XII

584 48 64
                                    

Obudziłem się o wiele wcześniej niż ona; byłem wyczerpany podróżą a ona zaistniałą sytuacją, więc wiadomo kto miał gorzej. Nie wiedziałem, że można się czuć tak jak ja teraz; patrzyłem na jej rytmicznie unoszącą się i opadającą klatkę piersiową, włosy rozsypane na poduszce i dłoń zaciśniętą na moich palcach. Była najpiękniejszą dziewczyną na świecie i bardzo wtedy chciałem, żeby została moją dziewczyną. Nie potrzebowałbym wtedy nic więcej; najlepsza przyjaciółka, człowiek anioł zawsze ze mną. Nigdy nie pozwoliłbym jej skrzywdzić, nie musiałaby się o nic martwić i w ogóle.
Z opowiadań niektórych chłopaków wynikało tylko to, że mają ochotę sobie pozaliczać laski, jakoś nigdy nie słyszałem czegoś w stylu Ona jest taka mądra, ale raczej Cycki to ona ma zajebiste. Ja taki nie byłem; no wiadomo, że podobają mi się takie rzeczy ale najprostszym przykładem jest Marlen - w szkole kleją się do niej dziesiątki chłopaków, a jest durną krową, w dodatku brzydką.

Jednak sposób, w jaki mówiła o Justinie wczoraj wieczór i w ogóle już wtedy w Klingenthal, kiedy pierwszy raz się spotkali wszyscy zauważyli, że między nimi coś zaiskrzyło. Był moim przyjacielem; znaliśmy się już parę lat i gdybym miał się szczerze przyznać - jestem pewien, że byłby dla niej dobry i traktował tak, jak na to zasługuje. Czyli najlepiej.

- O czym tak myślisz? - usłyszałem nagle; nie zauważyłem nawet kiedy się obudziła, a musiała zrobić to dłuższą chwilę temu bo nie była już zaspana.

- O wczorajszym wieczorze.

Usiadła, poprawiła włosy i opadające ramiączko jedwabnej bluzki i wzięła głęboki oddech.

- Po prostu nie wiem jak ci to powiedzieć. Ale nie mamy przed sobą tajemnic, nie?

- Żadnych - skłamałem, idąc jej śladem. Znowu westchnęła i nerwowo dotknęła ręką szyi. - Ale chyba się domyślam. Chodzi o niego? - podałem jej telefon, na którego ekranie było powiadomienie o wiadomości od Justina.

- Constantin... nie bądź na mnie zły, proszę. Nie wychodź ani nie trzaskaj drzwiami, ani na mnie nie krzycz.

- Przecież nigdy bym tak nie zrobił, zwariowałaś? - przewróciłem oczami chcąc rozluźnić trochę atmosferę, ale zadziałało to w stronę przeciwną, Lisa zestresowała się jeszcze bardziej.

- Pamiętasz ten dzień w Klingenthal, kiedy Marlen przyjechała? Wtedy, kiedy wieczorem nie poszłam na miasto z tobą tylko z nim. Od tamtego czasu nie mogłam przestać o nim myśleć, pisał do mnie odkąd wróciłam do Polski, a właściwie jak nie opuściłam jeszcze Niemiec. On jest... - wbiła rozmarzony wzrok w przeciwną ścianę - chyba wyjątkowy. Bo jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego do chłopaka. Nie mogę go nawet oczywiście porównać do ciebie - złapała mnie za dłoń i mocno ścisnęła - bo ty jesteś poza każdym innym, po prostu Constantin... - objęła mnie, a ja musiałem przygryźć policzek od wewnątrz, żeby szczęka przypadkiem nie zaczęła mi drżeć, ale odwzajemniłem uścisk - choćbym nawet miała chłopaka on musi cię zaakceptować. Albo to robi, albo go nie ma. Jesteś moim przyjacielem i nikt ani nic nigdy tego nie zmieni, nie mogę cię stracić.

- Czemu nawet tak mówisz? - byłem sobie wdzięczny, że nie odezwałem się piskliwym głosem; pocałowałem wewnętrzną stronę jej dłoni i przycisnąłem sobie do policzka. - Chcę, żebyś była szczęśliwa. To jest najważniejsze - faktycznie, to było najważniejsze. Szeroki uśmiech jaki po tych słowach pojawił się na jej twarzy tylko to potwierdził. No bo co miałem poradzić na zakochaną dziewczynę?

- Constantin, a czy ty... bo przez to wczoraj... - coś w żołądku wywinęło mi fikołka a następnie zawiązało się w supeł; to zabolało. - Ja nawet nie zapytałam, nie gadałam z tobą o tym, czy masz jakąś dziewczynę.

- Nie mamy przed sobą tajemnic - podpowiedziałem, czując w środku falę nieprzyjemnego gorąca mimo tego, że miałem na sobie tylko spodenki.

___

- Nie miałam nawet wcześniej okazji ci podziękować - powiedziała, kiedy sprzątaliśmy po kolacji.

- Za co?

- Nie bądź niepoważny. Za wszystko co dla mnie robisz - wyszliśmy na balkon obejrzeć zachód słońca; oczywiście nie tak spektakularny jak ten, który oglądaliśmy razem na Kehlstein ale o wiele bardziej emocjonalny. Objęliśmy się; ona mnie na wysokości klatki piersiowej, ja ją w talii.
- Nie chcę, żebyś mnie kiedyś zostawił.

- Dlaczego miałbym to zrobić? Teraz ty jesteś niepoważna.

- Jeśli znajdziesz jakąś zazdrosną laskę, która będzie na okrągło trzepała twój telefon to powodzenia - przewróciła oczami nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że to ona jest laską, z którą kiedyś będę.

___

Myślałem, że Lisa mnie zabije w dniu mojego wyjazdu gdy powiedziałem, że nie wezmę od niej żadnych pieniędzy na podróż. Zaczęła tak wrzeszczeć i obwiniać się o moją rzekomą utratę formy, która na pewno przez tą bezmyślną eskapadę nastąpi, że przez dziesięć minut nie mogłem jej uspokoić.

- Powtarzam ci ostatni raz. Ostatni. Bierz tą kasę i mnie nie denerwuj - wcisnęła mi do ręki dwieście euro - to i tak za mało.

Odłożyłem banknot na stolik i złapałem ją za dłonie - Posłuchaj. Przyjechałem tutaj bo sam chciałem. Bo czułem, że muszę przy tobie być w tym czasie. Dziewczyno, zrozum do cholery, że jesteś dla mnie ważna. Jesteś tutaj - położyłem jej dłoń mniej więcej w miejscu, gdzie biło moje serce - i na prawdę w dupie mam wszystkie pieniądze. To i tak nic w porównaniu do ciebie.

Patrząc jej głęboko w oczy ledwo powstrzymałem się od powiedzenia, że to co do niej czuję to nie jest braterska miłość, ale nie chciałem mieszać jej w głowie. Poza tym byłem przekonany, że ona czuje to do Justina, więc po co nie trzymać języka za zębami i wszystko psuć? Między nami jest tak jak było i miało być od początku.

Nie braliśmy pod uwagę tego, że się w sobie zakochamy.

· · ·

Ze stacji, na której pożegnałam się z Constantinem wróciłam do domu; jeszcze parę dni później wciąż nie wiedziałam, czy słusznie postąpiłam okłamując go. To co mówiłam o Justinie było prawdą, ale słowa dotyczące jego już nie do końca.

- Lisa, skarbie! - usłyszałam nagle wołanie mamy z kuchni, więc zbiegłam po schodach dowiedzieć się czego ode mnie chce. Musiałam rozłączyć się z rozmowy z Constantinem, którego nie będzie w ten weekend w Zakopanem; powiedział, że Justina też ma nie być, więc byłam w już totalnie złym humorze. - Ktoś do ciebie, kochanie.

Przekroczyłam próg kuchni i zamarłam; przy stole siedział nikt inny jak Justin we własnej osobie.

- Hej, schatzi. Tęskniłem za tobą.

_________

dobry wieczor
a kto sie spodziewal takiego obrotu sytuacji???
przyznawac sie co sobie mysleliscie!!!!

love❤


freundschaft | c. schmidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz