IV

698 61 27
                                    

Zawsze lubiłem wyjazdy na obozy treningowe bo na każdym działo się coś ciekawego albo śmiesznego, i były to przede wszystkim dni z najlepszymi ludźmi jakich mogłem sobie tylko wyobrazić, ale tym razem było inaczej. Z takim utęsknieniem czekałem dwudziestego trzeciego lipca - miał być dwudziesty czwarty ale trener też człowiek i chce się posmażyć na jakiejś plaży - że gdy w końcu nadszedł myślałem, że nie wysiedzę w autobusie.

- Hej, mamuś - zawołałem od drzwi rzucając walizy przed schody, na których następnie potknąłem się pędząc do kuchni, żeby uściskać moją rodzicielkę. - Gdzie tata?

- W ogrodzie - wskazała kciukiem na otwarte drzwi w kuchni prowadzące bezpośrednio na taras połączony z ogrodem.

Dochodziła siedemnasta, a o tej porze latem tata zwykł siedzieć przy stoliku na dworze i odpoczywać więc dołączyłem do niego. Przed moim wyjazdem się minęliśmy bo był już w pracy, więc pasowałoby się przywitać... no i w sumie o czymś im powiedzieć. Właściwie to zapytać, ale powiem to z taką pewnością jak gdyby to była rzecz oczywista, na którą muszą  się zgodzić. I nie ma innej opcji.

- I jak tam, poskakałeś? - tata zadaje to pytanie odkąd skończyłem siedem lat i zacząłem wracać z treningów. Przysięgam, ani razu go nie pominął.

- Taaak... - mruknąłem i usiadłem w wiklinowym fotelu naprzeciwko; po chwili dołączyła do nas mama z herbatą. Okazja idealna, więc uprzedzając ich pytania wypaliłem - Pojadę też do Klingenthal.

- Zuch chłopak - tata się uśmiechnął a mama klasnęła w dłonie - Gratulacje!

- Ale mam do was... nie, mam dla was informację - odchrząknąłem a rodzice spojrzeli po sobie z zaciekawieniem i lekkim uśmiechem plączącym się na ustach. Mama uniosła brwi i skinęła głową. Trochę mnie przycięło, ale kontynuowałem - Pojadę jutro do Berchtesgaden na parę dni.

Spodziewałem się masy pytań, na które byłem średnio przygotowany a tymczasem tata spojrzał na mamę, która tajemniczo się uśmiechała.

- A ja wiem dlaczego. Josef, opóźniony jesteś - przewróciła oczami spoglądając na zdziwionego tatę - Constantin przecież nie jest już dzieciakiem, chłopie, dowiedz się w końcu, że masz dorastającego syna!

- Dziewczyna? - tata zsunął okulary na koniec nosa i na mnie spojrzał.

- Przyjaciółka - pokręciłem głową - polka, ale z niemieckimi korzeniami.

- Lepiej trafić nie mogłeś - zaśmiał się i wrócił do czytania gazety co oznaczało, że raczej nie ma nic więcej do powiedzenia w tej kwestii. Zrozumiał.

__

W poniedziałek zerwałem się o szóstej - zaskakujące, jak jednego dnia nie mogę wyjść z łóżka do południa a drugiego wstaję skoro świt. Wszystko przygotowałem sobie poprzedniego dnia, żebym na prawdę szybko się zorganizował rano. Mama powiedziała, że podrzuci mnie na bahnhof  krótko po siódmej, co mi idealnie pasowało. Postanowiłem nie brać walizki tylko torbę sportową, w którą spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i wystarczająco dużo kasy, żeby było mnie stać na opłacenie jakiegoś noclegu i jedzenia na plus minus tydzień, zależy. Pociągiem pojadę dwie i pół godziny ale wolę to, niż żeby mama musiała się tam ze mną tłuc niby godzinę krócej, ale wciąż długo.

Korzystając z darmowego wi-fi zadzwoniłem do Lisy chcąc zorientować się co robi. Odebrała po szóstym sygnale i przez chwilę słyszałem tylko mamrotane pod nosem polskie przekleństwa i widziałem plątaninę kończyn w ciemnozielonej pościeli.

- Co się do cholery wydarzyło, że tak wcześnie a ty już na nogach? - zapytało stworzonko po drugiej stronie ale cierpliwie poczekałem aż poprawi się do kamery żeby jako tako wyglądać. - A tak w sumie to cześć.

- Cześć, ziemniaku - uśmiechnąłem się - Co będziesz dziś porabiać?

- Mam właśnie tydzień wolnego, chciałam sobie trochę odpocząć, połazić po górach i w ogóle, no wiesz.

- Nad Königssee byłaś?

Zapadła chwila milczenia, po czym z grobową miną powiedziała - Nie wzięłam stroju kąpielowego.

- I to jest problem? Serio? - skrzywiłem się - A nie możesz po prostu jakiegoś kupić? W centrum Berchtesgaden jest fajny sklep z takimi rzeczami.

- Tak mówisz? Przejdę się tam później w takim razie - założyła włosy za ucho - a... tak sobie myślałam, co robisz w tym tygodniu? Bo moglibyśmy się zobaczyć jeśli chcesz.

Komunikat w pociągu informował właśnie o tym, że za czterdzieści minut dotrzemy na Berchtesgaden Hauptbahnhof  więc włożyłem maksymalny wysiłek w zrobienie smutnej miny i pokręcenie głową.
- W tym tygodniu nie ma mnie w domu.

- Oh, szkoda - przez jej twarz przebiegł jakiś krzywy uśmiech - bo chciałabym cię już zobaczyć. Trochę za tobą tęsknię.

Takiej zagrywki się nie spodziewałem, ale wytrwałem w swoim planie. W takim razie niespodzianka będzie jeszcze lepsza.

- Przepraszam, ale muszę kończyć - byłem wdzięczny staruszce naprzeciw, którą właśnie wyciągnęła z torebki szalenie szeleszczącą gazetę - mam słaby internet. Leć do tego sklepu, zobaczymy się później!

I nie dając jej szansy się pożegnać rozłączyłem się, pozostawiając ją zdziwioną i pewnie trochę zirytowaną tak beznadziejną pobudką, w ciemnozielonej pościeli na poddaszu domku swoich dziadków.

Wysiadając z pociągu prawie zostawiłem w nim telefon, choć nie wiem jakim cudem się to stało; przecież cały czas nie wypuszczałem go z rąk.
Zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu, gdy zobaczyłem w oddali Kälbersteinschanze, na której kiedyś zająłem drugie miejsce w Deutschlandpokal ale nie po to dziś tu przyjechałem. Ruszyłem w stronę centrum dobrze mi znanego uroczego, typowo bayerische  miasteczka. Pociągi były chyba najczęściej używanym środkiem lokomocji przez turystów, bo unikało się dzięki nim stania w czasem kosmicznych korkach godnych Oberstdorfu albo Garmisch w czasie największego ruchu. Szczerze, Berchtesgaden było jednym z moich ulubionych miejsc nie tylko do skakania ale też do zwyczajnego przebywania w nim.

Z rynku głównego odbijały cztery charakterystyczne ulice i pozostało mi teraz tylko i wyłącznie szukać wzrokiem szyldu sklepu, który rano rekomendowałem Lisie. Byłem w nim raz przez piętnaście sekund z Maxem i Felixem, który wspaniałomyślnie chciał kupić coś dla Sophii z okazji ich rocznicy ale gdy dziewczyna zza lady obdarzyła Hoffmanna wzrokiem i wyrazem twarzy mówiącym jednoznacznie 'Zaplecze jest wolne' odwróciliśmy się na pięcie i opuściliśmy to miejsce w mgnieniu oka; zapamiętałem tylko wyraz twarzy ekspedientki i niesamowicie irytujący dzwoneczek przy drzwiach. Przejście wszystkich ulic zajmie mi za dużo czasu a w głowie zaczęło mi świtać, że ta miała coś wspólnego z Göllerem, tylko co to było... omiotłem wzrokiem rynek, po którym plątała się masa ludzi, szczególnie nastolatków. Jedni byli przyjaciółmi, drudzy kimś więcej, śmiali się, rozmawiali albo siedzieli w kafejkach zamawiając lody.

Nagle mnie olśniło. Maximilianstraße.

Wyłapałem wzrokiem tabliczkę z nazwą ulicy, na które szybko się znalazłem; w tej chwili przyszła mi wiadomość więc zatrzymałem się, żeby ją odczytać.

od: Lisa

Masz chwilę?

Miałem odpisać, ale usłyszałem za sobą ten charakterystyczny, wkurzający dźwięk. Przecież ja bym zwariował gdybym musiał słuchać tego za każdym razem gdy jakiś klient otwiera lub zamyka za sobą drzwi. Odwróciłem się; sklep opuściła dziewczyna z długimi blond włosami, w szortach i podkoszulku na ramiączkach. Przez sekundę nie byłem pewien, ale to zadziałało jakoś samo; położyłem jej rękę na ramieniu i powiedziałem:

- Właściwie to mam.

Dziewczyna podskoczyła i odwróciła się chcąc zobaczyć kto z kimś ją pomylił ale uśmiech, jaki chwilę po tym pojawił na jej twarzy był nie do przebicia; upuściła papierową siatkę a ja swoją torbę gdy zarzuciła mi ręce na szyję a ja podniosłem i okręciłem ją wokół siebie a później przytuliła tak, jak jeszcze nikt nigdy mnie nie przytulał.

____

kłaniam się, tym razem przewodnik specjal(nej troski)ista po Berchtesgaden

kochani jesteście ❤



freundschaft | c. schmidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz