Rozdział 18

151 15 13
                                    

Zanim Eragon i Falcon przyszli zaczął się już obiad. Roran i Katrina wymienili porozumiewawcze spojrzenia, gdy obaj usiedli przy stole. Jeździec wydawał się spokojny jak jeszcze w ogóle od ich przybycia; uśmiechnięty miękko, myślami chyba błądzący dosyć daleko. Jakby w ogóle nie istniał ten lęk czający się w ostatnich dniach, latach, cały czas na dnie jego oczu.

- Robiliście coś fajnego? - zainteresował się Albert, wkładając do buzi duży kawałek mięsa.

- Przeszliśmy się na piechotę do domu - stwierdził spokojnie Falcon.

- I tylko tyle? - zapytał marudnie. - Nie macie żadnych ciekawych opowieści?

- O tym, że Willy nawiedziła Nadira pewnie powiedział wam już Noah, albo sami zauważyliście, gdy on pożyczał ubrania, a ona siodło, więc nie mamy żadnych nowości - rozłożył ręce lekko, robiąc trochę przepraszającą minę.

- Fakt, widzieliśmy się z Willy - Noah przechylił głowę, jakoś niezbyt tego dnia skory do spożywania innych stworzeń, nawet dobrze wypieczonych, w związku z czym nabijający w między czasie na widelec jedynie różnego rodzaju jarzyny z sałatki. Trochę marchwi, ziemniaków. - Pozwoliła Anbethowi z nimi polatać. Pisklak wyglądał na uradowanego.

-  Nic dziwnego, ciężko mu znaleźć kogoś chcącego wspólnej zabawy - Eragon wyciągnął dłoń po dzbanek z sokiem.

***

Gdyby Eragon nie był Eragonem, Arya nigdy nie angażowała by się tak bardzo w jego odzyskanie. Ale jednak był sobą. Jedynym w pełni wyszkolonym jeźdźcem i w Alagaesii było na niego zapotrzebowanie. Może i Murtagh chwilowo szkolił smoki, ale nie miał tak dużej wiedzy jak jego przyrodni brat. I nie miał żadnych zobowiązań wobec krainy.

Elfka skrzywiła się, mieszając zioła w ceramicznym naczyniu. Skoro Cieniobójca odmówił powrotu zasłaniając się związkiem z jakimś obcym mężczyzną – nie dość, że absurd, to jeszcze obrzydliwy! - i brakiem magii - nie tak łatwo wcisnąć jej coś takiego - to zostało tylko wzięcie go na siłę. Brutalną siłę. Znowu miała zamiar użyć nieczystej magii, ale to było ważne. Dla Alagaesii! Miała dobre intencje. Nie chciała go przecież skrzywdzić (chyba, że będzie za bardzo protestował). Chciała na razie, aby wrócił do domu. A tam ktoś na pewno zdoła odwrócić to pranie mózgu, któremu go poddano. 

Z pewnością gdy już znów będzie  Eragonem-rycerzem uciśnionych, zobaczy, jak bardzo żałosną chciał sobie zgotować przyszłość. Jaki mężczyzna mógłby w ogóle myśleć o… o czymś tak odrażającym jak związanie się z innym mężczyzną? Na poważnie?!

Na samą myśl przechodziły ją dreszcze. 

Poprawiła włosy, aby nie wpadały do oczu ani naczynia. Tylko jej krew w ostatniej fazie szykowania zaklęcia miała prawo złączyć się z ziołami. Inaczej mogłaby się niechcący przekląć! 

Magia wykorzystująca krew była nieprzewidywalna; czasem bardziej niż pradawna mowa.

***

W Alagaesii

Murtagh spojrzał z góry na Ellesmerę, po czym wylądował w umówionym miejscu. Islanzadi, tego dnia w sukni w perłowym kolorze,
wyszła mu na spotkanie.

-Witaj znów, młody jeźdźcze – uśmiechnęła się do niego dobrotliwie jak do dziecka, za które go czasem bez wątpienia uważała. – Wiem, co ciebie tutaj sprowadza – oznajmiła pewnie. 

Widmo PrzeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz