XIX

491 48 31
                                    

Theresa pomogła Lisie przygotować się do wyjścia jak własnej córce; doradzała jej, obie śmiały się do łez i obie były dumne z tego jak dziewczyna finalnie wyglądała. Nie miała praktycznie czasu na ociąganie się bo mniej więcej zostało jej dwie i pół godziny na całkowite przygotowanie się, więc wzięła kąpiel i umyła włosy, oddając się następnie w ręce mamy Constantina.

Pół godziny przed rozpoczęciem balu, gdy już się ściemniło, Theresa podwiozła dziewczynę pod ogromną szkołę, w której hali wszystko było już przygotowane. Lisa wzięła głęboki oddech i spojrzała na brunetkę, która pogładziła ją po policzku i przyjaźnie się uśmiechnęła.

- Jestem pewna, że będziesz najładniejszą dziewczyną na sali, moja droga. Bawcie się dobrze - pociągnęła nosem i poklepała ją po ramieniu - Constantin pewnie już czeka.

- Dziękuję za wszystko jeszcze raz - ku zaskoczeniu kobiety Lisa objęła ją bardzo mocno, po czym opuściła samochód i skierowała się ku wejściu do budynku.

Na samym początku odebrano od niej płaszcz, który powiesili w szatni i zapisali w notesiku numerek szafki, żeby później nie było problemu z jego znalezieniem. Trochę stresowała się faktem, że sama musi przekraczać próg obcej szkoły ale poczuła się trochę lepiej gdy zobaczyła, że nie była jedyną dziewczyną zjawiającą się tutaj samą - masa chłopców kręciła się po korytarzu, większa ich część była na sali. Lisa kroczyła za tłumem do celu, gdzie miał czekać na nią Constantin.
Gdy tylko przekroczyła próg ogromnej hali, w jej stronę odwróciły się dziesiątki głów i poczuła na sobie masę spojrzeń. Starała się zachować spokój i szukała wzrokiem Constantina, gdy wpadła na nią nagle jakaś dziewczyna.

- Jezu, przepraszam cię - zakryła usta dłonią, chociaż na prawdę nic się nie stało, co też Lisa zaraz potwierdziła - Jestem dosyć roztargniona i nigdzie nie mogę znaleźć tego mojego... - urwała nagle, spontanicznie łapiąc Lisę za ramię i wskazując palcem dwóch chłopaków również rozglądających się po sali; Kiliego i Constantina - o, tam stoi! A tak w ogóle, jestem Marlene - uścisnęła Lisie dłoń.

- Lisa, miło mi. Tak się składa, że znam twojego kawalera - przygryzła wargę - bo przyjaźni się z moim.

Dziewczyna aż podskoczyła z ekscytacji - To ty jesteś tą Lisą? Nie wierzę! Ale przecież... - omiotła ją wzrokiem od góry do dołu i pokiwała głową z uznaniem - no tak, to będzie twój bal. Ślicznie wyglądasz.

Blondynka oblała się rumieńcem, niezbyt wiedząc co powiedzieć; Marlene na szczęście zauważyła to i biorąc ją za rękę poprowadziła do chłopaków.
Jak Lisa szła przez całą salę, tak podążało za nią wiele spojrzeń nie tyle chłopców, o ile również ich towarzyszek; zjawiając się nagle przed Constantinem wprawiła go w osłupienie. Po prostu wpatrywał się w nią, póki nie poczuła się niepewnie. Dopiero kiedy Kili zasadził mu porządnego łokcia w bok, ten się ocknął.

Zapewne w tamtej chwili rozumiał go każdy chłopak na sali, bo większość z nich wciąż patrzyła na Lisę i szeptała między sobą, a paru nawet rzuciło parę złośliwych komentarzy pod adresem Constantina. Dziewczyna doprawdy wyglądała niezwykle; złota sukienka na szerokich ramiączkach spływała po jej smukłej figurze prawie do ziemi, wcinając się delikatnie w talii, szpilki w takim samym odcieniu, złote włosy częściowo upięte a częściowo spadające na ramiona i plecy oraz delikatny, subtelny makijaż podkreślający jej i tak już niesamowitą urodę, której sama nie była świadoma. Do tego cały czas się uśmiechała w sposób, który doprowadzał Constantina do szalonej chęci pocałowania jej.

- Pięknie wyglądasz - wciąż chłonąc wzrokiem każdy jej cal objął ją ręką w talii i pocałował w skroń; wtedy błysnął flesz telefonu Kiliego oraz głośne westchnięcie zachwytu Marlene.

freundschaft | c. schmidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz