X

530 55 63
                                    

Informujemy państwa, że pociąg do Pragi mający odjechać o godzinie osiemnastej trzydzieści dziewięć ma wyjazd opóźniony o szesnaście minut - podajemy nową godzinę odjazdu: osiemnasta pięćdziesiąt pięć. Powtarzam: osiemnasta pięćdziesiąt pięć. Za utrudnienia przepraszamy - dało się słyszeć komunikat płynący chyba ze wszystkich głośników na stacji.

- Twoje szczęście - uśmiechnęła się, opierając czołem o moje czoło; ten widok był zdecydowanie moim ulubionym - ale dalej jestem zła, nie myśl sobie.

- Daj spokój i po prostu chodź - wziąłem ją za rękę i pociągnąłem do dworcowej kawiarenki, która wbrew pozorom serwowała wspaniałą kawę i ciastka, które szybko dla niej i dla siebie zamówiłem - mam ci to wytłumaczyć?

Bacznie mi się przyjrzała, a raczej temu co trzymałem w rękach; kawałku szarlotki i parującemu latte i wyciągnęła po to ręce.

- Nie musisz, jak mi to dasz. No, hop hop - ponagliła mnie, z rozanieloną miną biorąc łyk kawy.

Mimo, że mieliśmy tylko krótką chwilę, Lisa przez znaczną jej większość milczała ale rozumiałem to. Sam się nie odzywałem, bo nie bardzo wiedziałem co mógłbym powiedzieć, żeby ewentualnie nie pogorszyć sytuacji. Miała prawo się na mnie wkurzyć, odjechać bez słowa i zrobić tysiąc innych rzeczy ale tylko w jednym wypadku - skoro tak ją to dotknęło, nie wszystko było tutaj klarowne. Wbijałem wzrok w ziemię obok jej trampek, kiedy nieśmiało odchrząknęła wskazując na zegarek.

- Teraz już go nie przesuną - przez jej twarz przebiegł grymas, który chyba miał być chwilowym uśmiechem.

Wstaliśmy więc i zabrałem jej walizkę, żeby miała wolne ręce; mieliśmy do przejścia około trzydziestu metrów i z każdym krokiem rosło we mnie napięcie, że nie będę w stanie jej nic powiedzieć albo powiem coś nie tak, dopóki najzwyczajniej w świecie nie splotła swojej dłoni z moją.
Ta dziewczyna ciągle mnie zaskakuje, dosłownie z każdą chwilą. Wydawało mi się, że tak dobrze ją znam, ale Lisa jest cudem, którego nie da się okiełznać i sklasyfikować.
Kto mógłby się spodziewać, że nagle pociągnie mnie w zupełnie przeciwną stronę z tak szerokim uśmiechem, jakiego jeszcze nie widziałem?

Ignorując komunikat, że pociąg odjedzie za pięć minut pocałowała mnie, a świat się zatrzymał; wszystkie odgłosy hałasu wokół mnie dobiegały jak zza ściany tłumiącej głos, były tylko jej dłonie nieśmiało wplątujące się w moje włosy, słodkie usta delikatnie muskające moje, rozwiewane przez wiatr długie włosy i motyle w moim brzuchu; pierwszy raz na własnej skórze przekonałem się jak to jest czuć się, jak gdyby coś cię unosiło. Wbrew pozorom, latałem wiele razy ale nawet najlepszego i najdalszego skoku nie da się porównać do tego. Oderwaliśmy się od siebie gdy zabrakło nam tchu, oboje zaróżowieni z przejęcia niczym pierwszy raz zakochani smarkacze ukrywający się gdzieś przed rodzicami. Tyle, że nie byliśmy smarkaczami i przed nikim się nie ukrywaliśmy, bo drugiej opcji nie wykluczam.

Długo patrzyła mi w oczy i trzymała dłoń na moim policzku, tak długo aż zacząłem żałować, że nie jesteśmy sami. Nie potrafię tego lepiej opisać, a ktoś kiedyś powiedział, że niektórych rzeczy na prawdę nie da się opisać, trzeba je przeżyć.

- Będę tęsknić, bardzo - powiedziała cicho, kiedy pocałowałem ją w czoło i mocno do siebie przycisnąłem.

- Przecież i tak widzimy się prawie codziennie - uśmiechnąłem się, chcąc poprawić jej trochę nastrój - nie będziesz chyba płakać, co?

- Płakać to będę, jak mi ten pociąg zwieje. I tak się muszę tłuc jedenaście godzin, więc wolałabym zacząć już - bardzo sprytnie pozbyła się jednej maleńkiej łezki spływającej z kącika jej oka. Taka właśnie była; nie lubiła, kiedy ktoś widział jak się wzrusza, choć w środku była bardzo miękka.

- Będziemy w kontakcie - ciągle trzymając ją za rękę pomogłem jej z walizką i stałem na stacji tak długo, aż pociąg nie zniknął mi  pola widzenia.

Wsadziłem ręce w kieszenie i odwróciłem się, a w oczy rzuciła mi się banda gości oklejonych logami sponsorów stojąca po lewej stronie; Philipp aż podskakiwał, pokazując uniesione w górę kciuki a cała reszta, oprócz nieobecnego Rotha oczywiście, szeroko się uśmiechała.

- Komuś ty chciał kit wcisnąć? -  szturchnął mnie Felix, kiedy razem szliśmy do naszej kadrówki zaparkowanej za budynkiem Hauptbahnhofu.

- Przecież mówiłem, że ją lubię - westchnąłem, pakując się na tylne siedzenie i wygodnie rozsiadając.

- Ona ciebie też - Felix spojrzał na mnie w lusterku; znałem to jego spojrzenie bardzo dobrze, a nosiło ono tytuł Kroi się coś poważnego.

__

Na nic nigdy w życiu nie czekałem bardziej niż na trzeci weekend września i Letni Puchar Kontynentalny w Zakopanem, miejscu, gdzie to wszystko się zaczęło. Już miałem do niego wielki sentyment, a najlepsze przecież miało jeszcze nadejść. Bardzo tęskniłem za Lisą i chociaż rozmawialiśmy tak często, jak było to możliwe a nie widzieliśmy się właściwie tylko lekko ponad miesiąc, oboje już nie mogliśmy się doczekać.
Czasem ciężko mi było zasnąć i oglądałem wtedy wszystkie nasze wspólne zdjęcia motywując się tym, że nikt ani nic nie jest w stanie odebrać mi tych wspomnień, a tym bardziej Lisy.

Tydzień przed Zakopanem były zawody w Japonii; nie poleciałem tam, żeby nie rozregulować się tymi beznadziejnymi strefami czasowymi i zamiast tego postanowiłem trochę potrenować w domu.

W czwartek poprzedzający ten weekend, równo na dwa tygodnie przed planowanym wyjazdem do Zakopanego zadzwoniła Lisa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przez łzy prawie nie mogła mówić a ja nie rozumiałem prawie ani słowa. Starałem się ją jakoś uspokoić co udało mi się dopiero po paru minutach, chociaż na tyle żeby była w stanie powiedzieć mi o co chodzi.

- Nie wiem... Alina... ona... ja... - wybuchnęła płaczem, a ja aż zacząłem się trząść z nerwów.

- Lisa, uspokój się bo nic nie rozumiem - powiedziałem twardo. Wzięła kilka głębokich oddechów, pociągnęła nosem i powiedziała tylko jedno zdanie, po którym znowu usłyszałem w słuchawce szloch i chwilę po tym sygnał rozłączenia.

- Alina miała w-wypadek i... i nie żyje.

Rzuciłem telefonem w łóżko i sam bezradnie opadłem na krzesło, tępo wbijając wzrok w ścianę. Serce zaczęło mi szybciej bić a w uszach szumieć, musiałem też użyć całej swojej siły, żeby z oczu nie zaczęły mi płynąć łzy. Ja nie potrafiłbym sobie wyobrazić życia bez Emanuela, chociaż czasem niesamowicie mnie wkurzał.
Lisa bardzo, bardzo ją kochała a teraz ją straciła. Nie chciałem nawet myśleć o tym, jak musi się teraz czuć młoda dziewczyna pozbawiona siostry, która była dla niej takim wielkim wsparciem we wszystkim co robiła.

Byłem też niesamowicie wściekły, że nie mogę być obok niej teraz, kiedy najbardziej tego potrzebuje. Spojrzałem jeszcze raz na telefon, kalendarz wiszący na ścianie i w okno. Mama będzie się martwić, trener mnie ochrzani i prawie pewnym jest fakt, że nie dostanę miejsca na następne zawody.

Ale Lisa potrzebuje mnie bardziej niż ja pewnego stołka w kadrze.

_____

dobry wieczor!! taki szybki króciutki rozdział, nastepny bedzie o wiele ciekawszy i w ogole, ale milego czytania!

- love ❤


freundschaft | c. schmidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz