Rozdział 13

123 16 6
                                    

Uwaga.
W pierwotnej historii poniższe wydarzenia to rozdział 20 - tutaj 13 ponieważ kilka wcześniejszych rozdziałów poskładałam po dwa (a raz trzy) na jeden.
Także w pierwotnej historii poniżej powinno się zacząć coś takiego jak "smocze gody", ale powiem szczerze, to był bardzo ch*jowy pomysł. Cztery lata temu nieźle nawaliłam.

Miłego czytania!
Sakuja

Rozdział 13

– Zwą mnie Falcon, jestem władcą tej wyspy i do mnie należy teraz decyzja, co się z wami stanie. Nie mam oczywiście zamiaru zrobić wam nic złego, ale gorzko tego pożałujecie, jeśli spróbujecie w jakikolwiek sposób nam zaszkodzić. Przez nas mam naturalnie na myśli całą Ostoję wraz z jej mieszkańcami – kontynuował. 

Eragon stał z tyłu i obserwował mężczyznę, króla-opiekuna Vroengardu, z pewną mimowolną czułością, która absolutnie nie umknęła towarzyszącemu mu Roranowi. Mężczyzna dźgnął kuzyna w żebra łokciem, przywołując do jako-takiego porządku, aby nie narobić za dużego zamieszania, co skończyło się rumieńcem zakłopotania i cichym chrząknięciem szatyna.

-Bez komentarza – wydusił z siebie niemal bezgłośnie.

***

Po długiej przemowie Falcona udali się do jadalni, gdzie Katrina i Orik siedzieli już przy długim stole w towarzystwie innych osób; Star, Alberta i Rasa, prowadzącego wyjątkowo ożywioną rozmowę z młodym przedstawicielem hybrydycznych ogników, Satanelem, co i rusz wygładzającym czerwoną szatę na młodzieńczym, dobrze zbudowanym ciele. 

-Przepraszam, że musieliście tak długo czekać – Falcon uśmiechnął się olśniewająco i zajął miejsce u szczytu stołu, z jego prawej usiadł czujny Noah, z lewej Eragon. 
Elfy ewidentnie nie czuły się zbyt pewnie, chociaż usiłowały na takowe wyglądać – w końcu niemal wpisane w naturę miały to, że zawsze są „ponad” wszystko inne. 

-Dobrze cię widzieć, Eragonie – powiedziała Arya, kiedy posiłek się zaczął. – Martwiliśmy się o ciebie - dodała tonem spokojnym i przejętym, niemal wcale nie różniącym się od jej głosu z przeszłości.

-Dziękuję – odparł jeździec, nakładając sobie na talerz sałatki warzywnej. Unikał patrzenia na nią.
– Mam nadzieję, że nie sprawiłem wam zbyt wielu kłopotów. Ostatecznie, Galbatorix jest martwy, tak?

-Brakuje nam ciebie w Alagaesii – kontynuowała.

-Bez obaw, jestem pewien, że jeśli Murtagh będzie miał chwilę, sam mnie odwiedzi – szatyn odwrócił się, dziękując młodej panience w białym fartuszku za przyniesienie dzbanka z sokiem owocowym. Roran z trudem stłumił śmiech, a Orik w ostatniej chwili przycisnął do ust kufel piwa, którym się zresztą zakrztusił. – Mam nadzieję, że nie zaniedbał się za bardzo… - dodał, zerkając na kuzyna.

-Cały i zdrów – wtrąciła Katrina, zauważając, że jej mąż niekoniecznie nadaje się do jakiejkolwiek wypowiedzi. – Ale przyda mu się czyjaś mocna ręka, bo mało sypia – dodała. – I zdecydowanie za dużo pracuje.

-Muszę go koniecznie zaprosić na kilka dni i porządnie wystrofować – postanowił Cieniobójca, upijając łyk słodkiego napoju. 

-A co z twoim zdrowiem, Eragonie? Czy coś ci dolega?- drążyła dalej Arya.

-Mnie? Niewiele – zapewnił. – Zaklęcia Galbatorix’a dosyć poważnie uszkodziły mój organizm, ale większość tego dało się naprawić, a to, czego się nie dało… w miarę da się żyć – wzruszył ramionami. – Niestety, niekoniecznie mogę używać magii – skłamał, perfekcyjnie odwzorowując na twarzy strapienie. - Została wypaczona.

Widmo PrzeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz