XI

540 55 67
                                    

Nie wiedziałem na ile jadę, gdzie będę spał, czy się zgubię albo ile czasu mi to zajmie. Nie wiedziałem nawet, czy to jest odpowiedzialna decyzja ale wcale nie chciało mi się nad tym specjalnie zastanawiać ani w drodze do Monachium, ani na lotnisku, ani w samolocie ani nawet w pośpiesznym z Krakowa do Zakopanego.
Byłem w trasie już piątą godzinę i zaczęła boleć mnie głowa; wypiłem dwie kawy ale z każdą chwilą zaczynałem się denerwować coraz bardziej bo nie wiedziałem, w jakim stanie jest i jak zareaguje Lisa. Dzwoniłem do niej kilka razy ale nie odebrała, co tylko pogorszyło moją niepewność.

Dostawałem też dużo wiadomości od chłopaków z pytaniem co się stało, że tak nagle rezygnuję, czy może coś w domu albo czy mam ochotę na przerwę; Felix, Cedrik, Kili i Philipp zadali bardzo podobne pytania, tylko Justin trochę mnie zadziwił.

od Justin:

Jedziesz do Lisy?

Skoro wiedział musieli być w kontakcie, a przyznam, że się tego nie spodziewałem.
Gdy w końcu wysiadłem na stacji w Zakopanem uruchomiłem GPS żeby jak najszybciej dotrzeć do jej domu; na szczęście był na obrzeżach, więc taksówka zajęła mi tam niecałe dziesięć minut; Zakopane przecież nie było aż tak dużym miastem i nie było w nim akurat zbyt wielu turystów, co działało tylko na moją korzyść.

Bardzo zdenerwowany stanąłem przed drzwiami niedużego drewnianego domku i zapukałem. Coś w środku mnie zżerało z niepewności kiedy drzwi długo się nie otwierały, aż w końcu stanęła w nich kobieta w średnim wieku wyglądająca na strasznie wycieńczoną, ale wysiliła się na uśmiech i na prawdę ciepły uścisk.

- Lisa bardzo wiele mi o tobie mówiła - powiedziała cicho, wciąż trochę zachrypniętym głosem i wpuściła mnie do środka - Siedzi w salonie ale chyba nie jest świadoma tego, że tu jesteś. Czy jest?

Pokręciłem w odpowiedzi głową; pani Selina zabrała moją torbę i wskazała palcem kierunek, w którym miałem się udać. Nie tak sobie wyobrażałem moją pierwszą wizytę tutaj, na prawdę nigdy bym nie pomyślał, że właśnie w takich okolicznościach poznam mamę Lisy.
Usłyszałem jej przyciszony głos, ale o dziwo nie mówiła po polsku ale po niemiecku. Pomyślałem, że może to jakaś koleżanka z Berchtesgaden albo skądkolwiek i poczekam chwilę aż skończą rozmawiać.

- Danke für alles... ja, wirklich danke. Hab dich lieb auch, Justin.

Pociągnęła nosem i rozłączyła się, przyciskając telefon do policzka, po którym spłynęło parę łez. Postanowiłem udawać, że nic nie słyszałem i cicho wszedłem do pokoju. Nie odwracając się powiedziała coś po polsku chyba myśląc, że słyszy kroki matki.

- Hej - odezwałem się, na co przerażona podskoczyła i spojrzała na mnie jak gdyby nie mogła uwierzyć własnym oczom, a potem upuściła telefon i zamknęła mnie w najciaśniejszym uścisku w życiu.

- Jesteś nieodpowiedzialny, bardzo nieodpowiedzialny, Constantin - powiedziała pięć minut później, gdy siedziała mi na kolanach wciąż bardzo mocno się we mnie wtulając.

- Przestań - gładziłem ją po włosach i ciągle mocno trzymałem; usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi będący znakiem, że jej mama gdzieś wyszła - Nie musisz mi nic opowiadać jeśli nie chcesz, ale powiedz przynajmniej czy dajecie sobie jakoś radę.

- Jakoś tak - wzruszyła ramionami i usiadła obok mnie, podciągając nogi pod brodę. Oczy miała jeszcze trochę czerwone od łez a włosy związane w cebulę i ubrana była w stary wytarty dres, ale ciągle wyglądała jak księżniczka. Załamana, depresyjna ale wciąż księżniczka.

- Myślisz, że chciałaby, żebyście się tak zamartwiały?

Spojrzała na mnie pierwsze ze zmarszczonymi brwiami, jakby słabo rozumiejąc moje pytanie. Później przez jej twarz przebiegł cień bólu, a na końcu złagodniała.

- To po prostu niesprawiedliwe. Ona pierwsza... ona chciała cię poznać. Bardzo się cieszyła, jak jej o tobie powiedziałam - wbiła spojrzenie gdzieś w okno i kontynuowała - zaczęła nawet sobie żartować, że kiedyś będzie bawić nasze dzieciaki. Zabawne, nie? Przecież nawet nie wiem, czy lubisz dzieci - przewróciła oczami i się uśmiechnęła, ocierając z kącików ostatnie łzy.

- Ciebie lubię - objąłem ją ramieniem, ale nie dałem rady stłumić potężnego ziewnięcia. Byłem na prawdę zmęczony po tej długiej podróży i marzyłem o tym, żeby już móc się położyć i chwilę przespać.

- A ja ciebie nie - wydąłem usta i z udawaną urazą odwróciłem się do niej plecami, dopóki nie wczołgała mi się na kolana i znowu przekupiła uśmiechem - no weź, żartuję przecież.

Moja dłoń całkiem niechcący powędrowała na jej talię; spojrzała na nią a potem na mnie i trochę się zaczerwieniła - Nie mam jak ci podziękować za to, że przyjechałeś. Po prostu nie mam jak. Rzuciłeś wszystko tak po prostu... po co? Dla durnej, zasmarkanej dziewczyny?

- Hej, nigdy tak o sobie nie mów - złapałem ją za dłoń i splotłem nasze palce - dobra? Jesteś naj... - nagle telefon, który trzymałem w kieszeni zaczął wibrować więc siłą rzeczy musiałem go wyjąć. Na ekranie pojawiło się imię Marlen i jej zdjęcie, które ciągle miałem ustawione w kontaktach; po prostu czułem, jak Lisa się spięła i zeszła mi z nóg, a jak przekląłem pod nosem i odrzuciłem połączenie oraz zablokowałem jej numer.

Lisa nieśmiało odchrząknęła i dotknęła dłonią szyi - Pewnie jesteś bardzo zmęczony... - zaczęła - pokażę ci łazienkę, spać będziesz u mnie. Zaczekam tutaj aż się ogarniesz.

- Dzięki - mój poziom zażenowania wybiło w tamtym momencie po prostu poza skalę. Co nagle naszło tą wredną francę, żeby do mnie dzwonić?



W ciągu tych dwudziestu minut, które spędziłem w łazience Lisa zdążyła zasnąć na sofie zostawiając obok siebie telefon, którego ekran właśnie się zaświecił. Automatycznie spojrzałem na powiadomienie, którym okazała się być siódma nieodebrana wiadomość od Justina. To nie moja sprawa i chociaż przeszło mi przez myśl, żeby je odczytać nie zrobiłem tego. Zamiast grzebania w jej rozmowach wziąłem ją delikatnie na ręce i zaniosłem po schodach na górę, starając się jej nie obudzić co finalnie i tak się stało, kiedy chciałem ją wygodnie ułożyć.

- Chodź - mruknęła do mnie kiedy domknąłem drzwi i usadowiłem się obok niej - tęskniłam za tobą, nawet nie wiesz jak bardzo, i nie lubię Marlen i nie wiem czemu się z nią zadajesz ale to twoja sprawa i nie musimy o tym gadać, ale za to możemy o twoim koledze.

- Zamieniam się w słuch - podniosłem się na łokciach, chociaż chyba nie byłem gotowy na to, co miałem usłyszeć.

- Ostatnio dosyć dużo gadamy i piszemy... no wiesz - przygryzła wewnętrzną stronę policzka - i chyba to jest dosyć fajne dla nas obojga. W sensie...

- Podoba ci się? - uniosłem brwi i tak znając odpowiedź. Lisa wzruszyła ramionami, ale po chwili pokiwała głową.

- Jest uroczy, miły i taki zabawny... no może trochę. Ale ja jemu chyba też.

- To super - opadłem na poduszki i naciągnąłem na siebie kołdrę.

- Chyba nie jesteś zazdrosny, co? - nie odpowiedziałem - Ej, Constantin - szturchnęła mnie, więc wystawiłem głowę spod przykrycia i odburknąłem krótkie 'nie'.

- Nie wytrzymam, serio jesteś zazdrosny!

- Jezu, ty o Marlen też jesteś i co! - usiadłem zbyt gwałtownie przez co przywaliłem głową w skos nad moją połową łóżka - Takie to dziwne?

Nie odpowiedziała tylko w bardzo uroczy sposób potarła miejsce, którym przywaliłem w strop a potem objęła mnie nagle nogami w pasie.

- Nie, to wcale nie jest dziwne.

Tym razem byliśmy sami w pościeli, więc komfort był o wiele wyższy niż ostatnio na stacji.
Jej usta smakowały jak poziomki i były takie miękkie, że aż bałem się je przygryzać; włosy delikatne jak biały jedwab, który na sobie miała. Obejmowała moją twarz dłońmi z długimi, ślicznymi palcami i całowała jak pierwszy raz zakochana nastolatka; czułem, jak jej ciało lekko drżało gdy szukałem czegoś pod jej koszulką. Gdy drżała już cała, oparła swoje czoło o moje i spojrzała na mnie w sposób, który utwierdził mnie w przekonaniu, że dopiero teraz oboje jesteśmy pierwszy raz zakochani.


_________

macie moje skarby spóźniony prezent na walentynki ❤❤❤








freundschaft | c. schmidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz