Yoongi nie chciał uwierzyć.
W żadnym wypadku. Nic nie poradził jednak, że Taehyung po utracie morza łez, które obecnie tworzyły wciąż świeże ślady smutku na ubraniu drugiego, postanowił jednak podzielić się swoją historią, ubrany już w rzeczy, które mu zaproponował, gdyż posiadał ich trochę po odwiedzinach swojego kuzyna, zawsze kupującego mu zbyt dużą odzież. Zdawała się jednakowoż idealnie leżeć na ciele mężczyzny przed nim.
Mężczyzny wypowiadającego słowa, jakie sprawiały, iż z każdym kolejnym zasłyszanym zdaniem jego światopogląd rozpryskiwał się troszkę bardziej, jakby był kieliszkiem od wina zatrzymanym w bezruchu i klatka po klatce przewijanym w momencie upadku, aby zobaczyć każdy jego detal.
Tak się obecnie czuł. Rozproszony, z kompletnym chaosem myśli. Nie raz już prosił o chwilkę, żeby drugi nie mówił, gdyż chciał sobie wszystko ułożyć w głowie. Dawało mu to jednak jedynie chwilowe ukojenie, ponieważ w kolejnej chwili znów musiał wszystko powtarzać, uderzany nowymi informacjami.
Wiedział już, Taehyung pochodził z rodziny królewskiej, która żyła ponad trzysta lat temu. Był ich najstarszym synem, perełką w ich oczach. Zwłaszcza matki, która traktowała go jak skarb po tym, jak jego młodszy brat zginął w epidemii śmiertelnej choroby. Takim sposobem cała uwaga zawsze skupiała się na nim.
Nie była złą kobietą, ale miała swoje momenty słabości. Tym sposobem spędziła jedną, dość namiętną noc z wpływowym monarchą. Sprowadziło to konflikt między państwem jego, jak i rodziców Taehyunga, kiedy owy fakt wyszedł na jaw, a mąż jego matki w pragnieniu zemsty za uwiedzenie żony, napadł na kraj rywala. To wszystko doprowadziło do dość napiętego konfliktu, jaki zakończył się tragicznie dla chłopaka, oraz jego rodziców.
Istniały bowiem pewne moce, rzeczy zdolne do mieszania w ludzkim świecie. Pech chciał, że ich wrogiem okazał się ktoś, kto je posiadał. I nie miał ani jednego skrupułu, by się nimi posługiwać, czyniąc walkę nierówną od samego niemalże początku, nie pozostawiając przeciwnikowi ani krzty manewru do obrony.
Tym sposobem rzucił on klątwę na najcenniejszą dla pary postać – ich jedynego ocalałego syna. Nie tylko odebrał im kogoś, kogo kochali ponad swoje życie, ale również przerwał ciągłość rodu, doprowadzając do upadku państwa, które potem przejął, gdy matka Taehyunga odebrała sobie życie a jej mąż wypełniony żałobą nie miał już sił dalej walczyć.
W końcu codziennie musieli patrzeć na zawieszony w zamku obraz, jaki posiadał duszę i ciało ich syna na wieczność, w której to czas mijał mu inaczej. Mógł bowiem pokazywać się jedynie po zmroku, nocą, kiedy słońce dnia nie było w stanie go sięgnąć. Nad rankiem znikał, pozostawiając po sobie tylko delikatne, żółtawe płatki kwiatów. Z początku nie było to nic wielkiego, z czasem jednak doprowadzało bardziej do rozpaczy, niż choćby ulotnego szczęścia, nawet jeśli istniał sposób, by klątwa prysła.
Nie był on jednak znany żadnej z osób poza Taehyungiem, który jednak nie potrafił go zrealizować, mimo usilnych, czasem desperackich starań. Z powodu pewnych ludzkich cech był więc zamknięty z decyzją, która zdawała się go przerastać, a jakiej nie wyjawił nikomu.
Takim sposobem znalazł się ostatecznie w rękach handlarzy, kiedy zamek zmieniał swoich właścicieli. Na końcu planowano go zburzyć, wszystkie dzieła jednak przejęli wpływowi biznesmani, którzy nie fatygowali się z nimi, rozsyłając je po całym świecie, różnymi ścieżkami.
Jedna z nich doprowadziła właśnie do domu Yoongiego. Do jego holu, w jego willi.
I choćby naprawdę próbował zapierać się nogami i rękoma, nie potrafił już opierać się prawdzie, po wielogodzinnej rozmowie z Taehyungiem, oraz kilkoma atakami płaczu z jego strony. W jego głosie bowiem, w rytmie spadających łez nie widać było ani cienia fałszu, czy półprawd. Nie kłamał, a Yoongi jednocześnie czuł się z tym dobrze, jak i odczuwał rosnący strach. Przed nieznanym, niewytłumaczalnym. Wszystko to bowiem zupełnie wykraczało poza jego rozum. Poza to, co znał.
Absolutnie.
Brakowało mu już jednak sił, aby odrzucić historię, aby oprzeć się pobrzmiewającemu smutkowi, żalowi, odłamkom nędznego losu, które tkwiły w mężczyźnie tak beznadziejnie mocno.
- Czy to wszystko? – zapytał jeszcze, zerkając za okno, za którym powolnie zaczęło wschodzić słońce. – Tylko powiedz prawdę, bo nie chcę, żebyś...
Kiedy się jednak odwrócił, po Taehyungu nie było już ani śladu. Jedynie kilka płatków kwiatów leżących między materiałem odzieży. Yoongi przez moment miał ochotę się zaśmiać, zacząć krzyczeć, czy ronić łzy, a może wszystko jednocześnie.
A więc to była prawda. Kompletna, niepodważalna już prawda. Absurdalna komedia życia o jaką nie prosił, a jaka naśmiewała się obecnie z jego rozumu, pokazując na niego palcem.
Ostatkiem rozsądku jeszcze ruszył z pokoju, w kierunku holu. Nie umiał się inaczej poruszać, jak szybkim chodem, nie cierpiącym zwłoki. Musiał to zobaczyć.
Widok zatrzymał go w pół kroku. Odebrał możliwość dalszego ruchu. Spokojnego egzystowania i wierzenia w kamienne przekonania oraz wartości.
Był tam. W obrazie. Patrząc ku niemu miękko, z identyczną odrobiną skupienia. Odziany w ten sam strój, jaki posiadał dzięki farbom. Nic się nie zmieniło, jakby wcale stamtąd nie zniknął.
Świat powolnie jak pierwszy pocałunek kochanków, zaczynał się zakrzywiać, a dłonie pianisty nie mogły już temu zapobiec.
Kieliszek został rozbity.
CZYTASZ
frames ,°' taegi
Fanfictionkoneser sztuki trafia na taką, która nie mieści się w ramach obrazu lub yoongi kupuje portret mężczyny, jakiego warstwa farby skrywa coś więcej niż tylko płótno warnings: light fantasy, magic, angst, soft, light smut, top!tae...