Rozdział 11

1.7K 64 14
                                    


Długa suknia w kolorze białego wina wiła się po marmurowej posadce wyłożonej w Sali balowej. Setki kryształków i pereł, którymi była obszyta, nadawały jej ciężaru, a wysokie szpilki powodowały, że Sophie chodziłam w pobliżu ściany. Były one niebotycznie wysokie, a dziewczyna modliła się tylko o przeżycie. Zaledwie po kilku minutach od włożenia ich na swoje stopy zapragnęła egzekucji twórcy tej śmiertelnej broni. Niewiele brakowało, a stoczyłaby się ze schodów. Miała szczęście, że Thomas szedł tuż obok niej i złapał ją w odpowiednim czasie. Inaczej ten wieczór mógłby się to skończyć dość drastycznie. Wolała nawet o tym nie myśleć.

Okrągłe stoły nakryte czarnym obrusem, na który został narzucony kolejny wykonany z koronki stały w jednym końcu sali, by jej większa część służyła za parkiet. Świece stały na środku stołów oraz były, rozmieszczone w różnych częściach sali dodając odpowiedniego klimatu. Bukiety z fioletowych i kremowych róż odpowiednio ułożone w kryształowych wazonach, a kryształy zdobiące żyrandol mieniły się w świetle księżyca padające przez wysokie okna.

Echo melodii granej przez smyczki delikatnie niosło się po sali balowej, było to przyjemne dla ucha. Sophie trzymając dłonie na drewnianej balustradzie ciągnącej się wzdłuż balkonu i schodów; wsłuchiwała się w muzykę i obserwowała zimnokrwistych gości bawiących się przy kielichu świeżej krwi, której metaliczny zapach unosił się w powietrzu. Gdy tylko przekroczyła drzwi, poczuła, jak dopadają ją mdłości, ale szybko oswoiła się z tym zapachem. Sam widok krwi nie odrzucał jej, przyzwyczaiła się już do niej, ale do tej pory nie doświadczyła jej w takiej ilości.

Kilka par tańczyło, inni siedzieli przy stołach, ale jednak uwagę Sophie przykuło kilkoro mężczyzn stojących na uboczu. Jeden z nich gwałtownie gestykulował, a inny wyglądał na znudzonego. Krew w żyłach zmroziło jej spojrzenie, jakie posłał jej długowłosy mężczyzna ubrany w czarny frak, który z takiej odległości częściowo zlewał się z zawiązanym wstążką włosami. Sophie miała wrażenie, jakby cofnęła się w czasie co najmniej o kilka stuleci.

Odwróciła wzrok i spojrzała na wciąż stojącego u jej boku Thomasa. Jego jasne włosy były lekko przydługie, ale za to frak leżał na nim idealnie. Czego innego mogłaby się spodziewać po szytym na miarę odzieniu?

Uśmiechnęła się lekko do chłopaka i wolnymi ruchami wygładziła suknię, na której nie było ani jednego zagniecenia.

– Nie potrzebnie się stresujesz – powiedział Thomas, pokazując swoje białe zęby. – Oboje wiemy, że dziadek nie pozwoli cię skrzywdzić. Może zalazłaś mu odrobinę za skórę, ale jesteś jego żoną. Masz wyższą pozycję od nich wszystkich razem wziętych. Więc głowa do góry i powal ich wszystkich na kolana.

Sophie zaśmiała się cicho.

Faktycznie była zdenerwowana, ale do tej pory nie zwróciła na to uwagi.

– Dzięki, Thomas.

– Zawsze do usług, Pani. – Ukłonił się żartobliwie.

Ponownie parsknęła śmiechem.

Thomas był takim jasnym światłem w świecie pełnym mroku. Był zaledwie o kilka miesięcy młodszy od Sophie, a czasami zachowywał się, jakby ta przepaść była milowa. Gdy wykonywał swoje obowiązki względem królestwa można, byłoby spokojne dodać mu kilka lat. Wydawał się wówczas taki poważny.

– Więc pamiętaj, głowa do góry i nie pokazuj strachu. Oni wyczuwają go na kilometr. – Głos chłopaka stał się poważniejszy, ale wciąż zachowywał w sobie ciepłą nutkę.

Sophie skinęła głową.

Nicolas podszedł od tyłu do żony i ułożył swoją dłoń na jej biodrze. Obejmował ją i pokazywał, do kogo należy. Sophie od razu rozpoznała jego dotyk i zapach piżmowych perfum, których używał.

Poślubiona mroku - Szkarłatny pocałunek  Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz