cichej poezji muzyki kochanka

166 28 25
                                    


Musiał to wszystko przemyśleć.

Był w jakimś skrajnie nieodpowiednim stanie, jakby coś zdecydowanie mu umykało spod sokolego wzroku, jakiś detal, jedna tylko część, która miałaby tworzyć większą, pełną całość.

Z irytującym go wręcz zdenerwowaniem próbował sobie jeszcze raz poukładać w myślach każdą rzecz, którą już wiedział.

Po pierwsze: prawdopodobnie nie postradał zmysłów, acz pewności nie miał. Mógł równie dobrze kompletnie poddać się jakiejś wewnętrznej chorobie umysłu, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, a która tak perfidnie, niczym uwodząca kochanka prowadziła go na pola zupełnego szaleństwa. Z pewnością byłby to dla niego powód do rozpaczy, mimo to jednak nie rozważał tego już tak szczegółowo. Czuł się dobrze, tak, jak zwykle. A przecież był człowiekiem racjonalnym, zdrowym, pełnym niezbitych prawd rządzących życiem.

Które teraz zdawały się blaknąć, a to go przerażało z każdą sekundą coraz silniej.

Po drugie: nie myślał już o mężczyźnie z obrazu, jak o nieznajomym. Owszem, nie wiedział o nim wiele, ale historia jego życia opowiedziana w taki sposób ujęła go w swoje subtelne, ciepłe ramiona wytatuowane powiedzianymi słowami, co sprawiło, że inaczej spoglądał na namalowane pędzlem oczy Taehyunga. Uśmiechał się wtedy do siebie, łapiąc się na tym, iż podziwia kogoś, kto przecież nie miał prawa się z nim nigdy osobiście spotkać.

A jednak to zrobił.

Po trzecie: nie wierzył, że to mówił, ale powolnie, z ospalstwem zbliżał się do cienkiej granicy wiary bądź niewiary w rzeczy do tej pory dla niego abstrakcyjne. Jak nieśmiertelność, moce, czary, wszystko to, co kojarzyło mu się z opowieściami matki, które wymyślała siłą wyobraźni, bądź spisywanymi w zakazanych księgach formułami, znanymi tylko nielicznym. Obie te wizje nie zgadzały się do końca z jego postrzeganiem rzeczywistości, co zdecydowanie nie ułatwiało mu zadania przed nim postanowionego.

Otworzyć oczy na nieznane.

Wszystko to brzmiało wciąż jak sen, jak nierealne marzenie utkane z myśli podczas gdy słońce dawno już schowało się za kurtyną nocy. Nie było tym jednak, ani choćby w jednym calu i Yoongi musiał to zrozumieć.

Choć nie umiał. Jeszcze nie.

Pierwszy raz od dawna bowiem obawiał się zapadnięcia zmroku. 


    »»————- ♔ ————-««      


- Więc to nie był pierwszy raz, jak wyszedłeś w moim domu w środku nocy? - zapytał czysto ciekawsko, delektując się ciepłem rozpalonego przez siebie kominka, jednocześnie spychając na bok abstrakcję zdania w takim kontekście.

W końcu nie planował poświęcać snu w imię konwersacji, jaka nie mogła istnieć, a istniała, właśnie teraz, między nim a kędzierzawym mężczyzną, który siedział niedaleko, patrząc na niego ciemnością tęczówek.

- Można tak powiedzieć - odpowiedział nieco zawstydzony Taehyung. - Wybacz, jeśli to naruszyło jakoś Twoją prywatność. Nie zajmowałem się jednak niczym, co mógłbyś uznać za niestosowne.

- A co w takim razie robiłeś? - odparł Yoongi, nie spuszczając z lekko oskarżycielskiego tonu, w końcu żył w przekonaniu, iż ich pierwsze spotkanie było zarówno pierwszą nocną wizytą Taehyunga.

Najwyraźniej się pomylił.

- Na przykład bawiłem się z twoim psem. Uwielbia mnie - stwierdził z delikatnym uśmiechem, a słowa jego, jakby na zawołanie, potwierdziło pojawienie się zwierzęcia tuż przy nogach młodzieńca, z wpatrzonymi w niego oczami, oraz delikatnie przekrzywioną główką, którą Taehyung zaczął powolnie głaskać swoimi dość dużymi dłońmi.

- Przestań, Mona reaguje tak na każdego. Nie schlebiaj sobie - prychnął Yoongi jedynie, chociaż doskonale wiedział, że kłamie.

Po prostu nie chciał mówić, iż Mona rzadko kogoś lubiła, upodabniając się nieco do właściciela. Podobnie jak nie chciał jeszcze większego potwierdzenia, że Taehyung w istocie był realny. W stu procentach. Skoro bowiem widział go pies i nie przechodził obok niego obojętnie to znaczyło, iż Yoongi nie oszalał, a wszystkie szczegóły, jakie znał mogły nabrać w pełni statusu prawdziwych minionych wydarzeń.

Co wcale nie ułatwiało mu niczego, gdyż wciąż miał ułudne nadzieje na niektóre rozwiązania, które teraz prysły kompletnie.

- Ja tam uważam, że tylko mnie tak lubi - odpowiedział kędzierzawy, zaprzestając pieszczot serwowanych hartowi.

- Uważaj, co chcesz. Ja swoje wiem - stwierdził Yoongi, po czym zszedł z kanapy i przeniósł się na niewielkie siedzenie tuż przed pianinem, jakie stało obok, zaraz przy sporym oknie wychodzącym na ogród, obecnie całkiem odsłoniętym, mimo firan, które wróciły na miejsce. Otworzył klapę i z iskierkami w oczach zerknął na klawisze, lśniące i oczekujące jego talentu.

- Grasz? – zapytał Taehyung z nutą zdziwienia, odpowiedź jednak nadeszła dopiero w naciskaniu przez drugiego odpowiednich sekwencji bieli i czerni, by tworzyć z nich kolorowy obraz melodii, która wypełniła swoimi cichymi wyznaniami cały pokój. Przez moment Taehyung przypatrywał się pokazowi palców drugiego z zachwytem, by po chwili zamknąć oczy i dać się ponieść dźwiękom, nie chcąc zaburzać ich w jakikolwiek sposób. Oparty rękoma o zagłówek fotela, z wyciągniętym ciałem zawiniętym w jeden z jedwabnych szlafroków dawał się porwać tworzonej symfonii nut. Dawno nie słyszał czegoś tak subtelnie dobrego, właściwie to bardziej, niż od dawna.

Z uśmiechem na ustach uchylił powieki, kiedy utwór dobiegł końca.

- A więc potrafisz – powiedział do siebie, zmieniając nieco pozycję, tak, że mógł wstać z mebla i podejść powolnie do drugiego, który śledził każdy jego ruch. – Sam kiedyś umiałem, ale wydaję mi się, że wyszedłem z wprawy – powiedział ciszej, z wplecioną odrobiną żalu. Może nie był tak obdarowany, jak Yoongi, to z pewnością, lecz swoje umiał, a grę stosował jako wyłamanie ze świata, kiedy ten go za mocno przytłaczał.

Mimo, że zawsze wolał skrzypce, do których faktycznie posiadał pewien rodzaj wyczucia, nie widział jednak nigdzie dookoła tegoż instrumentu.

- Zawsze możesz spróbować – odparł łagodnie mężczyzna, nie wahając się, z jakiegoś powodu, by powierzyć instrument w ręce drugiego. – Mam nadzieję, że umiesz się obchodzić z takimi wiekowymi egzemplarzami.

- Spokojnie, nic mu się nie stanie – odparł rozpromieniony kędzierzawy, siadając gładko na stoliczku. Jego dłonie momentalnie dopadły do klawiszy, a rytm jaki tworzył, był leniwy, ale również w swojej prostocie piękny. Yoongiemu wydawało się, jakby Taehyung właśnie pisał swoją historię w muzyce, chcąc przekazać mu coś ważnego.

Coś, co pchnęło go do dołączenia do mężczyzny.

Leciutko pochylił się nad drugim, co mu w ogóle nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, z niebywałą ufnością wtulił się w ciepły tors Yoongiego, pozwalając jego palcom również przemieszczać się po klawiaturze i dodawać do opowieści swoje własne smaki, zdania, kolejne słowa jeszcze wykwintniejsze od pozostałych.

Oboje więc zaczęli tworzyć utwór, który z czasem, poza ich wiedzą, zmienił się w coś w rodzaju miłosnej pieśni, jeszcze nie rozpoznanej przez ich serca.

Takiej, której znaczenia dochodziło się długo, a interpretacja zależała od stanu uczuciowości. Nic więc dziwnego, że na razie żaden z nich nie potrafił z niej wiele wyczytać.

Miało to jednak ulec drobnej zmianie z kolejnymi nocami, kiedy świadkami ich podróży zostawali tylko księżyc, pianino i ramy pewnego obrazu. 



p.s jak tam myśli?

frames ,°' taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz