Rozdział 10

205 16 19
                                    

Odetchnął głęboko i jeszcze raz wyjrzał za okno. Mijał trzeci dzień od wyruszenia Kamiennego z misją do Alagaesii. Na zewnątrz trwały przygotowania do corocznego święta ku czci nadejścia połowy lata. Po co? Bo w połowie lata był Dzień Uczuć, kiedy to cała Ostoja wypełniała się kwiatami, ozdobami, zakochanymi parami i wonią niesamowitych smakołyków – od ciast po różnie obrabiane mięsa. Poprzednie kilka lat spędził słuchając pieśni i ballad oraz podziwiając biesiady z wielkimi ogniskami z oddali; z okna komnaty, którą podarował mu Falcon. Jedzeniem się nie martwił; chociaż o nic nie prosił, któryś z mieszkańców zamku zawsze przynosił mu trochę lżejszych kąsków. Wtedy jeszcze nie do końca był gotów aby im ufać, ale czuł, że się martwią – skąd inaczej mogliby wiedzieć, że źle się czuje po zjedzeniu większej ilości mięsa albo słodyczy? Albo, że niekoniecznie swobodnie gdy musi zjeść w czyimś towarzystwie?

-Jeszcze nie jesteś gotów? 

Odwrócił się zaskoczony, instynktownie poszukując jakiejś broni. Nie miał niczego przy sobie, ani też nigdzie obok – wolałby mieć, nawet jeśli tym razem alarm był fałszywy. 

Odetchnął powoli i zlustrował wzrokiem Star, dziewczynę specjalizującą się w historii. Od Noah wiedział, że gdyby zapytał ją o jakiekolwiek wydarzenie (albo też jakąkolwiek datę)… natychmiast odpowiedziałaby bez błędów i z najdrobniejszymi nawet szczegółami, co miało miejsce i kto brał w tym udział. Była chodzącym archiwum. Miała krótkie, czarne włosy i wielkie, również czarne, oczy, ozdobione wachlarzami długich rzęs. Zazwyczaj chodziła ubrana jak upiór, ale tym razem miała na sobie ładny, odświętny strój składający się z białej koszuli, dość długiej spódnicy w czarnym kolorze i śmiesznych, materiałowych butków – białych. Na ramiona zarzuciła czarną pelerynkę, a przy uchu umocowała kolczyk w kształcie gwiazdki, który majtał się na boki. 

-Do czego gotów? – zapytał niespokojnie, gdy podeszła jeszcze o kilka kroków bliżej, najwyraźniej po to, by mu się przyjrzeć. Czuł się tak, jakby szukała czegoś, może skazy (?), wzrokiem na jego twarzy. Było to dość… przerażające. 

-Do świętowania! 

-Ja.. zostanę w zamku – nerwowo przeczesał włosy i zrobił krok w tył, planując taktyczny odwrót.

-Mowy nie ma! Już dosyć spędziłeś sobie w ukryciu – dziewczyna chwyciła go za przegub i szarpnęła do siebie z iście smoczą siłą. Jęknął głucho, kiedy od tak, z łatwością, przerzuciła go sobie przez ramię. Bezradnie zaprotestował. – Idziemy cię ubrać, mój drogi; nie ma bata. Jest impreza, a ty na nią idziesz!

-A… ale…

-Tym razem święto wypada w urodziny Falcona – rzuciła, ruszając korytarzem. – On bardzo się o ciebie martwi, dlatego pójdziesz. Chcesz, żeby darował sobie świętowanie własnego dnia na rzecz kursowania od ogniska do twoich komnat, aby sprawdzać, czy dobrze się czujesz albo nie jesteś głodny?

Zaczerwienił się mocno, ze wstydem uświadamiając sobie, że najprawdopodobniej tak wyglądał dla jasnowłosego każdy Dzień Uczuć w ciągu ostatnich lat. Poczuł się z tym okropnie. Falcon był dla niego bardzo miły – powinien mieć trochę czasu dla siebie na świętowanie i beztroskę. 

Star zawlekła go do komnat, po czym usadziła na krześle przy szafie – gdzie bezceremonialnie zaczęła szperać. 

– Czarne, brązowe, szare… - mamrotała, przesuwając wieszaki z kolejnymi strojami. – za jasne zielone, za ciemne, w ogóle za zielone, pomarańczowe… eee… kto był na tyle ślepy, żeby dać ci coś pomarańczowego? Eh… Szare, szare, białe… 

-Eragonie, przyniosłem ci ciuszki na wieczór – Ras wlazł do pomieszczenia, jak gdyby nigdy nic, usiłując wciąż udawać, że wszystko jest w porządku, nawet jeśli wyglądał jak żywe nieszczęście. – Błękitne, w odcieniu, który ładnie będzie współgrał z łuskami Saphiry, jakby postanowiła zajrzeć chociaż na moment.

Widmo PrzeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz