Rozdział 4 Witaj w rodzinie

3K 147 13
                                    


W tym samym czasie w Nowym Yorku

-Gadaj wiedźmo! - Wzmocniłem uścisk odcinając tym samym kobiecie dopływ do tlenu.

-Jak ją zabijesz nic nam nie powie - Arata upomniał mnie.

-Gdzie ukrywa się Isztar?! - rozluźniłem dłoń.

-Nie powiem! Nie zdarzę ich kryjówki takim potworom jak wy! - splunęła mi w twarz.

-Zła odpowiedź - uderzyłem czarownicę, po czym rzuciłem nią o ścianę.

Podszedłem do kobiety, chwyciłem ją za gardło i zacisnąłem dłoń. Powoli pozbyłem ją dostępu do tlenu i udusiłem.

-Dlaczego te wiedźmy zawsze zgrywają odważne? - zaśmiałem się podnosząc z podłogi.

-Shinji to już trzecia wiedźma w dzisiejszym dniu - Arata podszedł do mnie.

-Luis kazał zabijać je wszystkie - wzruszyłem ramionami.

-Zabijemy, ale nie wydaję mi się, że wydadzą swoją przywódczynię.

-Jeszcze mnie nie znają - puściłem przyjacielowi oczko uśmiechając się przy tym podstępnie.

-Oho...wraca prawdziwi Shinji jakiego znam, podoba mi się - czerwonowłosy chłopak śmiejąc się objął mnie ramieniem, po czym opuściliśmy dom czarownicy.

W drodze powrotnej do naszego apartamentowca zatrzymaliśmy się w pobliskim sklepie w celu kupienia kilku drobiazgów. Jak na przykład nowe okulary przeciwsłoneczne, rękawiczki i wiele innych rzeczy, które moglibyśmy wykorzystać w złych celach.

Zmierzaliśmy do samochodu. Po zapakowaniu naszych zakupów do bagażnika auta mieliśmy już odjeżdżać z tego miejsca, kiedy usłyszałem z oddali cichy szloch . Spojrzeliśmy z Aratą po sobie, a nasza decyzja była jednomyślna. 

Trzeba sprawdzić skąd pochodzi ten dźwięk i kto jest jego źródłem.

Kierując się słuchem dotarliśmy do wąskiej, ciemnej uliczki za sklepem. Znaleźliśmy się w ślepym zaułku, a na jego końcu w rogu na zimnej i mokrej ziemi siedziała skulona postać. Ostrożnie zbliżyliśmy się, aby jej bądź jego nie wystraszyć.

Kiedy byłem już wystarczająco blisko mogłem dostrzec, iż tajemnicza postać to kobieta. Skrywała twarz w dłoniach, a więc ciężko było mi dostrzec jak wygląda.

Jednakże, gdy młoda dama zorientowała się, że ktoś nad nią stoi uniosła lekko głowę, po czym spojrzała na mnie. Dostrzegłem wtedy na jej twarzy liczne rany oraz siniaki, które widoczne również były na jej całym ciele.

Przerażona, pobita i porzucona. Wiele zapewne wycierpiała, ale co ja mam z nią teraz począć. Nie wiemy kim jest i czy nie stanowi zagrożenia.

Podszedłem do Araty.

-Co z nią robimy? - szepnąłem do przyjaciela.

-Zostawmy to będzie najrozsądniejsze - skinąłem głową.

Po namyśle odwróciliśmy się w kierunku samochodu, ale gdy mieliśmy zrobić pierwszy krok zawołała nas. Do tej pory przez cały czas przyglądała nam się ostrożnie w milczeniu, lecz kiedy dostrzegła, że jej potencjalna pomoc odchodzi, zareagowała.

-Nie odchodźcie - odezwała się cichym głosem.

-Proszę - dodała po chwili ledwo słyszalnie.

Zawahałem się, pierwszy raz w życiu naprawdę się zawahałem. Podjęliśmy decyzję, a u mnie pojawiły się wątpliwości. Niemożliwe.

Podszedłem ponownie do dziewczyny, po czym ukucnąłem, aby móc jej spojrzeć w oczy.

-Co się stało? - milczała.

-Nie skrzywdzę cię - uśmiechnąłem się do niej delikatnie.

-Chciałaś pomocy, więc co się stało? - Arata zbliżył się do nas.

-Ja...ja...uciekłam...on próbował mnie...zabić - jąkała się.

Zdjąłem skórzaną kurtkę, po czym okryłem nią ramiona dziewczyny. Cała wychłodzona i drżała. Wybiegła jedynie z domu w cienkiej, zwiewnej sukience na ramiączka sięgającej do kostek oraz boso.  W miarę naszych możliwości uspokoiliśmy ją oraz poprosiłem, aby na mnie zaczekała i zapewniłem, że zaraz wrócę.

Nie mogliśmy sami z Aratą podjąć decyzji, dlatego zadzwoniłem do Luis'a i opowiedziałem mu o tym wydarzeniu i młodej dziewczynie. Początkowo pojawił się pomysł, aby ją zabić i nie ryzykować. Jednakże po chwili chyba coś naszego bezwzględnego szefa ruszyło, ponieważ kazał nam ją stamtąd zabrać. 

Ściślej mówiąc możemy jej pomóc i dać szansę na nowe życie, choć nigdy tego nie robimy, ale jest jeden warunek. Musimy ją przemienić. Tylko wtedy możemy zlitować się nad nią. Chociaż nasz szefuńcio ma co do niej inne plany. 

Nikt nie jest bardziej niebezpieczny i zawzięty niż kobieta, którą włada żądza zemsty. Oszukana, zdradzona i porzucona przez miłość swojego życia. Gotowa jest na wszystko, by tylko mu odpłacić za jego grzechy.

-Chodź - podszedłem do niej i wyciągnąłem rękę.

O dziwo dziewczyna bez wahania podała mi swoją dłoń. Czyżby nie bała się? Była tak zdesperowana? A może najzwyczajniej w świecie było jej już wszystko obojętne?

Postanowiłem razem z przyjacielem, że przemienimy ją, kiedy dotrzemy do domu, aby jeszcze przez przypadek, gdzieś nam nie uciekła.

Po pół godziny byliśmy już pod naszym apartamentem. Pomogłem wysiąść jej z auta, po czy zaprowadziliśmy do środka.

W mieszkaniu zdjęliśmy okulary przeciwsłoneczne, a młode dziewczę mogło dostrzec szkarłatne tęczówki. Podejrzewaliśmy, że choć trochę zacznie się bać, a one całkowicie zignorowała ten fakt, jakby ten kolor był najzwyklejszy na świecie jak na przykład brązowe czy zielone. 

-Nie boisz się? - spytałem.

-Nie - odpowiedziała spoglądając na mnie spojrzeniem przepełnionym pustką.

-Jak masz na imię? - zapytałem podchodząc do niej bliżej.

-Hope - odrzekła nieśmiało.

Rozciąłem nadgarstek, po czym wypełniłem szklankę, którą wcześniej zabrałem ze stołu swoją krwią. Podałem dziewczynie, odebrała ode mnie naczynie. Nie zadawała żadnych pytań, wykonywała posłusznie moje rozkazy. Jakby była świadoma tego wszystkiego. 

Kiedy ona piła ja zaszedłem ją od tyłu. Położyłem dłonie na jej ramionach, by po chwili przenieść ręce na jej szyję. Gdy wypiła do końca moją krew oddała szklankę Aracie, a następnie zamknęła oczy.

-Witaj w rodzinie, Hope - skręciłem kobiecie kark.

Położyłem bezwładne ciało dziewczyny na kanapie w salonie. Teraz pozostaje czekać, aż się obudzi. 

Skradziona Wolność: Utracona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz