19.12.2018 (środa)
- Jesteś pewny, że nie możesz zostać na trochę dłużej? - spytał Francis, spoglądając na zegar wiszący na ścianie - dopiero dwudziesta, a ja jeszcze mam sporo do napisania.
- Jestem tu od południa, muszę wracać do mojego brata. Przyleciał tu z Ameryki specjalnie dla mnie, a ja cały czas pracuje, albo jestem zbyt zmęczony, by spędzać z nim czas. Mam wyrzuty sumienia, że tak go zaniedbuje, wybacz Fran może następnym razem. - powiedział Arthur i posłał mu przepraszający uśmiech, po czym owinął swoją szyję szalikiem.
- No dobrze. To kiedy się widzimy? - zapytał Francuz, opierając sie barkiem o ścianę.
- W niedzielę. Idziemy z moim bratem do kina. Oczywiście, jeśli się nie rozmyśliłeś. - Anglik uśmiechnął się do niego, a Francis starał się nie pokazać po sobie, że zapomniał o małej obietnicy - mamy rezerwacje na trzynastą, to chyba nie jest problem?
- Chętnie pójdę i trzynasta to nie problem. Mógłbym na chwilę twój telefon?
- A do jakiego celu jest ci on potrzebny?
- No chyba nie będziemy cały czas pisać ze sobą na tym portalu randkowym. - Francis posłał mu uroczy uśmiech, a Angkik lekko się zarumienił, uświadamiając sobie, że nawet nie ma jego numeru telefonu.
- Jasne. - Arthur wyciągnął z kieszeni smartfona i podał go znajomemu. Ten szybko wpisał i zapisał swój numer, po czym oddał telefon właścielowi. Anglik spojrzał na ekran i uniósł brwi z lekkim uśmiechem - Ukochany Francis i serduszko? Chciałbyś.
- I tak wiem, że mnie uwielbiasz. - niższy schował telefon do kieszeni - wszyscy mnie uwielbiają.
- Chyba tylko kobiety, dla których piszesz te romansidła. Wiesz, dzięki za dzisiaj. Mimo tego, że byłem tu tylko jako asystent i musiałem z tobą pracować to i tak... Miło spędziłem ten czas. - odparł Arthur, a gdy wyczuł, że Francuz ma zamiar coś powiedzieć, szybko dodał - to do zobaczenia i następnym razem dawaj oznaki życia, bo nie mam zamiaru przez pół miasta tu jechać.
- Jasne, jak sobie życzysz. - starszy zaśmiał się cicho.
- To do niedzieli, albo szybciej.
- Do zobaczenia.
Anglik wyszedł z domu znajomego i ruszył w stronę swojego samochodu, który zaparkował na chodniku przed domem Francuza. Wyciągnął z kieszeni kurtki kluczyk i otworzył pojazd, po czym wsiadł do niego i wetchnął cicho. Nie uważał, żeby zmarnował ten dzień, bo mimo wszystko czuł się dobrze w towarzystwie Francisa, jednak okoliczności w jakich sie poznali sprawiały, że odczuwał wstyd. Do tego przypomniał sobie, że kolejny raz zdrobinił imię znajomego, wiedział, że to nic wielkiego, ale mimo wszystko czuł, że źle postąpił. Stwierdził, że jeśli nie odjedzie spod domu znajomego, w ciągu najbliższych kilku minut, wyjdzie na jeszcze większego dziwaka. Postarał się uciszyć swoje myśli włączając radio i odjechał w rytmie świątecznych piosenek, za którymi tak bardzo nie przepadał.
*
Francis natomiast, gdy tylko zamknął drzwi uderzył sie delikatnie otwartą dłonią w czoło. Zastanawiał się jak doszło do tego, że próbował pocałować Arthura w policzek. Może i się zauroczył, może Anglik był niesamowicie uroczy, ale to nie znaczyło, że miał od razu próbować go całować. Z początku miał zamiar zignorować uczucia, którymi zaczął obdarzać znajomego, bądź zniechęcić go do siebie, jednak zbyt dobrze znał to potężne uczucie, by wiedzieć, że szybko się go nie pozbędzie. Francis się bał.
Bał się to tego, że zauroczenie nie zniknie, a on w pewnym momencie nie wytrzyma i wszystko z siebie wyrzuci.Francis Bonefoy, ten sławny na całą Anglię, autor świetnie sprzedających się romansów, miał tylko jeden lęk. Bał się miłości.
*
- Wróciłem. - po mieszkaniu rozległ się dźwięk zamykanych drzwi.
- No w końcu! - zanim Arthur zdążył ściągnąć buty Alfred był już w przedpokoju.
- Wybacz, że tak długo. - starszy postawił na podłodze dwie ciężkie, plastikowe reklamówki i zaczął ściągać kurtkę - byłem w sklepie i zrobiłem zakupy. Podejrzewam, że jutro pan wielki pisarz romansów nie będzie mnie potrzebował, a w firmie mam się pojawić dopiero po południu, więc zrobimy razem obiad.
- Wszystko super, ale nie pamiętam, żebyś wychodził z domu w bluzie, do tego w bluzie z nadrukiem AC DC . - zwrócił mu uwagę, widząc, że starszy nie ma na sobie białej koszuli, w której opuszczał mieszkanie.
- Cholera... Zapomniałem ją oddać... - powiedział pod nosem Arthur.
- Wiesz... Jak dla mnie praca nie wygląda tak, że osoba, której pomagasz daje ci swoje ubrania.
- Wylałem na siebie herbatę, dlatego ją mam. Eh muszę mu ją oddać... Idę się przebrać, a ty wypakuj zakupy i zrobimy babeczki.
Na ostatnie słowo Alfredowi zaświeciły się oczy, dwa razy nie trzeba mu było powtarzać, wziął do kuchni reklamówki i zaczął wypakowywać produkty na blat. W tym czasie starszy ruszył do swojego pokoju i z dziwną niechęcią ściągnął bluzę, która pachniała Francuzem. Nie wiedział dlaczego, ale zanurzył w niej swoją lekko czerwoną twarz i pozwolił by otulił go ten miły zapach. Stwierdził, że Francis nie obrazi się, gdy ten zatrzyma bluzę na kilka dni.
________________
Najlepszego w nowym roku. Oby był lepszy, niż 2019.
CZYTASZ
Jak Myślisz Co Wydarzy Się Jutro? |FrUk
Hayran Kurgu[Zakończona] Arthur skupiał się wyłącznie na swojej pracy i nigdy nie miał czasu na umawianie się z dziewczynami, czy chociażby zwykłe flirtowanie. Nie miał też na oku żadnej dziewczyny, co lekko niepokoiło jego brata Alfreda. Rozmowa z nim, dała Ar...