opowiadające o ich wspólnej wieczności

117 19 21
                                    


Opuszkami palców muskał delikatnie liliowe płatki, spijając z nich przelotny dotyk Yoongiego w taki sposób, jakby właśnie trzymali się za ręce. Uśmiechnął się sam do siebie, tak subtelnie i z uczuciem, że kwiaty same zdawały się na moment przybrać barwę rumianych policzków bruneta, których widok Taehyung tak uwielbiał.

Światło gwiezdne dodawało pomieszczeniu niespójnej konsystencji snu, a już na pewno robił to fakt, że kędzierzawy był tutaj sam, pochłonięty myślami, jak nigdy dotąd. Zdawało mu się, że w powietrzu unosi się jakaś niezachwiana prośba o prawdę, której nie był w stanie jeszcze spełnić. Zwilżył usta językiem, by potem ująć w dłoń chłód kieliszka i zrobić to za pomocą wina. Blady płyn spłynął strużką w dół jego gardła, zostawiając za sobą jedynie posmak pieszczoty, oraz jedną buntowniczą kroplę powolnie zdobiącą jego wargi, a potem podbródek.

Przetarł ją kciukiem od niechcenia, aczkolwiek powolnie, niemalże sensualnie.

Wzrok posłał w stronę ogrodu, oświetlonego jedynie lampami i księżycową poświatą. Brakowało mu towarzystwa drugiego, słodyczy jego uśmiechu, brzmienia słów. Wyjechał w sprawach służbowych, a Taehyung zastanawiał się, jak ma powiedzieć mu wszystko, co tak długo zamykał za ścianami serca.

Sam czuł już, że kończy mu się czas. Że długo nie będzie w stanie walczyć sam ze sobą.

Mona podniosła się z ziemi nagle i ochoczo przebiegła pomieszczenie, chcąc wtulić pyszczek w dłoń mężczyzny. Kędzierzawy momentalnie uśmiechnął się do niej serdecznie. Wpatrywała się w niego tak, jakby doskonale wiedziała, co mu siedzi w głowie.

I rozumiała i próbowała jakoś mu pomóc.

Przesuwał więc dłonią po jej sierści, nie przejmując się, że ta wchodziła mu niekiedy między pierścionki. Delikatnie przesuwał palcami między włoskami, starając się odnaleźć w tej czynności jakiś zaginiony spokój.

Tak, jak odnajdywał go w Yoongim.

Jeśli Bóg istniał, to mógł być mu świadkiem, że w całym swoim życiu nie spotkał duszy równie mu bliskiej, co ta bruneta. Że nigdy dotąd nawet nie rozważał pewnych rozwiązań i czynów do popełnienia ze względu na drugą stronę. Zdawało mu się niekiedy, że to wszystko wygląda niemalże zbyt pięknie na prawdę, że nawet w ich chwilowych sprzeczkach jest odrobina nierealnego powabu, którego nie potrafił pojąć.

Może nie musiał. Może powinien tylko słuchać jak ich serca razem trzepoczą w łabędzim śpiewie. I skupiony na tej melodii przestać zastanawiać się nad drogami losu.

I po prostu iść dalej którąś.

Ostatni raz pozwolił sobie na pogłaskanie łepka Mony, nim ta odeszła w kąt pomieszczenia, by znów wyłożyć się na marmurowych posadzkach. Taehyung wrócił więc do poczucia samotności, które odczuwał, cierpliwie czekając na powrót bruneta.

Mając nadzieję, że spoglądając mu ponownie w oczy zrozumie nareszcie co robić.


»»————- ♔ ————-««


Uśmiech Yoongiego.

Sprzedałby duszę wszystkim diabłom i dał się potępić aniołom, gdyby to znaczyło, że mógłby go widzieć już zawsze. Był tak niewinnie rozczulającym zjawiskiem, ciepłem, bezpieczeństwem, był niezwykle zabarwiony beztroską i szczęściem tak czystym, że prawie namacalnym. Taehyung nie umiał również pojąć, ile razy pojawiał się na twarzy bruneta z jego powodu.

frames ,°' taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz