byli sobie sonetami o uczuciach

131 29 22
                                    

Mglista poświata księżyca osiadała śmiało na ich twarzach, czyniąc z nich coś w rodzaju płótna dla delikatnych farb. Jedne tworzyły subtelny rumieniec na policzkach Yoongiego, wciąż chowającego ten fakt za dłońmi poprawiającymi nieistniejące problemy z ułożeniem włosów, inne zajmowały się oddaniem głębi tęczówek Taehyunga wpatrzonego w bruneta z czystą formą admiracji.

Prawie że uwielbienia.

Yoongi według niego bowiem tworzył kryształową sztukę, leżąc tak na trawie pośród nielicznych, dziko rosnących białych stokrotek, których płatki muskały okazjonalnie jego odsłonięte przedramiona. W dodatku cała jego postać otulona była mieszanką nocnego nieba i światła księżyca, wyglądającą na drugim niczym ubiór szyty na miarę.

Nie mógł uwierzyć, że istnieje.

- Spójrz tam – odezwał się w końcu brunet, pokazując bladą dłonią skąpaną w delikatności światła konstelację ryb migoczącą w oddali nocnego nieba.

- To twoja? – zapytał ciekawie Taehyung, patrząc na profil Yoongiego, obserwując uważnie, jak maleńki uśmiech zaczął powstawać na jego twarzy.

- W istocie – odpowiedział mu, nie odrywając wzroku od gwiazd. – Kiedyś widywałem ją częściej, obecnie nie mam już tyle czasu by spoglądać na to wszystko.

- Mógłbym powiedzieć to samo – kontynuował Taehyung, zmieniając ton na nieco smutniejszy. – Matka kiedyś pokazała mi piękno gwiazd, ich nieprzemijalną magię. To jak wiele od nich zależy.

- Wierzysz w to? – tym razem to pytanie Yoongiego zawisło w powietrzu na moment. Na ułamek sekund.

- Zależy co przez to rozumieć. Nie uważam, że nasz los jest w nich zapisany, ale myślę, ze wiele można się od nich dowiedzieć, jeśli się uważnie patrzy i bierze wszystko z odrobiną sceptyzmu – stwierdził szczerze, obdarowując spojrzeniem niebo w trakcie składania zdań i dając obliczu bruneta nieco odpoczynku od świadomości, iż był tak mocno obserwowany.

- Pewnie i masz rację – odparł Yoongi po chwili. – Ja jednak nigdy nie przykładałem do tego większej wagi. Wolę myśleć, że to po prostu drobiny pereł rozsypane po niebie – zakończył, zmieniając ton na niemalże marzycielski, ciepły, przepełniony zapachem otaczających ich ogrodowych lilii oraz róż.

- To równie piękne co wiara w nie – powiedział Taehyung, zauroczony usłyszanymi słowami. – A teraz zerknij tam – dodał, pokazując w stronę drugiej części nieba, gdzie niedaleko konstelacji wodnika, znajdowała się ta należąca do koziorożca.

- Mam rozumieć, że ta jest twoja? – zaśmiał się Yoongi serdecznie, widząc blask w tęczówkach drugiego, który równie dobrze nie musiał być jego radością, a odbiciem świecidełek nad nimi, które się w nich przeglądały.

- Owszem – potwierdził kędzierzawy. – Odkąd pamiętam byłem z nią dość mocno związany – dodał jeszcze, nim uniósł się na łokciach odrobinę, pół leżąc, co uczynił również Yoongi, niepewny, czy drugi nie chciał już czasem wracać do posiadłości.

- Znaczy dla ciebie coś szczególnego? – powiedział ciszej, choć nie wiedział czemu, w tonie który mógł właściwie czynić z tych słów raczej zdanie oznajmujące aniżeli pytanie. Z nieuwagi też musnął ramieniem to należące do mężczyzny obok niego, zwracając na siebie całą jego uwagę.

I te oczy mogące same w sobie być nocnym niebem.

- Tak, można tak powiedzieć – uśmiechnął się smutno, nie mogąc znieść tego, że nagle znaleźli się tak niespodziewanie blisko. Okalani ciemnością i welonem księżycowym. W ciepłą noc.

- A cóż to było, jeśli mogę wiedzieć? – Yoongi nie wiedział, czy nie przeciągał granicy, ale sposób, w jaki drugi mówił o czymś tak pozornie zwykłym sprawiał, że coś w jego środku drgnęło boleśnie w iście niewygodnej ciekawości.

- Na pewno chcesz? – zapytał Taehyung, głosem o barwie wyznań składanych na ustach a nie poprzez słowa. Pisanych na ciałach kochanków a nie w listach.

W sylabach tych było bowiem coś więcej, choć sam ich autor niezamierzenie do tego dopuścił.

- Chyba... chyba tak – odpowiedział brunet po dłuższej chwili, przez którą wirowało w nim setki płatków wiśni zmieszanych z innymi, dużo drobniejszymi i białymi. Nie sądził, że tak zwyczajnie wypowiedziane zdanie mogłoby doprowadzić do czegoś takiego. Do takiego zagęszczenia powietrza, które jeszcze chwilę temu wydawało mu się takie samo jak zwykle.

Taehyung jedynie uśmiechnął się delikatnie, czując, że jeśli teraz coś rozkruszy, to nigdy już nie będzie taki sam. Ale zawsze tak było, zawsze czuł się w ten sposób. Nie wiedział tylko, czemu tym razem wszystko wydawało się o wiele silniejsze.

Jakby ktoś potroił odczuwanie przez niego emocji akurat w tym przypadku.

Zbliżył się jeszcze odrobinę, czyniąc odległość między ich ustami niebezpiecznie małą. Brunet miał ostatnią szansę się odsunąć, zaprzestać, ale zdał sobie sprawę, że nic by to nie zmieniło.

W końcu czy chciał dłużej uciekać, zamknięty w klatce z własnych, nie mających sensu barier? Zarumienił się odrobinę na samą myśl tego, do czego zaraz miało dojść.

Od kiedy był taki kruchy?

Prawdopodobnie od momentu, kiedy dłoń Taehyunga ujęła jego, mieszając razem ich ciepło oraz doświadczając dotyku tych samych źdźbeł trawy. Od momentu, w którym słodycz warg kędzierzawego osiadła w kąciku jego ust, a potem policzku, na skroni i szczęce.

I Yoongi nie wiedział, czy czasem nie jest właśnie ozdabiany gwiazdozbiorami z uczuć księcia.

Nie powstrzymał westchnienia, kiedy pocałunki stały się żarliwsze, choć nie palące. Nawet nie wiedział, czy jeszcze tu był, czy już w zupełności oddał siebie mężczyźnie obok.

Wraz z nowymi ścieżkami wyznaczanymi jego ustami zbierał w sobie coraz więcej braku kontroli. Kto by pomyślał, że akurat w tym przypadku czuł się taki bezbronny, wodzony przez dotyk, jak mu zagrano. Palce Taehyunga zacisnęły się mocniej na jego, kiedy znów znalazł się blisko jego ust.

Yoongi był w stanie tylko lekko pokiwać głową, jakby to miało coś dać i zerknąć na oblicze drugiego, tak nieprzyzwoicie spoglądające na bruneta, z mieszanką pożądań ale i ciągłych pytań o zgodę.

Jedną z nich właśnie dostał.

Miękkość warg kędzierzawego zdawała mu się porównywalna jedynie do jedwabiu, albo struktury chmur, jaką miało się w głowie będąc dzieckiem, myśląc o nich jak o puchowych kształtach na niebie. W ułamki sekund zdążył się stracić w tym smaku, w tym doświadczeniu, oddając pocałunek z niezwykłą wrażliwością serca, która trzymała w sobie absolutnie każde najmniejsze uczucie, jakie kierował do drugiego.

Nie miał siły walczyć. Już nie.

I jeśli miałby przyrównać to do czegokolwiek, powiedziałby, że była to poezja, bo Taehyung z największą starannością przekazywał mu, jak go widzi w swoich oczach, co pozbawiało Yoongiego tchu i świadomości.

Jakim prawem mógł mieć taki jego obraz w głowie. Zwłaszcza, kiedy sam on widniał w jego w podobnych barwach.

Kosztował więc wszystkiego tego, czego mu nie powiedziano i z wzajemnością. W towarzystwie gwiazd i ich przerywanych oddechów. Tak długo, aż jego szyja nie stała się polem kwitnących fioletowych kwiatów, a usta nie zaczerwieniły od wyznawania uczuć.

Tak długo, aż przy kolejnej próbie skradnięcia choć sekundy przyjemności więcej Yoongi nie musnął wargami spadającego w dół płatku żółtego kwiatu.

Który potem łagodnie osiadł na trawie, witany światłem nadchodzącego dnia. 



frames ,°' taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz