składali sobie obietnice na skórze

158 18 15
                                    

Chłód powietrza nocnego sam spacerował sobie po odkrytych ramionach Yoongiego, tak idealnie wystawionych na księżycowe światło, malujące na nich swoją własną wersję „Gwieździstej Nocy" Van Gogha. Obraz ten nie jednemu zaparłby dech, a Taehyungowi niemalże rozdzierał płuca wizją tego, jak sam składał pocałunki na bladej powierzchni, zostawiając tam całego siebie.

I wszystkie niewypowiedziane słowa.

- Smakujesz jak twoi poprzedni kochankowie – szepnął Yoongi, pozwalając każdej z gwiazd pochłonąć delikatność tych słów.

- To źle? – zapytał kędzierzawy, robiąc kilka kroków do przodu, tak ostrożnie, jakby drugi pozostawał jakąś eteryczną wizją, mogącą zniknąć przy najbardziej subtelnym dźwięku.

- Nie mi to oceniać – odparł tylko, odwracając nieco głowę, by widzieć postać Taehyunga, ubraną w rozpiętą znacząco białą koszulę, oraz czarne spodnie, zwężane w talii. – Po prostu... - urwał, słysząc, jak drugi śmieje się cicho.

- Masz wrażenie, jakbyś był jednym z? – Taeyhung przesunął opuszkiem palca po obojczyku mężczyzny, kierując się w górę, przez szyję, aż po szczękę, by finalnie zatrzymać się na ustach, tak, jakby właśnie skończył pisać wiersz. – Nie jesteś – stwierdził łagodnym tonem, muskającym płatek ucha Yoongiego odrobinę zbyt zuchwale, żaden z nich jednak nie miał nic przeciwko.

- Trochę odważne stwierdzenie wobec oczywistego faktu – powiedział brunet pewnie, ujmując między wargi koniuszek palca kędzierzawego i tym samym sprawiając, że jego spojrzenie zaszło półprzeźroczystą mgłą pożądliwości.

- Nie jest taki znowu oczywisty – zaczął Tae, nadając sylabom głębi, czegoś w rodzaju ciemniejszych odcieni na namalowanym przez artystę krajobrazie. – Nie wiesz, ile ich miałem. Czy w ogóle. Nie wiesz, czy kochałem kiedykolwiek, czy byłem... - uciął, poświęcając kilka sekund uwagi skrzącym w oddali nieboskłonu gwiazdom. – w stanie okazać komuś miłość – dokończył, choć nie zupełnie tak, jak planował.

Yoongi przez moment nic nie powiedział, drżąc pod obecnością drugiego, jego głosem, sposobem, w jaki wciąż ujmował jego szyję, muskając skórę tak, jakby nadawał swoim słowom nowej formy ich rozumienia.

- Czymże się więc wyróżniam? – rzekł bez namysłu, całując powietrze ruchem ust, po to tylko, by Taehyung nieco silniej, acz wciąż z wyczuciem, przesunął głowę Yoongiego tak, by samemu złożyć na wargach drugiego słodki pocałunek, wypełniony trochę żarliwością, trochę tęsknotą, ale przede wszystkim szczerością.

- Absolutnie wszystkim – odparł, gdy już rozłączył ich usta. – Nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, najdroższy – dodał, każąc ostatniemu słowu rozkruszyć serce bruneta na tysiące części, tworząc z nich chaos odłamków gdzieś w środku niego.

Tak, że każda z gwiazd mogła je traktować jako osobiste lustro.

- Powiesz mi kiedyś? – pytanie zawisnęło w powietrzu, Yoongi nie wiedział już, czy na pewno istnieje, czy tylko wyobraża sobie to, co właśnie się działo.

Odpowiedź nie przyszła od razu, ale żadnemu z nich się nie śpieszyło. Czas nigdy nie miał znaczenia, gdy egzystowali obok siebie, ironicznie, bo przecież mogli to robić tylko w ścisłych, określonych jego ramach.

Pod osłoną nocy.

- Z pewnością. Już niebawem – powiedział ostatecznie, wtulając się w szyję bruneta, czując zapach jego perfum, skóry, jego ciała. Yoongi nie wyrzekł już niczego, ciesząc się po prostu momentami spędzonymi z kędzierzawym.

W głębi siebie licytując się, czy na pewno chciał to wszystko usłyszeć. Czymkolwiek to bowiem było, Taehyung doszczętnie ukrywał to przed nim, nie będąc skłonnym ujawnić ani odrobiny z owych informacji.

Ukrywał to też przed samym sobą, co brunet był w stanie dostrzec. Nie zwracał na to jednak uwagi, zbyt zajęty faktem, że tak bezsilnie zapadł się w uczuciu wobec drugiego, że tak bezsprzecznie oddał mu siebie zupełnie.

Obecnie czekając na to, czy czynem tym pozwolił im obu rozkwitnąć, czy wręcz przeciwnie.

»»————- ♔ ————-««

Obserwował, jak drugi gra.

Za oknem pojawiały się płatki śniegu. Niecodzienne zjawisko, zwłaszcza, że jeszcze nie robiło się tak zimno, mimo to pogoda miewała różne nastroje o tej porze roku. Wydawały się jednak idealnie komponować z muzyką, jaką tworzył brunet.

Taehyung uwielbiał każdą sekundę intymnej kompozycji.

Przez moment chciał się dołączyć, nie chciał jednak przerywać artyście. Pozostał więc z boku, w ciszy, oczami studiując sylwetkę Yoongiego, jakby była czymś zupełnie niezwykłym, opierał na jej obrazie cały swój zachwyt, całe swoje oddanie.

Opierał na niej własne serce, chore z miłości, której nie umiał jeszcze uwolnić.

Zagryzł lekko wargę, wiedząc, że jego myśli zmierzają w niewłaściwym kierunku zbyt szybko. Nie chciał tego, odsuwał od siebie moment, w którym będzie musiał podjąć decyzję. Jedną z tych nieodwracalnych, zupełnie pozbawionych możliwości powrotu do stanu sprzed nich. Żył już tak długo, wiedział doskonale, że to, co zamierzał zrobić miało zakończyć coś znacznie większego, niż on sam.

Jednocześnie dając początek czemuś zupełnie nowemu.

Schylił głowę, próbując ukryć samotną łzę spływającą mu po policzku. W tym samym momencie, w którym Yoongi przyozdobił pomieszczenie ostatnim dźwiękiem granego utworu, jak gdyby wiedział, że musi teraz otrzeć ową kroplę wydaną z pianina nutą. Była delikatna, czuła, niemalże ciepła.

Niczym roztapiający się płatek śniegu lądujący na sercach kochanków.

Brunet uśmiechnął się do siebie łagodnie, wiedząc, że wzrok Taehyunga nie odrywał się od niego cały ten czas. Wstał z siedzenia i przeszedł w stronę drugiego, nie bojąc się zsuwającego się materiału luźnej koszuli, który odsłaniał odważnie jego klatkę z każdym krokiem. Palcami ostrożnie ujął podbródek kędzierzawego, starając się, by ten spojrzał mu w oczy.

Mokry ślad na policzku prawie złamał mu serce. Przesunął więc po nim kciukiem, by ten zniknął między ciepłem ich skóry.

- Coś się stało? – szepnął, prawie tak, jakby miał rozbić coś między nimi zbyt głośnymi sylabami.

- Nie, wszystko w porządku – stwierdził Taehyung, przykrywając dłoń bruneta własną, pozwalając ich placom spleść się subtelnie. – Uwierz, jest dobrze – dodał jeszcze mrukliwie, patrząc na ubranie Yoongiego, na to, jak jego skóra była zdobiona przygaszonym światłem pomieszczenia.

- Mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz – Yoongi miał łagodny, acz zakurzony możliwym żalem ton głosu. Po tych słowach przesunął dłoń by móc musnąć palcami usta Taehyunga, który przymknął zapraszająco powieki na ten gest ze strony drugiego.

- Mogę? – zapytał Min, zamykając własny, urywany oddech gdzieś między wargami, a gardłem.

Kędzierzawy uśmiechnął się jedynie krzywo i pozwolił obu swoim dłoniom wylądować na biodrach bruneta, by przyciągnąć go bliżej, wprawiając go w ciche westchnienie, kruchsze aniżeli skrzydła motyla. Yoongi zerknął na Taehyunga tylko, posyłając mu niepisaną obietnicę w jednym spojrzeniu, by potem za uzyskaną zgodą złożyć na jego ustach słodki, głęboki pocałunek, zabierający im obu odrobinę ciężaru.

Sprawiający, że mogli jeszcze kilka chwil cieszyć się czymś tylko między sobą. Ciszą, która ich otaczała, szelestem ubrań, które powolnie znikały z ich ciał, splatających się ze sobą coraz żarliwiej. Byli wiecznie spragnieni wzajemnej poezji spisanej gdzieś w sposobie, w jaki do siebie fizycznie pasowali. Pozostawali zamknięci w tym ulotnym zawieszeniu, w perłowej otoczce z uczuć, których nie umieliby nazwać, nawet gdyby chcieli.

Uczuć, które niebawem miały dać im coś lepszego, niż wieczność. 



p.s dedykacja dla subtleescapism

frames ,°' taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz