otoczeni gwiezdnym zapomnieniem

106 24 18
                                    

[jak macie swój ulubiony, łagodny utwór na pianino to pora włączyć go teraz]


Yoongi pachniał jak płatki kwiatów wiśni oraz cięższe, bardziej drewniane nuty perfum, co czyniło jego woń mieszanką iście kobiecych acz i czysto męskich nut. Taehyung miał wrażenie, że rozpoznałby je wszędzie, gdzie tylko by się udał, choć przecież nie wychodził zbyt daleko.

A przynajmniej nie dalej niż pozwalał mu na to obraz.

Spostrzeżenie to naszło go dość nagle, zupełnie nieoczekiwanie, dokładnie w momencie, w którym odwrócił nieznacznie głowę, spoglądając na powolnie spadające krople deszczu, piszące sobie tylko znane sonety na szybach okiennych. W tej samej chwili Yoongi skupił swoją uwagę na mężczyźnie, obdarzając go delikatną mgiełką własnego spojrzenia, przypominającą koronkę wyszywaną przez najwprawniejsze ze szwaczek.

Oboje byli w pewnym sensie nieświadomi wzajemnych obserwacji.

- Znów jest cicho – stwierdził ostatecznie brunet, łamiąc bezdźwięk w pomieszczeniu. – Nie sądzisz?

Taehyung nie odpowiedział od razu, uprzednio upijając łyk ciepłego naparu herbacianego jaki przyrządził mu Yoongi kilkanaście minut wcześniej, nieco przy tym zawstydzony faktem, iż jako kawaler to potrafił – zajęcia oraz wiedza w tych kwestiach zawsze należała do kobiet, ale z jakiegoś powodu brunet dysponował takimi umiejętnościami, niekiedy je wykorzystując.

- Cicho? – odparł, unosząc wzrok na niższego z taką uwodzicielską pewnością, że brunet niemalże poczuł jak uginają się pod nim kolana. – Nie słyszysz, mój drogi, jakie melodie wygrywa dzisiaj deszcz? – dodał, przesuwając się bliżej i odkładając przy tym filiżankę na stolik. – Myślę, że daje prawdziwy popis – dotarło jeszcze do drugiego, nim dłonie kędzierzawego dziwnym zbiegiem okoliczności znalazły się w talii bruneta, obejmując delikatnie materiał ciemnej kamizelki, którą miał na sobie, a która i tak już wystarczająco podkreślała owe wcięcie w jego ciele.

- Nie o pogodę mi chodziło – Yoongi brzmiał prawie chłodno, w środku jednak drżał niewinnie, poddany atmosferze, jakiej nie spodziewał się wywołać. Choć może to nie była do końca jej wina, może po prostu spojrzał w tęczówki Taehyunga o kilka sekund za długo.

Dając się im porwać o wiele wyraźniej, aniżeli kompozycjom tworzonym przez spadające z nieba krople.

- Wiem – przyznał drugi od razu, patrząc, jak krucha porcelana iskierek oczu Yoongiego powolnie pękała, tak śliczna w swojej chwilowej destrukcji. – Z drugiej strony... - mruknął, wprawiając powietrze w drganie, które nie było obojętne brunetowi z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu. – Czy aby na pewno potrzebujemy słów, by przerywać ciszę? – zakończył, scałowując westchnienie prosto ze skóry szyi Yoongiego, tak jak poeci scałowywali uniesienia z tworzonych wersetów swojej poezji.

Nie uzyskał już składnej odpowiedzi, a przynajmniej do momentu, w którym pierwsze guziki koszuli bruneta poczęły otwierać kolejne centymetry barier oddzielających palce Taehyunga od skóry drugiego.

- Myślisz, że powinienem? – Yoongi mówił z ledwością, z małym zawahaniem, czy dobrze składał sylaby. Miał wrażenie, że działo się coś cudownego, a jednocześnie zupełnie nie planowanego, nie wpisującego się w jakikolwiek schemat.

Coś, co nie egzystowało nigdzie blisko słowa „kontrola".

- Pytasz mnie, czy siebie? – szepnął łagodnie kędzierzawy, skupiając się tylko i wyłącznie na utworze, jaki właśnie pisał, a jaki nie miałby sensu dla kogokolwiek innego poza nimi. W końcu kto miałby zrozumieć język w jakim dłonie Yoongiego opierały się właśnie o konstrukcję piania, oraz w jakim jego plecy muskały idealnie gładką powierzchnię jego lakierowanego drewna?

- Nie wiem – westchnął brunet, pozwalając sobie na moment oddechu, mimo, że taki zdawał się nie istnieć. – Ale ktoś musi mi odpowiedzieć – stwierdził jeszcze, wtulając się w szyję Taehyunga. – I lepiej, byś był to ty, bo nie chcę słyszeć jak mówi to mój własny głos.

- Na pewno? – Taehyung zastanawiał się, czy dzierżenie takiej decyzji w ogóle mu przystoiło, nawet jeśli tak naprawdę doskonale już znał odpowiedź. – Może jednak...

- Zrób to – odparł Yoongi krótko i z wyraźnym rozkazem, jakby właśnie coś przypieczętowywał. – Powiedz – dodał jeszcze, na moment słuchając tylko własnego serca i deszczu na zewnątrz.

Tym samym maleńkie, prawie tak ulotne jak przelatujący motyl „powinieneś" przecięło powietrze pokoju, pozostawiając coś lekko-ciężkiego na obydwóch z nich.

Nie żałowali jednak ani jednej sylaby tworzącej owe słowo.


»»————- ♔ ————-««


Szum kropel dawno ustał, podobnie jak nieco bardziej porywczy wiatr. Wszystko ucichło, pozwalając naturze wrócić do spokojnego rozkwitu. Do rozwijających się płatków i otwierających się kwiatów, których całe połacie tworzone były również na skórze ud Yoongiego, przyozdabiając bladą skórę w każdy możliwy odcień fioletu, od lawendy po barwę fiołków. Jedne z nich obrazowały w swojej kolorystyce jedynie czułość – inne, coś znacznie intensywniejszego, skrytą pożądliwość. Obydwa jednak odczucia pozostawały dla bruneta wyjątkowo klarowne.

Sam on nie chciał obecnie niczego innego.

Znów pozwolił Taehyungowi unieść nieznacznie swój podbródek. Odrobinę go nachylić, by ten mógł skosztować westchnień prosto z warg drugiego, rozkoszując się nutami zawstydzenia oraz skrytego pragnienia w nie wplecionymi. Palcami wciąż muskał jego skórę i zostawiał na niej ślady słów, których tak obawiał się powiedzieć.

Niestety Yoongi nie rozumiał jeszcze nic z tego języka dotyku.

Wiedział jednak doskonale, że w całą otoczkę ich bliskości, pierwszej, na jaką sobie śmielej przyzwolili, wpisywało się o wiele więcej niż tylko intymność. Wydawało mu się, że właśnie sobie coś wyznawali, coś bardzo w nich ukrytego, nie mogącego jeszcze znieść światła dziennego, ani sylab mogących to opisać. Używali więc czegoś innego, jednocześnie pokazując sobie to, czego chcieli już od jakiegoś czasu.

Taehyung zdecydowanie przejmował inicjatywę, adorując to, w jaki sposób księżycowe światło osiadało na obojczykach Yoongiego, tworząc na nich kruchą poezję z gwiazdozbiorów, którą następnie mógłby z nich scałować, kosztując nieba. Cała postać bruneta wydawała mu się nierealna, a jednak obecna w jego ramionach, kompletnie mu uległa.

Pełna zaufania, że owe ręce nie zrobią mu krzywdy.

Sam Min nie potrafił tego do końca wyjaśnić. Zazwyczaj to on pełnił rolę podejmującego decyzje, tego, który rządził, który wydawał rozporządzenia. Nie miał jednak sił tego czynić przy drugim, znajdując w jego postaci coś, co kazało mu po prostu oczekiwać od drugiego następnego ruchu i poświęcić mu kontrolę nad sobą w jakiś sposób. Nie tą duszącą i pełną ograniczeń, a tą wypełnioną odpowiedzialnością oraz delikatnością, ochroną oraz zaufaniem.

Tworzyli tego wieczora więc coś iście niecodziennego, obraz mogący zawstydzić najwybitniejszych z artystów. Mieli tylko jedwabne materiały, gładkość swojej skóry, widmo deszczu za oknami i własne westchnienia. To, co wypisane na sercach i to, co wypisane na ustach. Nieustannie gubili się w sobie i odnajdywali, pochłonięci momentem jak i wizją, że niebawem w ich życiach miała się zdarzyć rzecz jeszcze większa, o wiele bardziej przepełniona sakralnością miłości, którą tak nieświadomie się darzyli.

Coś, o czym wiedział przynajmniej jednej z nich, ale nie zamierzał jeszcze kruszyć delikatnych lilii znajdujących się za powiekami Yoongiego. Zamiast tego namalował mu na ciele pojęcie spełnienia, używając własnego ciała, a potem zostawił po sobie jedynie garstkę żółtawych płatków, kiedy po wszystkim po prostu patrzyli sobie w oczy.

Jednocześnie trzymając się w ramionach. 

frames ,°' taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz