były wystarczająco głośne, by trzask zamykających się drzwi zgubił się w tym hałasie. Do pomieszczenia wszedł chudy mężczyzna będący jednym z kamerdynerów Nicolasa. Szybko dotarł do króla z informacją o przybyciu wyczekiwanych gości. Mężczyzna jedynie pokiwał głową, dając znać, że przyjął wiadomość i wstał, szurając krzesłem. Wszystkie głosy ucichły, a ciała zesztywniały. Członkowie Smoczej rady spojrzeli na swojego króla, po czym się pokłonili.

Nicolas bez zastanowienia wyszedł z sali. Wystarczając długo, słuchał tych bezsensownych kłótni. Wszystkiego, co go najbardziej interesowało, dowiedział się podczas pierwszych godzin narady.

W bibliotece czekał na niego Ian McCartney. Mężczyzna był zdenerwowany. Nicolas wyraźnie słyszał jego przyspieszone tętno. Krążył między meblami wypoczynkowym stojącymi po środku pomieszczenia, zwróconymi przodem do kamiennego kominka. Przystał tuż obok masywnych regałów wypełnionych książkami w których grzbiety obito skórą. Przyglądał się im uważnie. Gdy Ian dostrzegł obserwującego go władcę automatycznie się wyprostował, poczuł jak jego serce przyspieszyła jeszcze bardzie i przełknął narastającą w gardle gule.

– Wasza Wysokość – rozbrzmiał drżący głos sztywno kłaniającego się McCartneya.

– Nareszcie się spotykamy. – Nicolas podszedł do mężczyzny, twardo na niego spoglądając. – Jak mniemam, dotrzymałeś wszystkich ustaleń naszej umowy.

– Oczywiście panie.

Król podszedł do karafek wypełnionych trunkami i nalał jeden z nich do kryształowej szklanki i od razu wypił, po czym odstawił ją z hukiem na stolik przy kominku i odwrócił się przodem do Iana. Mężczyzna uwięził wzrok w płomieniach tańczących wokół porąbanych kawałków drewna. Bał się spojrzeć w oczy władcy.

Nicolas wygodnie rozsiadł się w fotelu obitym brązową skórą i wskazał dłoniom towarzyszowi, by zrobił to samo.

– Panie nie sądzisz, że żądasz zbyt wysokiej ceny za...

– Według mnie, to niewielki koszt, jaki musisz ponieść za swoje przewinienia - Wtrącił Nicolas. - Żądam jedynie twej córki, a nie głowy. Powinieneś być mi za to wdzięczny i przemyśleć wszystko nim podpisałeś pakt z diabłem.

Poślubiona mroku - Szkarłatny pocałunek  Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz