- Constantin, proszę cię, wyjdź z pokoju. Przestań zachowywać się jak gówniarz - Theresa pukała w drzwi do pokoju jej dziewiętnastoletniego syna, który od jakiegoś czasu zachowywał się zupełnie nieznośnie. Wiedziała, że chodzi o dziewczynę, ale przecież wcześniej tak nie było. Przyjął ze spokojem to, że związała się z jego kolegą. - Constantin - zero odpowiedzi - Ostatni raz ci powtarzam, albo wyjdziesz, albo sama do niej zadzwonię.
W tej chwili kobieta o mało nie upadła gdy nagle otworzyły się drzwi, w których stanął chłopak tak całkiem inny od tego sprzed paru tygodni. Potargane włosy roztrzepane były na wszystkie strony, nie uśmiechał się, opuszczał treningi i w ogóle, jakby przestał być sobą - większość dnia spędzał zamknięty w pokoju, sporadycznie wychodząc na posiłki; całą swoją wolą ignorował telefony i wiadomości od Lisy.
- Dlaczego nie odbierasz od niej telefonów ani nie odpisujesz? - kobieta oparła ręce na biodrach i przyjrzała się marnej postaci syna chcącego już z powrotem zamknąć drzwi, które zablokowała ręką - Zadałam ci pytanie, synu.
Chłopak wyczuł, że w tym tonie nie kryje się nic dobrego, dlatego wpuścił ją do środka. W pokoju było duszno i ciemno, co kobieta szybko zmieniła odsłaniając okno i otwierając je; po podłodze walały się brudne ubrania, papierki po słodyczach i pojedyncze kartki; kobieta podniosła jedną z nich i zdążyła tylko przeczytać napisane starannym, bardzo starannym pismem Constantina Kocham Cię, Lisa, bo chłopak natychmiast wyrwał jej świstek z rąk i zaczerwienił się.
- Kochanie - oboje usiedli na łóżku; matka ujęła jego dłoń i spojrzała mu głęboko w oczy - nie dałeś jej nawet szansy się wytłumaczyć.
- A z czego ma się tłumaczyć, z tego, że jest z Justinem? Czy może z tego, jak jest im w łóżku? - prychnął, wyszarpując rękę ze zmęczonych, ale delikatnych i pięknych dłoni matki i zerwał się gwałtownie z łóżka - Po co mam z nią rozmawiać? Żeby widzieć jak bardzo jest szczęśliwa, żeby całowali się przed kamerą czy po co do jasnej cholery? - uderzył otwartą dłonią w ścianę tak mocno, że puchary poukładane na półce nad biurkiem zadrżały.
- Myślałam, że czegoś cię nauczyłam, że Lisa cię czegoś nauczyła - ton kobiety był tak cichy i zawiedziony, że Constantinowi zrobiło się głupio - Pewnie nie pomyślałeś o tym po co dzwoni?
- Po to, żeby... - i urwał. Pierwsze chciał powiedzieć, że po to żeby pochwalić się co tam u niej i Justina, ale przecież żadna ich rozmowa nie była o tym. Zawsze wypytywała co tam u niego, rozmawiali o wszystkich ważnych sprawach bez żadnych ograniczeń. Nic się nie zmieniło, przynajmniej z jej strony, jak widać.
- Czemu zawsze jest taka radosna, kiedy z tobą rozmawia? Powiedz mi, dlaczego ciągle tak się o ciebie troszczy? - Constantin już nic nie rozumiał; spojrzał na mamę pytającym wzrokiem, ale ona tylko uśmiechała się z politowaniem i zawiedziona kręciła głową - Jesteś egoistą, synu.
- Możesz powiedzieć mi to prostym językiem? - jęknął.
Mama podeszła do drzwi i wychodząc ogarnęła machnięciem ręki cały pokój - Powinieneś tu zrobić porządek - przeszła za próg - i zejść na dół, ale radzę ci, żebyś pierwsze przemyślał to co chcesz jej powiedzieć.
Zamknęła za sobą drzwi a Constantin opadł na łóżko, próbując przetworzyć jej ostatnie zdanie i zrozumieć, co ono znaczy. Ale chyba nie to, co bierze pod uwagę jako jedyną sensowną odpowiedź. Wziął w ręce telefon i szybko przejrzał wszystkie social media Lisso - nigdzie nie został ani ślad Lisy. Wszedł na jej instagrama - wszystkie zdjęcia z nim samym wciąż tam były, po Justinie ani śladu, a właściwie od początku go nie było; Constantin poczuł nagle jak palą go policzki a w brzuchu dzieje się coś nieprzyjemnego. Ogarnął syf w pokoju na tyle na ile dał radę, przebrał się w świeże ciuchy i szybko skorzystał z łazienki na piętrze, chociaż dalej wyglądał jak zharatane siedem nieszczęść. Bez oddechu, bezgłośnie zszedł po schodach i zamarł. Usłyszał znajomy, tak mu bliski głos i odwrócił głowę; dziewczyna akurat podnosiła kubek z kawą do ust ale kiedy go dostrzegła naczynie spadło na drewnianą podłogę i roztrzaskało się w drobny mak.
Lisa zerwała się z krzesła i nie zważając na ostre odłamki porcelany podeszła, a właściwie podbiegła do niego i zawiesiła się mu na szyi bez słowa. Chłopak objął ją w pasie i okręcił wokół siebie, powtarzając w kółko przepraszam. Lisa trzymała się go tak, jakby już nigdy nie chciała wypuścić i stracić; jego silne ręce oplatały ją pod żebrami i stali tak oboje - ona płacząc mu w ramię, on prawie nieświadomy ze szczęścia, przez to, że ona znowu tu jest. I tym razem nie pozwoli jej odejść.
Usłyszeli odgłos otwieranych drzwi; Emanuel również był w szoku. Gdzieś za ich plecami szczekała Schneewittchen, ale dla Constantina liczyła się tylko ona.
Po chwili ujął jej twarz w dłonie i otarł łzy spływające po jej policzkach. Tak dawno jej nie widział, ale w myślach z zamkniętymi oczami w każdej chwili mógłby odtworzyć każdy szczegół jej twarzy, nawet położenie najdrobniejszego piega; poczuł, jakby jakiś kamień w nim pękł kiedy się uśmiechnęła i wiedział, że musi to zrobić, bo w przeciwnym razie straci być może ostatnią szansę.- Nie rób mi tego więcej - powiedziała cicho - nie urywaj ze mną kontaktu.
- Wiem, że jestem idiotą i przepraszam - wziął głęboki oddech - ale nie mogłem się z tym pogodzić, że wybrałaś jego. Bo wiesz, Lisa... - poczuł, że się czerwieni ale dziewczyna z zaciekawieniem na niego spojrzała.
- Tak?
- Lisa, bo ja...
- Ja ciebie też - pamiętał jej usta, ale w całkiem inny sposób niż ten. W tym czuł całą tęsknotę pieczołowicie chowaną i upychaną gdzieś w ciemnych kątach, całą delikatność i całą ją, po raz pierwszy czuł co tak na prawdę ich łączy i łączyło przez cały tez czas.
---
Theresa była mądrą kobietą i wiedziała jak miłość potrafi zmieniać ludzi; miała również żywy przykład tego przed sobą.
Obojgu błyszczały oczy, nieustannie się uśmiechali i wyglądali tak, jak zapamiętała ich razem po raz pierwszy. Constantin ciągle zerkał na nią z dumą, rzucał dowcipami i wróciła do niego po prostu radość, znów był sobą. Lisa promieniała, spontanicznie chichotała i co chwilę odruchowo łapała Constantina za kolano albo ramię gdy się śmiała.
Odkąd kobieta poznała Lisę wiedziała, że jej rodzina - oni wszyscy - zostanie z nią związana. Patrząc na młodych serce rosło jej z dumy i radości, prawie porównywalnej do tej ich. Przez cały ten trudny dla syna czas była dla niego wsparciem i nieustannie powtarzała, że trzeba walczyć do samego końca bo Lisa jest tego warta - i warto było czekać i cierpieć, żeby widzieć ich teraz szczęśliwych w swoich objęciach.
_______
z gory przepraszam za takie beznadziejne skakanie po perspektywach, bo raz sa z pov Constantina, raz Lisy a raz po prostu opowiadam 💩
ale mam nadzieje, że Was nie zanudziłam i zostaniecie tutaj ze mną do końca, czyli jeszcze parę rozdziałów? 💋💋💋
- love ❤
CZYTASZ
freundschaft | c. schmid
Fanfictionkażdy z nas ma jakiś powód, żeby lubić Zakopane - moim jest nieustannie śmiejące się stworzenie, ze swoją drogą beznadziejnym poczuciem humoru.