Ten lipiec zaczął się bardzo, bardzo deszczowo. Nudziłem się tak okropnie, że nawet pokój posprzątałem i zdążyłem się posprzeczać z Emanuelem. W telewizji nie leciało nic ciekawego, rodzice byli w pracy a smarkacz poszedł do jakiegoś kolegi i powiedział, że poskarży się mamie jak wróci. Skąd on się taki wziął... pojęcia nie mam. Ja zawsze jak byłem młodszy to załatwiałem sprawy z kolegami po męsku - dawaliśmy sobie po razie i wariowaliśmy dalej. O tak, to były czasy.
Rzuciłem się na sofę i trzymając poduszkę pod pachą otworzyłem dymek czatu z Lisą.
Trzeba przyznać, że tamto spotkanie zaowocowało w niesamowitą znajomość. Bardzo ją polubiłem, ale niestety od tamtego czasu nie widzieliśmy się, osobiście oczywiście - rozmowy przez kamerkę to już nasza tradycja.Myślałem, że będzie jak każda inna dziewczyna, którą znam a tu proszę - niespodzianka.
Otóż nie tym razem.
Szczerze nawet nie wiedziałem o jakich rzeczach mogę rozmawiać i mam pojęcie. Moje rozmowy z chłopakami nie ograniczały się oczywiście tylko do skoków, ale nawet z Philippem i Jakobem nigdy nie weszliśmy na tyle tematów. Ba, nawet na połowę z nich.
Uwielbiałem z nią rozmawiać bo była bardzo mądra, szczera i uczuciowa, trochę tak jak ja. Spośród moich przyjaciół właśnie przy niej czułem się najswobodniej.Wysłałem jej już czternastą wiadomość w ciągu pół godziny i czułem, że to przynajmniej o połowę za dużo. Oj, będzie krzyk.
Była dopiero czternasta, deszcz nie przestawał padać i zrobiło się trochę zimno, więc przytargałem z pokoju kołdrę w mojej ulubionej pościeli z Bayernu Monachium i zawinąłem się w nią tak, że wyglądałem jak burrito z rozczochranymi czarnymi włosami z jednej strony i wystającymi palcami z drugiej.
Oglądałem jakieś beznadziejne typowo bawarskie show, w którym były jakieś cycate blondynki, które Lisa nazwałaby pewnie lampucerami. Typowo po dwunastu minutach włączyli przerwę reklamową, na której zasnąłem dosyć twardym snem w niewygodnej pozycji, nieświadomie zostawiając telefon przy uchu.Zły pomysł.
Może dwadzieścia minut później obudziła mnie dosłownie salwa powiadomień z messengera i połączenie przychodzące, które na wpół przytomny odebrałem.
Jeszcze zanim zobaczyłem obraz usłyszałem parę trzasków i szczeknięć.
- Na litość boską, Constantin - warknęła, a chwilę po tym na ekranie pojawiła się Lisa; długie blond włosy związała w coś, co wyglądało jak cebula a na twarzy miała jedną z tych maseczek o działaniu jakimś tam, zapewne zawierającej tak niezwykłe składniki jak ekstrakt z truskawek Stephena Kinga rozjechanych przez rower w pełni dwóch z siedmiu księżycy jakiejś planety spoza naszego układu i niewiarygodnie rzadkie minerały, a wszystko to kosztuje jedyne 4,99 w Rossmannie. Typowa Lisa.- Hej - mruknąłem, ale przez (znikające już) rozespanie wypuściłem z dłoni telefon, który plasnął mnie w twarz - Scheiße.
Usłyszałem jęk po drugiej stronie, a następnie niepewnym tonem zadane pytanie - Spałeś? Nie chciałam cię obudzić... daj mi trzy minutki, zaraz wrócę.
- W porządku - podniosłem się do pozycji siedzącej w czasie, gdy ona zapewne zmywała cudowny kosmetyk ze swej twarzy bo rzeczywiście szybciutko wróciła już jako ona.
- No to co tam u ciebie? Opowiadaj - uśmiechnęła się i poprawiła włosy.
- No właśnie nic, i to jest okropne - przewróciłem oczami - nudzę się tak, że już nawet pokój wysprzątałem.
- Kolegów jakichś zaproś może, jak masz - tymczasowo straciłem ją z pola widzenia ale byłem pewnien, że powstrzymuje się od śmiechu.
- Dowcipna się znalazła - wystawiłem jej język. - A u ciebie co słychać?
Przez chwilę znowu nie było jej widać ale słyszałem jakieś szurania i skrzypnięcia, chyba drzwi.
- Mam mały problem, bo nie wiem co zrobić - chciałabym odwiedzić dziadków ale powinnam niby brać jakieś dodatkowe prace tu na miejscu, kasa zawsze się przydaje.
- Ale kasa to nie wszystko, oni pewnie na ciebie czekają.
- Masz rację, i w tym sęk; chciałam trochę zobaczyć, gdy u nich będę, więc potrzebuję pieniędzy.
- Co będziesz zwiedzać u swoich dziadków? - zmarszczyłem brwi - Przecież często tam bywasz.
- Jadę do tych w Berchtesgaden.
Lisa w Niemczech. Alarm.
- Więc pomyślałam, że może zatrzymałabym się na dłużej i tam złapała jakąś sezonówkę.
- Nie wiem, może i to dobry pomysł. W sumie połączyłabyś jedno z drugim, czyli całkiem korzystnie.
- Właściwie to jaką macie tam pogodę? Totalnie nie wiem co mogę spakować - przekręciła i ustawiła telefon na szafę tak, żeby było ją ciągle widać.
- Jaką pogodę mamy? - powtórzyłem i zamyśliłem się, żeby coś sobie przypomnieć - Piździ, więc tak średnio.
Usłyszałem jak się zaśmiała, ciekawe czy jest dumna, w końcu to jej szkoła.
- No dobra, jakoś się zabezpieczę.
Teraz to mi chciało się śmiać, ale do głowy wpadło mi coś jeszcze.
- Kiedy planujesz przyjechać i na ile zostać?
- W następnym tygodniu w niedzielę, to jest 9 lipca. Wrócę pewnie gdzieś w połowie sierpnia, nie wiem jeszcze - odpowiedziała bez namysłu; nawet do głowy jej nie wpadło, czemu o to zapytałem, tylko spokojnie wróciła do składania podkoszulków i innych ciuchów.
Prowadziliśmy jakąś rozmowę, w której byłem obecny tylko częściowo bo większość mojej uwagi pochłonęło znalezienie podręcznego kalendarza i wyszukanie w nich odpowiednich dat. Dziewiątego mnie nie było, bo w czwartek czwartek zaczynaliśmy trwający dwanaście dni obóz w Villach, z którego jedziemy prosto do Oberhofu na 'ostatnie szlify', jak to trener mówi i finalnie wrócę dwudziestego czwartego. To już prawie koniec lipca, w pierwszy weekend sierpnia też mnie nie będzie, Kontynentalny na Tschagguns.
Właściwie mam czas od dwudziestego piątego lipca do... do trzydziestego. Głośno westchnąłem i przeczesałem włosy palcami wbijając wzrok w jakiś punkt za okno.- Zrobiłam screena! - wrzasnęła Lisa wybuchając śmiechem. No tak, pewnie komicznie wyglądałem. - O czym tak strasznie myślisz, zakochałeś się czy co?
- Co? Nieee - skrzywiłem się - z moją twarzą to musiałaby chyba być ślepa. Albo zdesperowana. - zaśmiała się, ale nie tak jak oczekiwałem. Tak jakoś... trochę inaczej, wzrok jej odbiegł i wróciła do upychania rzeczy w walizce.
- A wiesz, ile ja mam screenów? - założyłem ręce za głowę odchylając się na krześle - Nie masz pojęcia - poruszyłem brwiami, na co zrobiła minę jakby zobaczyła wstrętnego robaka.
- Masz rację, musiałaby być ślepa.
- Wredna jesteś, ale i tak cię lubię - usiadła i nakierowała telefon na twarz; parę kosmyków wymknęło jej się z cebuli. Fajnie wyglądała jak się uśmiechała.
- Ja ciebie też, ale muszę już kończyć - w tle dało się słyszeć stukanie pazurów o podłogę a chwilę po tym na kolanach Lisy łapy trzymał Leon. - Dziecko chce wyjść.
- Ano, siła wyższa. To do zobaczenia - pomachała mi i rozłączyła się a ja opadłem na sofę z głową pełną pomysłów co do nadchodzących dni.
Zrobię jej niespodziankę, a co!
_______
uwielbiam Was ❤✨
CZYTASZ
freundschaft | c. schmid
Fanfictionkażdy z nas ma jakiś powód, żeby lubić Zakopane - moim jest nieustannie śmiejące się stworzenie, ze swoją drogą beznadziejnym poczuciem humoru.