Jechaliśmy kolejne 2 godziny. Dotarliśmy do jednego z większych miast w okolicy. W sumie mogłam się chyba domyślić, że nie wybieram się na wieś. Duch... Dylan? Świadomość, że on ma jakieś imię, wciąż była dla mnie nieco zaskakująca... zaparkował przed jednym z hoteli i spokojnie wysiadł z auta. A ja? Co ja mam robić? Też wysiąść?
- Śpisz w samochodzie? - ironiczne pytanie mojego towarzysza rozwiało wątpliwości
Wysiadłam i wyjęłam walizkę z bagażnika.
- To hotel Twoich nowych znajomych - powiedział bez emocji, a mnie ciarki przeszły po plecach - Wieczorem przyjdź do baru.
Skinęłam potakująco głową i poszłam zameldować się w recepcji. Chciałam jak najszybciej uwolnić się od mojego towarzysza. Wnętrze hotelu było dosyć nowoczesne. Dominowała stal i kolorowe, duże kanapy i pufy. Dostałam pokój na 5 piętrze. Zaczynałam też bardzo dobrze rozumieć powiedzenie, że na złodzieju czapka gore. Miałam wrażenie, że wszyscy mi się przyglądają i wszyscy wiedzą po co tu jestem.
- Który masz pokój? - zapytał Duch
- Słucham? - zdumiałam się
- Jake prosił, żeby dopilnować, że się tam znajdziesz.
Jake prosił. Już to brzmiało osobliwie. No, ale dobrze. Przetrwałam całą drogę, przetrwam jeszcze te kilka minut w towarzystwie... Dylana. I wszystko było w porządku, aż do momentu, kiedy otworzyłam kartą pokój i weszłam do środka. Odwróciłam się, żeby zamknąć drzwi i natrafiłam na intensywne spojrzenie ciemnych oczu Ducha. Poczułam się mocno nieswojo.
- Czemu mi się tak przyglądasz?
- Widzisz, Amy - powiedział powoli - zawsze, kiedy kogoś poznaję... zastanawiam się... - ściszył głos, ale wciąż dobrze go słyszałam. Niestety - ... jak będzie umierał.
Jezus Maria!
W ułamku sekundy cofnęłam się o krok, zamknęłam z trzaskiem drzwi, przekręciłam wszystkie możliwe zamki i oparłam się o te drzwi plecami. Mój wzrok padł na całkiem pokaźnych rozmiarów fotel, stojący wewnątrz. Bez namysłu zastawiłam nim drzwi. W jakimś dziwnym odruchu, zatkałam ręką usta. Moja klatka piersiowa unosiła się zgodnie z płytkimi, szybkimi oddechami.
Psychopata. Mówiłam, że psychopata.
"Wieczorem przyjdź do baru". Ooo... na pewno. Już lecę.
Jakby w odpowiedzi na moje myśli, zadzwonił mój telefon. Jake.
- Jesteś już na miejscu? - zapytał bez zbędnych powitań
- Jake! On też ma tu pokój? Jeślibtak, to ja tu nie zostaję! Nie ma mowy! - wykrzyczałam w panice
W komórce usłyszałam śmiech.
- Sama chciałaś z nim jechać. Proponowałem Ci swoje towarzystwo.
- On jest chory! To... to... to... naprawdę jest psychopata! - wciąż z niepokojem patrzyłam na drzwi do swojego pokoju
- Noo... to widzę, że poznaliście się po drodze całkiem nieźle - śmiał się dalej Jake - Powiedział Ci co masz robić? - spoważniał po chwili
- Nieee... tylko, że mam wieczorem przyjść do baru...
- A, no to pójdziesz i...
- Nie pójdę! - przerwałam gwałtownie. Na samą myśl, że miałabym spotkać się z nim... gdziekolwiek... robiło mi się słabo - Zapomnij. Nie ma takiej opcji.
- Amy. Nie wiem, co tam robiliście po drodze, naprawdę, i nie bardzo mnie to interesuje. Idziesz wieczorem do baru. Reszty dowiesz się na miejscu. Zanim znowu zaczniesz oponować, radzę przypomnieć sobie z kim Twoja mamusia ma udać się do Waszyngtonu. To jest długa droga... i wiele może się wydarzyć. Pamiętaj o tym.
CZYTASZ
Luca. (Zakończone. Będzie korekta)
Misterio / SuspensoGdy okazało się, że na operację mojej matki potrzeba dosłownie milionów monet, myślałam, że już gorzej być nie może. Los postanowił jednak udowodnić mi jak bardzo się mylę. Jedna decyzja sprawiła, że za jednym zamachem postawiłam na szali życie swoj...