Ras grzebał w torbie z różnymi badziewiami.
Tak właściwie, to tymi badziewiami były zmasakrowane przez Galbatorix’a rzeczy należące do Eragona. Zdołał je zdobyć, nim trafiły w płomienie jednego z wielkich piecy, dosłownie cudem – i od tamtego czasu szukał czegoś, co mogłoby mu pomóc skontaktować się z jakimiś bliskimi Jeźdźca. Miał na to każdego miesiąca dwie szanse – gdy sam szedł po specjalne zioła do pobliskiego boru. Został przez tyrana zobowiązany do posłuszeństwa; „pan” wydał mu ze sto różnych poleceń będących zakazami, które skutecznie więziły go po drodze i wewnątrz boru – wystarczył krok w złą stronę, aby potężny ból obezwładniał go niczym uderzająca błyskawica.
Jednakże, nawet pieprzony tyran nie był nieomylny. Zapomniał zakazać mu kontaktowania się, czy raczej, nie mógł tego zrobić. Zakazując mu rozmawiać, mógłby to zrobić tylko w jeden sposób – każąc mu zostać niemową, a wtedy nie dostałby ani ułamka z upragnionej wiedzy o smokach, którą on, Ras, miał poukrywaną w licznych zakamarkach w głębi swej istoty. Mógł wydać posiadane w sobie prawdy tylko z własnej, nieprzymuszonej woli, w takim razie… był jako-tako wolny, pomijając to, że nie miał prawa opuszczać pieprzonej twierdzy częściej niż dwa razy na miesiąc, nie wolno mu było bez zgody pana zmieniać trasy i wystarczyło, by chwycił jedną złą czy niepotrzebną roślinę, aby przeżywał przerażające katusze… Ale jednak – jego ciało pozostało czyste. Tyran nie ośmielił się zaryzykować zgwałcenia go albo podarowania swoim poplecznikom, w obawie przed utratą możliwej do zdobycia wiedzy.
-Głupiec – wymruczał sam do siebie, gdy w końcu, po przetrząśnięciu badziewi, odnalazł szczątki lusterka. Pewnie jednego z tych, które elfy wykorzystywały do porozumiewania się. Skoro było wykorzystywane przez Erusia to musiały pozostać jakieś ślady. Ślady prowadzące do osób, z którymi Jeździec się zadawał. Jego rodzina, znajomi, może ta cała Nasuada, dowódczyni buntowników, z tego, co udało mu się zasłyszeć od sprytnego, nie raz szydzącego bezczelnie z osoby Galbatorix’a, wiatru.
Uniósł największy kawałek i wsunął go ostrożnie do kosza, który zabierał na zioła, między szmatki, jakimi owijał konkretne, specjalne rośliny.
-Jutro dowiem się, gdzie możemy cię przed nim ukryć – westchnął, opierając się o ścianę. Nie obawiał się podsłuchów. Dopóki nie wymawiał imienia Eragona, słowa Jeździec, kilku innych haseł czy zaklęć, podsłuch nie działał. Tyran wkurzył się za bardzo, gdy przez pierwszy rok, całkiem na umyślnie, raz po raz powtarzał sprośne wierszyki i piosenki, nie raz na zmianę z nudnymi wykładami dotyczącymi gleb, skał i tym podobnych. Wtedy właśnie zaistniały słowa-klucze, na które aktywował się podsłuch, ale… w pewnych sytuacjach się wyłączały. Wiedział, że wróg był świadom każdego przyjścia Murtagha po leki, właśnie dlatego dbał o to, aby słowa młodzika były zniekształcane, gdy tylko dotyczyły powracania Erusia do zmysłów czy wątpliwości, dotyczących wytrzymania właściciela Ciernia na służbie tyranowi. Gdyby Galbatorix dowiedział się o lękach i niepokojach młodego, natychmiast omotał by cały jego umysł – a wtedy wolność była by już po prostu marzeniem nie do spełnienia. Nie tylko Murtagh przestałby być osobą samoświadomą. Na pewno także luki, przez które czasem Eragon był w stanie odzyskiwać głos i kontakt ze światem, zostałyby skorygowane.
Uśmiechnął się ciut melancholijnie, przypominając sobie smak ust Murtagha. Dobrał się do niego, bo go pożądał, ale poza tym naprawdę jego magia wypaczała się i nie raz traciła działanie w tej przeklętej twierdzy. Musiał być czujny nawet przez sen, co zaczynało go zresztą bardzo frustrować – nie w każdej sytuacji wystarczyło posadzić kamiennego pupila przy drzwiach i powiedzieć pilnuj, intruzów morduj. Czasami musiał się podrywać i być gotów natychmiast odpierać ataki na swój umysł, bo takowe się zdarzały.
CZYTASZ
Widmo Przeszłości
FanficUwaga, niniejsza książka zawiera opowiadanie z udziałem Eragona, Smoczego Jeźdźca. Nie brakuje w niej też dziwnych magicznych rytuałów, +18, sukowatych elfek i odizolowanych od świata społeczności zajmujących skażoną, ponoć zmutowaną wyspę. >