XXV

561 41 26
                                    

Tłum na korytarzu skutecznie uniemożliwiał szybkie dostanie się na trzecie piętro, bo - jak na złość - winda była nieczynna; z daleka oboje zauważyli grupę osób ubranych w kadrówki. Lisa czuła, jak z każdym krokiem rośnie w niej przerażenie i nie mogąc sobie z tym poradzić, wyprzedzając Constantina przylgnęła do przeszklonej ściany sali, w której leżał.

Przez głowę dziewczyny pędziło wiele myśli, kiedy patrzyła na pogrążonego w śpiączce Justina; nawet z tej odległości mogła zauważyć paskudne zazielenienie na obojczyku, czarne siniaki i obtarcia, a lewa ręka była w gipsie. Powierzchownie nie wyglądało to źle, jednak przerażały ją te wszystkie kable i rurki, do których był podłączony. I wiedziała, że pozory mylą.
Zamknęła oczy i przycisnęła dłonie do ust czując znajome pieczenie pod powiekami; w uszach zaczęło jej szumieć i ten wstrętny dźwięk zmieszał się z miarowym pikaniem aparatury. W głowie pojawiła się pokiereszowana po wypadku Alina; złamana kość przedramienia przebiła skórę, brzuch i część pleców przybrały fioletowozielony kolor i nagle Lisa poczuła, jakby zabrakło jej powietrza i zaczęła tonąć.

- Lisa! - gwałtownie otworzyła oczy, siedząc na niebieskim, niewygodnym jak cholera szpitalnym krześle. Przed nią kucał blady jak ściana Constantin otoczony chłopakami.

- Matko boska, nie potrzebujemy następnej - Cedrik podał jej butelkę wody i usiadł obok.

- Co mi się stało? - wydukała po chwili, ku uldze każdego tu obecnego.

- Przykleiłaś się do szyby, później to wyglądało jakbyś... - Philipp urwał na chwilę, chcąc znaleźć odpowiednie słowa - nie wiem, była w jakimś transie? Zaczęłaś płakać i prawie zasłabłaś.

- Jezu... - przetarła twarz dłonią i westchnęła; sekundę po tym gwałtownie się zerwała, bo z dyżurki wyszedł lekarz i rodzice Justina. Chłopaki dyskretnie przesiedli się na krzesełka parę metrów dalej, zostawiając Lisę samą.

Matka Justina widząc ją rzuciła się jej na szyję, przez co i dziewczyna nie powstrzymała łez. Ojciec powitał ją łagodnie, ale z delikatnym dystansem. Stojący obok doktor Gruber - jak na plakietce przeczytała dziewczyna - odchrząknął  znacząco, posyłając pytające spojrzenie mamie Justina.

- Tak, powinna wiedzieć - uprzedziła pytanie lekarza - w tej sytuacji, powinna.

Lisa zdziwiona popatrzyła na na mężczyznę, który odszedł z nią parę kroków w przód trzymając w rękach kartę pacjenta, na której kątem oka zauważyła bardzo dużo notatek, co nie zwiastowało niczego dobrego.

- A więc pani...

- Lisa, nazywam się Lisa Steiner.

- Liso, doktor Martin Gruber. Miło mi cię poznać - wyciągnął dłoń, którą dziewczyna niecierpliwie uścisnęła.

- Mi również, ale mógłby pan przejść do rzeczy? - opanowała drżenie głosu, ale warg już nie do końca.

- Niech się pani uspokoi, jeszcze nic pani nie wie - wskazał jej krzesełko, na którym usiadła - jest pani... a właściwie była dziewczyną Justina?

Kątem oka dostrzegła poruszającą się w oddali korytarza sylwetkę Constantina, lecz nie spuszczając wzroku z doktora pokiwała głową - Czy ma to jakieś znaczenie?

- Obawiam się, że tak - czterdziestoparoletni mężczyzna usiadł obok coraz bardziej zdenerwowanej Lisy i kontynuował - Zerwała pani z nim krótko po Bożym Narodzeniu, dowiedziałem się tego od jego matki. Przeżywał to jakoś?

- A jak mógł nie przeżywać? - niekontrolowanie uniosła głos, ale natychmiast się opanowała - Tak, wiem, że było mu ciężko. Chyba nie sugeruje pan, że on sobie coś przez to zrobił? Że zaplanował ten cały wypadek? Prze...

freundschaft | c. schmidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz