XIII

540 50 62
                                    

Moja relacja z Justinem różniła się od tej z Constantinem. Po pierwsze nie znaliśmy się tak długo, po drugie to było coś więcej niż zwykła przyjaźń. Zawsze patrzył na mnie z iskierkami w oczach; jego sposób bycia wyraźnie wskazywał na to, że chciałby iść krok dalej. Nie mogę ich porównywać, bo byłoby to bardzo niesprawiedliwe; do Constantina czułam coś, co nie do końca umiałam opisać, natomiast z Justinem wszystko potoczyło się w dosyć nieoczekiwany sposób - i tak właśnie wylądowaliśmy w tym miejscu, gdzie teraz jesteśmy.

Jasna cholera, każda dziewczyna chyba czytała kiedyś jakąś książkę, w której nastolatkowie przeżywali swoją pierwszą szaloną miłość, zawierającą wszystkie niesamowicie ekscytujące atrakcje; wymykanie się z domu, długie spacery, spontaniczne wycieczki, wdrapywanie się na dachy budynków, setki pocałunków i motyle w brzuchu. Każda z nas chciałaby tego doświadczyć, nie mam racji?

Chyba od początku oboje wiedzieliśmy, że to może skończyć się tylko w ten sposób i jakimś przypieczętowaniem, początkiem tego co jest między nami była jedna z ostatnich nocy tego lata. Parę dni po jego przyjeździe wyszliśmy na spacer korzystając z wyjątkowo ciepłego popołudnia, zapewne ostatniego w tym sezonie. Narzuciłam na siebie - a raczej to on mnie do tego zmusił - jego bluzę i roześmiani szliśmy jedną z ładnych ścieżek w Zakopanem.

- Trochę niezwykłe jest to Zakopane - powiedział schylając się, żeby zerwać parę ładnych wrzosów rosnących zaraz obok drogi. Złożył z nich ładny bukiecik i wręczył mi go, uroczo się przy tym uśmiechając.

- Czemu tak sądzisz? - zapytałam, ukrywając rumieńce.

- Wszyscy tak mówią, ale to serio fajne miejsce. Jakby nie było... - przerwał i zbliżył trochę dłoń do mojej - ty tu jesteś, Lissi.

Nikt nie mówił do mnie Lissi oprócz mamy i... Aliny. To było dosyć intymne. Nic nie odpowiedziałam, bo niezbyt wiedziałam co mogłabym powiedzieć; Justina trochę zbiło to z tropu i również zamilkł, aby po chwili znów się rozpromienić kiedy nieśmiało splotłam nasze palce i ścisnęłam jego dłoń.

- Jeszcze coś? - rozejrzałam się za Leonem, który właśnie gdzieś pognał korzystając z mojej mniejszej niż zazwyczaj uwagi skupionej na nim. Słońce chowało się już za horyzont; raziło mnie w oczy, ale Justin je zasłonił stając przede mną. W tym złotopomarańczowym świetle wyglądał tak cudownie, że prawie zapomniałam jak się oddycha.

- Właściwie to tak - założył mi kosmyk włosów za ucho i albo nie wiedział jak się do tego zabrać albo był bardzo nieśmiały; położył mi dłonie na ramionach i nieco nieporadnie nachylił się żeby mnie pocałować, jednak się to nie stało; nagle gwałtownie się odsunął a ja wybuchnęłam śmiechem.

Leon odciągnął go za nogawkę spodni jak najdalej ode mnie, po czym puścił i szybko przybiegł siadając mi, swoim zwyczajem, na stopach. Justin stał na w połowie zszokowany a w połowie skręcając się ze śmiechu, jednak nie bardziej niż ja; przykucnęłam i ciągle się śmiejąc pogłaskałam Leosia, który ciągle blokował Justinowi drogę do mnie. Z każdym jego krokiem pies coraz bardziej marszczył nos, dopóki Justin nie ukucnął przed nim i nie przeprowadził bardzo głębokiej rozmowy.

- Justin - odchrząknęłam - on nie rozumie niemieckiego.

Leon wpatrywał się w niego przekręcając głowę raz w prawo, raz w lewo aż w końcu zaskuczał cicho i podał mu łapę.

- No i stoi - Justin potrząsnął wielkim łapskiem berneńczyka, wstał, otrzepał ręce i tym razem się przyłożył.

- Mianowicie, zostało coś jeszcze - położył mi ręce na talii i pocałował z takim uczuciem, że nie czułam już motyli a całe ich stado gwałtownie odbijające się od ścian mojego żołądka; zarzuciłam mu ręce na szyję i nie mogąc opanować uśmiechu cisnącego mi się na usta musiałam przerwać tą chwilę.

- Czy to znaczy, że od teraz jesteśmy parą?

Justin z wypiekami na twarzy przygryzł wargę i wzruszając wpierw ramionami niepewnie pokiwał głową.

- Jeśli liebst du mich auch - szepnął mi prosto do ucha w sposób, który wywołał u mnie gęsią skórkę.

Nagle zadzwonił mój telefon; przeważnie o tej godzinie zwykliśmy rozmawiać z Constantinem, ale tym razem odrzuciłam połączenie bez wiadomości.

- Zimno mi, wracajmy już - pociągnęłam Justina za rękę.

Wróciliśmy do domu krótko po 22 i gdy mieliśmy iść spać zatrzymałam go na chwilę.

- Może... chciałbyś spać u mnie? Nie kopię, nie chrapię ani nie zabieram kołdry - no może to ostatnie nie było prawdą, ale dwa poprzednie owszem.

Nie musiałam się powtarzać; trzy minuty później przekręciłam klucz w drzwiach i leżeliśmy już w pościeli, jednak w trochę innej pozycji niż zwykle się do snu przybiera, nie zamierzaliśmy też od razu spać. Ignorowałam telefon wbirujący na szafce obok kiedy Justin całował mnie tak zachłannie, że brakowało nam tchu; obojczyki, ramiona, szyję i usta.

- Marzyłem o tym odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem. Jesteś taka idealna - szepnął, zataczając palcem okręgi na moim udzie - Wszystko w tobie jest perfekcyjne. Nie jesteś tylko śliczna zewnętrznie; jesteś piękna w środku. Jesteś aniołem - pocałował mnie w czoło - aniołem w ludzkim ciele, Lissi.

Zasnęłam wtulona w jego tors, wsłuchując się w jego miarowy, spokojny oddech; obudziłam się w takiej samej pozycji chwilę przed nim, co dało mi moment patrzenia na chłopaka pogrążonego we śnie. Chłopaka, którego każdy cal w moich oczach był niesamowity, intrygujący ale i tak bliski mi zarazem; Justin miał w sobie coś co bardzo mnie do niego przyciągało. I chociaż już wtedy bolało mnie to, że tak rzadko będziemy mogli się widywać postanowiłam dać z siebie wszystko, żeby uczynić go szczęśliwym i dumnym, bo ja taka właśnie byłam gdy na niego patrzyłam ze świadomością, że mogę nazwać go moim chłopakiem.

· · ·

Gdy wróciłem do domu wszystko było okej; normalnie pisaliśmy i rozmawialiśmy jak wcześniej. Parę dni po tym wróciłem z treningu i chciałem połączyć się z Lisą, ale oddzwoniła do mnie dopiero po paru godzinach z wiadomością, która sprawiła, że nagle strasznie zachciało mi się wyrzucić telefon przez okno. Niby wiedziałem, że prędzej czy później do tego dojdzie i tak to się skończy ale słysząc jego imię wymówione jej podekscytowanym głosem coś mnie ścisnęło w gardle. W ostateczności uznałem, że nie stać mnie teraz na nową komórkę więc wycelowałem nią w poduszkę i rzuciłem się na łóżko, a z moich ust wydobyło się siarczyste Scheiße i wiązanka innych bluzg. Leżałem tak nie wiem ile, bo średnio mnie to obchodziło, aż usłyszałem pukanie do drzwi. Nie odezwałem się ani słowem; po chwili jednak usłyszałem skrzypniecię, łóżko za moimi plecami lekko się ugięło i poczułem na ramieniu łagodną, ciepłą dłoń.

- Co się dzieje, synku?

Za nic w świecie nie chciałem żeby mama widziała, że płaczę. Nie chcę żeby myślała, że jej syn to beznadziejny mięczak; ale ona przecież znała mnie jak nikt inny. Siedziała przy mnie i gładziła po włosach tak długo, aż nie usiadłem i z nią porozmawiałem; odpowiedziałem jej wszystko od początku, łącznie z tym jak ewoluowało to, co czuję teraz do Lisy.

- Constantin, taka właśnie jest miłość. Widziałam to jak na was patrzyłam, kiedy tu była - uśmiechnęła się łagodnie, ściskając mnie za dłoń - nikt nie chce, żeby cierpiała ona albo ty, ale za jakiś czas wszystko się ułoży.

Burknąłem coś o tym, że łatwo jej tak mówić kiedy Lisa jest teraz z Justinem a ja siedzę sam tęskniąc za nią pozbawiony wszelkich szans na zajęcie miejsca Lisso.

- Uwierz mi, synku, wiem co mówię. A teraz chodź, ugotowałam twoje ulubione danie - rozczochrała mi włosy jak wtedy, gdy byłem mały i wyszła.

Westchnąłem i przetarłem twarz dłońmi, dla pewności sprawdzając jeszcze raz komórkę. Ale po co się łudzić, jak przecież to on jest tym lepszym, przystojniejszym, zabawniejszym. Dziewczyny takie jak ona szukają chłopców takich jak on.

Anioły przecież zawsze trzymają się razem.

______

hej sloneczka ❤

Powiedzcie mi no, jakie macie shipy? bo ja osobiscie to sama nie moge sie zdecydowac!

ps. założę się, że nikt nie zgadnie co dla nich planuję!!!




freundschaft | c. schmidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz