Rozdział 13 Wiedźmy

2.1K 112 2
                                    


PERSPEKTYWA LARISSY

Amina doprowadziła nas do swoich sióstr, a ściślej mówiąc do starego domu po środku niczego. Według legend i wierzeń czarownic dom ten należał kiedyś do jednej z najpotężniejszych wiedź. Jej niegdyś czyste serce skalało się czarną magią przez co pozostałe czarownice musiały zapieczętować budynek. Teraz służy jako schronienie dla tych uciekając czarownic bądź ściganych przez pozostałe siostry za konszachty z wampirami.

Główne wejście chroni bariera przed wspomnianymi wcześniej istotami nocy. Choć współpracują z nimi to nie znaczy, że mogą przebywać w ich tak zwanym świętym miejscu wokół, którego nie rozciąga się aura śmierci i nie zagraża nikomu niebezpieczeństwo.

Czarownice po raz pierwszy zrobiły wyjątek dla nas i zdjęły na chwilę barierę, abym razem z Kanako mogła przekroczyć próg ich domu. Również dla nas jest to pewnego rodzaju próba. Wpuściły nas do środka tylko i wyłącznie ze względu na Luis'a, z którym na pewien specyficzny sposób są związane. A może raczej są mu dłużne, lecz niestety nie wiem jaki dług wobec niego muszą spłacić. Jednakże z tego co się dowiedziałam od Aminy Luis nie ma wstępu do ich oazy. Nigdy wcześniej nie weszły tutaj żadne wampiry i już nie wejdą. My jesteśmy ostatnimi, którzy doznali tego zaszczytu. Ponoć mojego męża otacza zbyt duży mrok, aby mógł przekroczyć próg tego domostwa. Gdyż jego obecność zaburzyła, by cały dotychczasowy ich spokój.

Drewnianymi, skrzypiącymi i dość już spróchniałymi schodami jak podobnie cały ten dom, które pod każdym naszym kolejnym krokiem uginały się. Zeszliśmy do piwnicy, podłoga oraz ściany wyłożone starymi, ciemnymi deskami, a na ziemi ze świec ułożony wielki okrąg. Z kątów pomieszczenia wyłoniły się kolejne wiedźmy, które okrążyły nas. W tamtym momencie poczułam się jak w horrorach starej, dobrej produkcji. Kiedy to najmniej podejrzane i niewinne osoby okazują się nagle psychopatycznymi mordercami przez, których giniesz jeszcze daleko przed końcowymi napisami. 

Wbrew nam nie wiedzieć nawet, kiedy zostałyśmy automatycznie wepchnięte do okręgu. Kiedy chciałam zrobić krok i przekroczyć wyznaczoną ze świeczek linie, jakby jakaś moc odepchnęła mnie w tył. Nie zadowolona podniosła się z podłogi, otrzepałam i już chciałam powiedzieć o kilka słów za dużo, kiedy Amina wyprzedziła mnie i jako pierwsza zabrała głos.

-Jak to mówiłaś przezorny zawsze ubezpieczony - puściła mi oczko.

-Lepiej żebyś nic nie knuła bo przysięgam ci, że jak stąd wyjdę rozprawię się z wami wszystkimi - zgromiłam brunetkę spojrzeniem.

-Spokojnie. Powiedziałam, że spłacimy dług wobec Luis'a. Ale ja też muszę mieć pewność, że nam nie zagrażacie - zbliżyła się do granicy okręgu.

-Niech będzie - odburknęłam zrezygnowana obecną sytuacją. 

-Nie kłamałam, kiedy mówiłam, że znam kryjówkę Isztar i nie kłamałam mówiąc również, że Luis jest jedyną osobą, której słowo liczy się dla nas - spojrzała na pozostałe wiedźmy.

-Jednakże udowodnij nam swoją wartość, jeśli chcesz pomóc ukochanemu - czarownice zebrały się w okół kręgu łapiąc się przy tym za ręce i szepcząc pewne zaklęcie.

Nie rozumiałam i nie znałam znaczenia tych słów, ale cokolwiek wypowiadały sprawiało nam ogromny ból. Padłam razem z Kanako na ziemię. Miałam wrażenie, że głowa zaraz mi eksploduję. Nie mogłam się nawet skupić na otaczających mnie czarownicach. Przed oczami momentalnie zaczynało robić mi się ciemno, a zarazem błogo.

Wiedźmy przestały, a wtedy Amina wypowiedziała słowa na dźwięk, których zamarłam.

Słowa mrożące krew w żyłach,

Słowa, które nigdy nie powinny paść.

-Przybyłyście tutaj dwie, ale wyjdzie tylko jedna - przemówiła przeraźliwym głosem.

-Pożałujesz! - krzyknęłam.

Czarownice wznowiły zaklęcie, a ból powrócił. Kątem oka zerknęłam na Kanako, która ledwo już się trzymała.

Ponownie przestały.

Jedna z czarownic rzuciła przed nami kołek z białego drewna.

-Zabij i bądź na szczycie, albo daj się zabić i spadnij na samo dno - Amina zbliżyła się do mnie.

Chciałam ją złapać i trochę ją uszkodzić, ale zapomniałam o magicznej barierze, która natychmiast odepchnęła mnie od niej.

-Zły wybór! - zaczęły wypowiadać zaklęcie.

Z każdym kolejnym słowem czułam się coraz gorzej, ale nie mogłam zgodzić się na ich żądanie.

-Larissa zrób to. W przeciwnym razie żadna z nas nie opuści tego miejsca - Kanako szeptem zwróciła się do mnie.

-Nie mogę! Nie ma takiej opcji! Nie odbiorę ci życia przez grupkę stukniętych czarownic! 

-Larissa, proszę - spojrzała mi w oczy.

-Nie Kanako. Jeśli mam wybierać ocalę ciebie - podniosłam kołek z ziemi.

-W końcu zaczynasz mądrze mówić - brunetka posłała mi zwycięski uśmieszek.

-Zamknij się larwo! Poczekaj niech się tylko o tym dowie Luis - skarciłam ją spojrzeniem.

Przyłożyłam kołek do swojej klatki piersiowej, po czym lekko docisnęłam. Przez moje ciało przeszła kolejna fala bólu, a na skórze w okół kołka zaczęło wypalać się jakieś znamię.

-Nie! Larissa! - krzyknęła Kanako.

Skradziona Wolność: Utracona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz