5

656 95 65
                                    

17.12.2018 (poniedziałek)

Kiedyś pracował jako asystent*, ale zdecydowanie wolał robić korektę. Czasem zdarzało się, że podsuwał pomysły na okładkę, bądź sam wymyślał cały jej wygląd. Jednak bez pomocy nie potrafił jej wykonać. Nie rozumiał jak działa teraźniejsza technologia i nawet nie chciał tego zrozumieć. Oczywiście posiadał laptopa, smartphone oraz internet. Musiał mieć jakiś kontakt ze światem oraz rodziną.
Siedział przy swoim biurku i sprawdzał kolejne kartki nowej powieści.
Nie lubił romansów, ale praca to praca.

Co do gatunków, za którymi przepadał Arthur (Wiem, może nie wszyscy chcą o tym czytać, jednak lepiej jest sprostować naszą sytuacje). Anglik uwielbia kryminały, fantasy oraz książki, które zmuszają do myślenia. Uważał, że te najlepiej rozwijają jego wyobraźnie i umysł. Było to prawdą, jednak czytał dlatego, że chciał odciąć się od świata rzeczywistego. Twierdził, że jego życie jest nudne i uciekał do tego wymyślonego świata, w którym czuł się najlepiej.
Co do gatunków, których nie lubił głównie należał do nich romans. Dlaczego nie lubił tego gatunku? Mówił sobie, że przecież żaden poważny mężczyzna nie lubi romansów. Jednak prawda była taka, że on po prostu bał się uczuć. A szczególnie tych, które łączą się z miłością. Czytając o życiu miłosnym bohatera czuje, że czegoś było mu brak. Nie chciał czuć tej pustki, więc brał do rąk romans tylko wtedy kiedy dotyczyło to pracy.

Nie pierwszy raz miał wcielić się w rolę asystenta. Ostrzeżono go, że nikt nie wytrzymał dłużej niż miesiąc z osobą, z którą miał pracować. Stwierdził, że on też długo nie wytrzyma. Dawał sobie nie więcej niż tydzień.
Wydawnictwu został tylko Arthur, który kiedyś dobrze spisywał się na tej pozycji. Wierzono, że Anglik dobrze poradzi sobie z powierzonym mu zadaniem. Ale sam zielonooki nie był co do tego przekonany.
Miał podjąć się nowej pozycji gdy tylko skończy korektować ostatni przydzielony mu tekst.
Skończył o dziewiątej trzydzieści dwa.
Siedział przy swoim biurku i czekał, aż przełożony wezwie go do siebie.
Nie wiedział dlaczego, ale stresował się tak bardzo, że czas niesamowicie mu się dłużył. Przeklną w myślach i spojrzał na zegarek. Wtedy zrozumiał, że musi się uspokoić. Powoli wciągnął powietrze do płuc i równie wolno je z nich wypuścił. Powiedział sobie że i tak nie wytrzyma dłużej niż tydzień i nie ma czym się stresować.

Wtedy jego biurowy telefon, który pozwalał na kontaktowanie się z innymi pracownikami zadzwonił. Szybko podniósł słuchawkę i przyłożył ją do ucha. Usłyszał tylko "Panie Kirkland jeśli jest pan gotowy może pan przyjść do mojego biura". Odpowiedział szybko "Oczywiście, zaraz będę" i odłożył słuchawkę.

Stanął pod drzwiami i zapukał, po czym wszedł do pomieszczenia.

- Dzień dobry szefie ja... Francis?

W pokoju znajdowały się dwie osoby. Jego przełożony jak zawsze starannie ubrany i robiący niezłe wrażenie uniósł lekko kąciki swoich ust i poprawił okulary. Brunet o wydawało by się, że fioletowych oczach spojrzał na niego, jakby starał się wyłapać co czuje w tej chwili Arthur. Był tam również wyższy blondyn o lekko kręconych włosach oraz niebieskich oczach zwany również Francisem. Ubrany w rzeczy, w których mógłby chodzić po domu, a nie przychodzić do firmy na spotkanie.

- Kirkland znasz Francisa? - spytał szef nie okazując żadnych widocznych emocji.

- Oui znamy się. - Francis przewrócił oczami, co nie uszło uwadze Arthura - Rod nie możecie dać mi kogoś innego?

Anglik nie wiedział czemu, ale to pytanie wypowiedziane przez Francuza go uraziło.

- Nie mów do mnie Rod, jak już musisz po imieniu to Roderich. Poza tym nie mamy nikogo innego, a nowicjusze sobie z tobą nie poradzą. - odparł i znowu poprawił okulary - Bonnefoy jesteś szanowanym autorem, ale nie dotrzymujesz terminów, potrzeba ci kogoś takiego jak Arthur. Zresztą on zajmował się też korektą, w razie czego to ci pomoże.

- Eh... Jeśli muszę.

Wtedy do Arthura coś dotarło. Bonnefoy, znał to nazwisko. Chwile mu zajęło zanim przypomniał sobie skąd. Widział je w księgarni. Francis pisał książki, zawsze romanse. '"Kobiety za nim szaleją, mężczyźni biorą z niego przykład. Jego romanse za niedługo podbiją Londyn." przypomniał sobie słowa kasjerki.
Arthur zrozumiał, że wszedł w jedno wielkie bagno. Nie rozumiał tylko dlaczego przypomniał sobie o tym dopiero teraz.

- Zgadzasz się na współpracę Francis? - spytał Roderich, a Arthur wiedział, że nie ma już nic do gadania i nie może się wycofać. 

- Jeśli muszę. - Anglik nadal nie wiedział dlaczego te słowa tak bardzo go zabolały.

Francis nie chciał mieszać życia prywatnego z pracą? A może po prostu nie lubił zwyczajnego i nudnego Arthura? Anglik był pewny, że te pytania zostaną bez odpowiedzi, a przynajmniej, że Francuz nie udzieli na nie odpowiedzi. Westchnął cicho tak żeby pozostała dwójka tego nie zauważyła i wrócił do przysłuchiwania się jak jego pracodawca i nowy "podopieczny" rozmawiają o nim samym.

- No i świetnie. Mam nadzieje, że tym razem wszystko będzie w porządku. Arthur jest naszą ostatnią deską ratunku. - powiedział Roderich, a jego kąciki ust delikatnie się uniosły i tak szybko jak uśmiech pojawił się na jego twarzy równie szybko zniknął.

- Postaram się, żeby pan Bonnefoy dotrzymywał ustalonych terminów i będę mu pomagał na wszelkie sposoby, aby jego prace były na wysokim poziomie. - odpowiedział Arthur, po czym usłyszał parsknięcie Francuza.

- Bardzo się cieszę, myślę że wszystko ustalicie między sobą. Możecie już iść.

Oboje opuścili pomieszczenie i spojrzeli na siebie z widocznym zdziwieniem, jednak na twarzy Francisa było coś więcej. Zażenowanie? Znudzenie? Irytacja? Anglik nie potrafił tego odczytać.

- Po pierwsze... - zaczął wyższy - Nie mów do mnie, ani o mnie "pan", znamy się i nie da się tego ukryć. Po drugie moje prace już są na wysokim poziomie i nie potrzebuje do polepszenia ich jakiegoś Anglika, który zajmował się jakąś tam korektą.

- Masz bardzo wysoką samoocenę, a w twoim wypadku to wada. Pewnie nie dostrzegasz błędów, które robisz, ale nie martw się od tego jestem właśnie ja, jakiś pierwszy lepszy Anglik, który zajmował się nie czym innym jak korektą. Uważaj na słowa, bo bez tego, który zajął się jakąś tam korektą w twojej książce, to daleko byś pewnie nie zaszedł. - odpowiedział mu Arthur, który ponownie poczuł się urażony.

- Ja nie robię błędów, nie jestem tak głupi jak myślisz.

- Każdy robi błędy, ale nie każdy się do nich nie przyznaje.

_________________
asystent* - nie wiem jak się nazywa taka osoba, serio, pisałam to na szybko i  mimo iż sprawdzałam to nic nie znalazłam.

Jak Myślisz Co Wydarzy Się Jutro? |FrUkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz