Rozdział 8

1.9K 69 19
                                    

Przez kilku dni ulubionym miejscem Sophie na przetrwanie dnia było zaciszne miejsce pod drzewami w głębi ogrodu. Powód był oczywisty, nikt takm nie zaglądał przynajmniej gdy ona tam przebywała. Była kompletnie dobita, zwłaszcza po wyjeździe ojca, który zniknął bez słowa. Nie sądziła, że kiedykolwiek zrobi jej coś takiego. Zabolało ją to. Pragnęła wrócić do swojego poprzedniego życia pełnego błogiej nieświadomości. 

Pierwsze dni po pamiętnej rozmowie spędziła zamknięta w pokoju. Nie wpuszczała do niego nikogo. Skończyło się to wraz z wyważeniem drzwi przez Nicolasa. Był wściekły i wyraźnie widziała, jak powstrzymywał się ostatkami sił, by jej niczego nie zrobić. Starał się ją zrozumieć, ale wszystko miało swoje granice. Był wściekły na nią, zwłaszcza gdy nie pojawiała się na posiłkach. Była przecież kruchą, ludzką dziewczyną potrzebującą pożywienia. Na niego zwykłe jedzenie nie wpływało, a bez krwi mógł obejść się nawet kilkanaście dni bez żadnego problemu, ale ona nie była jak on. Każdego dnia obserwował ją ukradkiem, gdy robił sobie przerwę od obowiązków, jakie niosło za sobą stanowisko władcy, a Sophie wówczas udawała, że tego nie zauważyła. Nikła w jego oczach, a on kompletnie nie wiedział, co powinien zrobić.

Mijały dni, a każdy następny wydawał się jej coraz dłuższy. W końcu drzewa zostały ogołocone z liści, a śnieg zaścielił ziemię. To były pierwsze białe dni, a Sophie coraz bardziej miała dość mętliku, jaki zakorzenił się w jej głowie. Pragnęła się go pozbyć, ale nie wiedział jak. Miała ochotę płakać z rozpaczy, ale łzy nie chciały nadejść. Czuła się coraz bardziej bezsilna. Od kilku tygodni była cieniem samej siebie i doskonale wiedziała, że potrzebowała zmiany, zwłaszcza że już dawno zaczęła doskwierać jej samotność.

Sophie idąc wolnym krokiem pośrodku korytarza, trzymając książkę w dłonie, poczuła jak po jej plecach przeszły dreszcze. Przystanęła i się odwróciła. Za nią stał Nicolas. Dzieliły ich metry, a żadne z nich nawet nie drgnęło. Wpatrywali się w siebie nawzajem, próbując nasycić swoje oczy. Robili tak za każdym razem. Jedno, jak i drugie bało się wykonać pierwszy krok. Ona w jakiś niewytłumaczalny sposób się go bała, mimo iż doskonale zdawała sobie sprawę, że to właśnie w jego obecności była najbezpieczniejsza. On zaś nie chciał wykonać złego ruchu, obawiał się, że znów zamknie się w swoim pokoju, cierpiąc jeszcze bardziej. Żałował, że nie potrafił czytać w jej myślach. Za każdym razem wyraźnie widział, jak z nimi walczyła i jak bardzo ją to wyczerpywało. Pragnął pozbawić ją tego ciężaru, lecz nie wiedział jak to uczynić. Gdy przypadkowo na siebie trafiali pośród zimnych ścian zamku, chciał zrobić pierwszy krok, wyciągnąć do niej rękę i nigdy więcej pozwolić na to by tak mu się wyślizgnęła.

Widząc, że Sophie ma już zamiar ruszyć dalej zacisnął dłoń w pięść, próbując się przemóc.

– Możemy porozmawiać? – zapytał z oddali. Jego głos był niepewny, jakby bał się ją spłoszyć.

Zdziwiła się. Nie sądziła, że to on wykona pierwszy krok; ale biorąc pod uwagę, że sama nie mogła przemóc się, aby go zrobić, powinna domyślić się, iż w końcu to nastąpi.

Zamrugała kilka razy i przez chwilę wpatrywała się w guziki na jego czarnej, satynowej koszuli. Rozpatrywała za oraz przeciw, podjęcia się tej rozmowy, aż doszła do wniosku, że przecież kiedyś ona musiał nadejść. Jak nie teraz to za kilka dni. W końcu będą musieli zamienić ze sobą słowo. Przecież była jego żoną i choć stała się nią poprzez starożytny obrzęd, to respektowała go.

Westchnęła bezsilnie i pokiwała głową. Nicolasa zdziwił ten ledwie dostrzegalny gest. Nie sądził, że Sophie się zgodzi zamienić z nim, choć by słowo. Poczuł wewnętrzną ulgę i ruszył w jej kierunku. Wyciągnął rękę, by chwycić jej dłoń, lecz w ostatnim momencie się powstrzymał.  Nie był pewien jej reakcji i nie zamierzał ryzykować. 

Poślubiona mroku - Szkarłatny pocałunek  Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz