Rozdział 20

109 15 2
                                    

Do centrum Vroengardu doleciały tylko dwa smoki. Saphira z pustym siodłem oraz Noah.
Falcon i Eragon zostali na plaży we dwoje. Jeździec, chociaż był zmęczony, nalegał, aby spędzili razem jeszcze chwilę.
Chciał przejść się wspólnie trochę i porozmawiać. Nie powiedział o czym, ani dlaczego. Saphira uznała, że jej mały ma ważną sprawę i z Falconem nic mu nie będzie, więc poleciała bez protestu do swojego leża. Noah się wahał, ale zwyciężyła w nim troska o brata i także pozostawił ich w tyle. Nie mógł wiedzieć, że Ras znalazł sobie już swojego prywatnego obrońcę i próbowali we dwoje jednocześnie wyjaśnić sobie wszystko, co działo się w międzyczasie.

- Zastanawia cię, dlaczego chciałem pomówić z królową Ellesmery sam? - zapytał, obejmując dłonią jego rękę. Była lekko zmarznięta. Powinien założyć rękawice, gdy latał tak długo.

Ruszył powoli w kierunku dawno nie odwiedzanego zakamarka, gdzie zawsze leżało pełno muszli. Brązowooki podążył przy nim, rozglądając się z ciekawością dookoła.
Cichy, zamyślony.

- Zastanawia - przyznał dopiero po kilku minutach.

- Ustaliliśmy, że  za dwa lata do Vroengardu przypłynie grupa elfów.

- Elfów? - zapytał zdziwiony, odgarniając przydługie włosy z czoła.

- To potrwa, ale pomyślałem nad wznowieniem Jeźdźców - przyznał.

Eragon zatrzymał się nagle w miejscu, mrugając intensywnie, wyraźnie zdumiony.
Falcon przystanął, spoglądając na niego.

-Nie podoba ci się?

- Nie, tak... Znaczy - zaczerwieniony szatyn przez chwilę próbował mu odpowiedzieć, gestykulując przy tym z zakłopotaniem. - Falcon! - wyrzucił wreszcie, zakłopotany, ale też bardzo zdeterminowany.

- Tak?

- Jestem szczęśliwy, że chcesz przywrócić jeźdźców - zapewnił, rumieniąc się uroczo. - Po prostu... Zaskoczyłeś mnie - dokończył. - Nie spodziewałem się.

- Chodź tu - przygarnął go do siebie, obejmując jedną ręką ostrożnie, bo nie chciał, aby to się wydało młodszemu dwuznaczne.  - Ta wyspa kiedyś należała do jeźdźców i smoków - powiedział miękko. - Pamiętam ten czas. Byłem już przecież sporym gadem... kiedy zapanował chaos. Teraz jesteśmy silni, wiemy, czego chcemy i że jest to właśnie takie życie jakie wiedziemy... Ale jednak istnieje coś jeszcze, coś potrzebnego i nam, i Alagaesii.

- Straż - domyślił się jeździec.

Kiwnął głową.

- Ale nie tylko. Brakuje jakiejś równowagi, porozumienia - dodał. - Chciałbym... abyście z Saphirą uczyli nowe pokolenie.

- My? - oparł głowę na jego ramieniu.

- Dwa lata to dosyć, aby doszkolić Murtagha, Rorana i Orika - wolną dłonią odepchnął na bok gałąź starej sosny, gnącej się nad ich głowami w stronę plaży. Przeszli pod nią, skręcili w lewo i dotarli do małej, zacisznej części plaży, gdzie barwne muszle zdawały się zalegać wszędzie. Lubił ten zakamarek. Wyciszony, pełen światła i spokoju. Nie miał jeszcze nigdy okazji sprowadzić tu jednak nikogo poza Noah, co jednak wcale się nie liczyło. Noah był przyjacielem i wojownikiem, pomagał mu troszczyć się o wyspę, musiał wiedzieć, gdzie go szukać w chwilach kompletnej frustracji albo doła. - Później przypłynie kilku pierwszych kandydatów.

- Będzie trzeba zadbać o ich wykształcenie żeby mogli później osiąść w Alagaesii - uznał cicho, przystając, a później nachylając się po imponującą, błękitną muszlę, która szczególnie go zaciekawiła.

- Prawda. Nie zatrzymamy wszystkich tutaj. To byłoby absurdalne.

- I ciężkie do zrealizowania. Gdy już będzie dosyć doświadczonych jeźdźców, aby także ludzie mogli przystąpić do szkoleń... Mógłby zapanować chaos - dziecinnie, ufnie uniósł muszlę do ucha. Przymknął powieki, wsłuchując się w cichy szum.

- Ulżyło mi, że nie jesteś urażony ani zły, że nie powiedziałem ci wcześniej co planuję - przyznał.

Eragon, wyginając wargi w miękkim uśmiechu, popatrzył na niego pełnym ciepła, brązowym spojrzeniem.

- Jesteś Królem Ostoii, musisz troszczyć się o wszystkich, nie tylko o mnie - przypomniał. - Dziękuję, że powiedziałeś mi wcześniej niż innym.  Będę miał czas się przyzwyczaić.

Falcon kiwnął głową lekko, uspokojony.

- Chcesz zebrać jeszcze kilka muszli, czy wracać już i spotkać się z bliskimi?

- Chodźmy już... Ale... Wrócimy tu kiedyś?

- Obiecuje - mężczyzna wyciągnął ręce, aby objąć go, gdy rozkładał skrzydła w ludzkiej postaci. - Kiedy tylko zechcesz.

Widmo PrzeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz