Rozdział 14

112 15 5
                                    

- Podnieś się.

Bezgłośnie uniósł całe ciało, opierając je na drżących rękach. Zagryzł wargę do krwi czując, że tak musi zrobić, że musi być cicho.

Najpierw plecy tylko go piekły, czuł jakby mrowiły, co było nieprzyjemne, ale do zniesienia. Później jednak podniósł się wyżej, a przynajmniej spróbował. Skaza eksplodowała niewyobrażalnym bólem i opadł w bezruchu z powrotem, próbując nie jęczeć z bólu.

On chce to słyszeć, on chce to słyszeć, on chce to słyszeć...

Kto?

Zagubiony cień skulony w plamie światła poruszył się, rozejrzał rozpaczliwie brązowymi oczami.

- Podnieś się - głos przepełnił wszystkie jego myśli, bezkompromisowy, przytłaczający...

Tak, panie.

Już.

Natychmiast.

Uniósł się powoli, kuląc jak ranny pies, chociaż to wcale nie łagodziło bólu.

- Zbliż się do mnie.

Tak, panie.

Już.

Natychmiast.

Na czworaka przysunął się do mężczyzny siedzącego po drugiej stronie łóżka. Szorstka, chłodna dłoń chwyciła go za podbródek. Spojrzał w ciemne, rozpalone pożądaniem oczy.

Tęskniłeś za mną?

Nie.

Ani trochę.

Wcale.

Nigdy.

Uchylił spierzchnięte wargi, nie mając siły na odwrócenie głowy, na drgnięcie w którąkolwiek stronę, na nic. - Tak  - wymknęło się, ciche, bezosobowe, puste.

- Mówiłem, że spodoba ci się służenie mi - palce ześlizgnęły się na jego szyję, pogłaskały ją, a potem powoli otoczyły. - Nie chciałeś być wtedy taki grzeczny jak teraz...

Otworzył niemo usta i wytrzeszczył żałośnie oczy, gdy dwie ręce tak po prostu zacieśniły się wokół. Lodowate, twarde jak kamień.  

- Eragonie!

Otworzył szeroko powieki, a później, jeszcze zanim dotarło do niego kto nim potrząsał, czyją twarz ma nad sobą, albo gdzie jest, przekręcił się na bok i zwymiotował. Dreszcze przechodziły całe jego ciało, a wnętrzności jakby żyły własnym życiem i właśnie splatały się w kokardki.

- Eragonie, słyszysz mnie?

Z wahaniem kiwnął głową. Słyszał, tak, tak sądził, chyba...

- Strażnik na obchodzie poczuł coś niepokojącego i po mnie poszedł. Wyglądałeś jakbyś skamieniał i płakałeś...

Ciepłe ręce pomogły mu podźwignąć się do siadu. Spojrzał przed siebie w jasne, złote oczy.

Znał je.

- F.. Falcon...?

Mężczyzna z wahaniem usiadł obok.

- Miałeś sen... O nim?

Kiwnął.

- Mogę ci jakoś pomóc?

Przez chwilę chciał zapytać, czy Falcon nie mógłby wykorzystać jednej z podejrzanych książek ustawionych poza zasięgiem niepowołanych rąk na najwyższych półkach w bibliotece i wymazać z niego wszystkich złych wspomnień, co do jednego, a jeśli nie... To czy potrafiłby raz na zawsze uwolnić go od tego wszystkiego...

Widmo PrzeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz