Dzięki zaciągniętym dobrze, ciężkim kotarom, w komnacie panował przyjemny półmrok. Ściany z koślawo ciosanego kamienia, nadawały jakiejś nonszalancji chłodnemu wystrojowi; tak samo ciemne biurko z hebanu, obłożone różnymi papierami, ozdobione kilkoma ciężkimi, kryształowymi kałamarzami ustawionymi w rogu blatu i eleganckim stojaczkiem, na którym niemalże wylegiwały się cztery piękne pióra. Jakby chwaliły się tym, że są lepsze, bo spoczywają w takim miejscu, zadbane i podziwiane przez właściciela oraz wszelkich jego gości, czy sługi.
Na lewo od wyjścia na balkon, umiejscowionego idealnie naprzeciw drzwi (z którego był doskonały widok na dziedziniec, gdzie czarno-łuski smok bez najmniejszego chociażby przejawu wstydu, pokrywał niebieską smoczycę, wyraźnie zadowoloną z bycia adorowaną przez samca); stało ogromne łoże o czterech rzeźbionych kolumienkach, na których rozpięty był zaniedbany, w kilku miejscach przetarty, baldachim. Materiał oddzielający „zawartość” łoża od reszty komnaty miał przyjemny, granatowy odcień, ozdabiały go srebrne i błękitne, florystyczne motywy. Trochę to było staroświeckie i ewidentnie w stylu elfów, ale jednak pasowało w sam raz, by pilnować tego, co spoczywało tam, nieruchome i ciche, odcięte od oczu gości i sług. Tego… nie, nie chodziło o rzecz, wręcz przeciwnie. O istotę żywą, ludzką. Sam nie wiedział dokładnie, gdzie jeszcze ostały się w jego zamku takie „cuda” jak owy baldachim, ale osobiście nie narzekał za bardzo – podobał mu się fakt, że nikt nie dojrzy jego własności, póki nie podejdzie bardzo blisko, a tego niepowołanym nie wolno było robić.
Gdyby ktokolwiek spróbował - zabiłby takiego delikwenta gołymi rękoma.Zbliżył się, znudzony własnymi myślami i niecierpliwym gestem odgarnął palcami na bok chłodny aksamit, upinając go do jednej z czterech kolumienek. Z krzywym, bardzo zadowolonym uśmiechem przyjrzał się swojej zdobyczy.
Niewielka postać leżała biernie, nieruchomo niczym kukła. Niesamowita, opalizująca aura, przypominająca mgiełkę unoszącą się przy wodospadzie, otulała chude ciało.
Gdyby ktoś obcy mógł choćby zerknąć, nigdy nie domyśliłby się, że patrzy na ofiarę ponawianego wielokrotnie, noc w noc, od prawie pół roku, transu magicznego, a nie śpiącego głęboko młodzieńca.Potoczył spojrzeniem po całej postaci, aby znów nasycić się tym wyjątkowym widokiem. Do połowy nagi Eragon Cieniobójca okryty był miękkim kocem w barwie beżu, który idealnie pasował do jego ciemnych włosów, w nieładzie rozrzuconych na poduszce. Leżał na brzuchu, z jednym policzkiem wciśniętym w poduszkę, a więc doskonale widać było tę okropnie pociągającą bliznę na plecach. Którejś nocy poraził to miejsce magią zbyt mocno, niemal otwierając ranę na nowo, więc sprawiała jego ofierze wiele trudności przy każdym ruchu.
Przechylił głowę i oblizał wargi, w zainteresowaniu zerkając na delikatnie rozchylone różowe usteczka, wciąż opuchnięte po nocnych wyczynach. Słyszał jak cicho, z pozoru spokojnie, jego własność oddycha, zaciskając jedną z dłoni, a drugą trzymając tuż przy twarzy. Bał się. Nie mógł tego okazać w całości, a więc rozpaczliwie wczepiał się w to, co miał najbliżej. Oto był wielki wojownik, zabójca Cienia Durzy i jego całkowicie podświadome próby radzenia sobie z lękiem.
-Obudź się – polecił, przesuwając palcami wzdłuż jego kręgosłupa. Wręcz zamruczał z zadowolenia, kiedy dreszcz przebiegł młode ciało.
Powieki uniosły się i nieobecne spojrzenie, jakby zamglonych, brązowych oczu, skupiło się na nim. Był tego pewien, choć widział dobrze tylko pół młodej twarzy.
Zaklęcia działały idealnie, pozbawiając młodzieńca krok po kroku tożsamości, a co za tym - zdolności do stawienia oporu i pragnienia ucieczki.
Walczyć z nim mógł już tylko podświadomie.Niedługo.
-Nnngh… Panie? – jęknął niewyraźnie, a potem odezwał się zachrypniętym głosem. Powoli, dość niezdarnie usiadł, opierając się na drżących rękach i krzywiąc z bólu.
CZYTASZ
Widmo Przeszłości
FanfictionUwaga, niniejsza książka zawiera opowiadanie z udziałem Eragona, Smoczego Jeźdźca. Nie brakuje w niej też dziwnych magicznych rytuałów, +18, sukowatych elfek i odizolowanych od świata społeczności zajmujących skażoną, ponoć zmutowaną wyspę. >