Kolejny raz byli na tym samym lotnisku. Jimin już prawie nie pamiętał swojego ostatniego lotu parę lat temu, kiedy rozgoryczony i zdradzony opuszczał Koreę. Wtedy myślał, że nie wróci do niej już nigdy więcej. Dziś jednak żałował, że w ogóle wpadł na tak głupi pomysł. Bo teraz wszystko zaczynał od nowa.
Nic ta próba zmiany życia mu nie dała, oprócz znajomości języka i doświadczenia w zawodzie. Zabrała za to godność, mnóstwo licealnych przyjaciół, nerwy, a teraz - częściowo sprawność.
Chciał już opuścić granice Japonii, ale tak bardzo bał się samolotów...
Wciąż ściskał Yoongiego za rękę, nie myśląc nawet o tym, że z tej dawno odpłynęła krew i jak tak dalej pójdzie, to mu ją odetną.
Bał się odprawy, przejścia przez bramki, tego, że ktoś inny miał metalowy przedmiot, przez który zapiszczał alarm.
Usiedli na swoich miejscach, gdzieś po środku w klasie zero (na co innego liczyć, rezerwując lot na przysłowiowe "na wczoraj"?). Samolot nie zdążył nawet wzbić się w powietrze, a Jimin już spanikował.
- Przecież to debilizm, dlaczego nie mogliśmy popłynąć jakimś pontonem przez morze.
- A co my? Uchodźcy? - pogładził jego napiętą dłoń. - Uspokój się, nie będzie tak źle.
Lecz jego prośba nic nie zmieniła. Blondyn zacisnął powieki i zaczął szybciej oddychać. Te chwilowe turbulencje były dla niego jak zapowiedź rychłej śmierci.
Nie czuł kiedy z oczu popłynęły mu łzy, zdrową ręką ściskał podłokietnik, a tą złamaną zwinął w pięść. Nie potrafił się uspokoić, nawet po ustaniu turbulencji. Oddychał płytko, jakby się dusił, a jego twarz zrobiła się czerwona.
- Jimin, uspokój się - złapał go za ramiona.
- Nie, Yoongi, ja chcę stąd wyjść, proszę, ja chcę na ziemię - mówił jak obłąkany.
- Kurwa, ja ci nie zatrzymam samolotu! Nie chcesz tu być, to skocz ze spadochronem.
- Yoongiii - szarpnął jego rękę, zanosząc się płaczem.
- Nie wziąłeś tych tabletek nasennych, prawda?
- Nie. Co? Nie - westchnął, otwierając oczy tylko na chwilkę.
- To będą najdłuższe trzy godziny mojego życia... - mruknął. - Jimin, oddychaj.
Pogrzebał w swojej torbie i wyciągnął z niej butelkę wody. Kamień spadł mu z serca, kiedy znalazł te tabletki, kupione w aptece niedługo przed lotem. Większym problemem było mu je teraz podać.
- Ja nie chcę tak umierać...
- I n i e u m r z e s z - przeliterował. - Tylko weź te tabletki i zacznij oddychać, bo mi tu zaraz zemdlejesz.
- Gorąco mi - zaczął rozciagać bluzkę, zrzucając winę za zaciśniete gardło na niewielki dekolt. Yoongi zaczął go wachlować jakąś broszurą z wycieczką do Tajlandii. Przeczuwał, że tak będzie, tylko dlatego ją zabrał.
- Napij się - podał mu odkręconą butelkę. Rozejrzał się na boki. Jakaś dziewczyna z przejęciem obserwowała dramę Jimina. Dobrze, że była zbyt nieśmiała, by zawołać stewardessę.
- To najgorszy dzień w moim życiu... - zadławił się powietrzem.
- Jak możesz tak mówić? Lecimy do domu. Jimin... nie chcesz? - i to właśnie był złoty lek na wszystkie lęki chłopaka.
- Chcę. Bardzo. Chcę być z tobą... - Yoongi przytulił go do siebie, zmuszając, by położył głowę na jego ramieniu. Drobne ciało Jimina wciąż drżało, nawiedzane spazmami, ale przynajmniej jego oddech w miarę się uspokoił.
Po kwadransie udało mu się całkowicie opanować, później nawet zasnął bez konieczności brania lekarstw. Dopiero przy lądowaniu cały proces powtórzył się od nowa, a Yoongi był dosłownie o krok od wynoszenia go z samolotu na rękach.
Parka od omdlenia powstrzymała tylko świadomość, że po wielu trudnych latach wrócił do ojczyzny. I to z Yoongim u boku. Z Yoongim, który przyleciał po niego. Tak, jak obiecał.
°•°•°
Do końca pozostało: 3 rozdziały
CZYTASZ
old star 》 yoonmin ✔
Fanfic"Byłeś moją gwiazdką, Jimin. To dlatego." ⭐。:*•.───── 🌺°🌺 ─────.•*:。⭐ Nawet pozornie najlepsi przyjaciele moga przestać się do siebie odzywać na kolejne kilka lat. Powód nie zawsze musi być istotny. To, że się nawzajem nie rozumieją też nie. Ważny...