Rozdział 5 Postanowione...

2.7K 137 20
                                    


Luis wrócił do domu chwilę po Valentinie. Mężczyzna rzucił maskę na drewniany stół w kuchni, po czym usiadł na krześle podpierając twarz ręką. Lekko zniechęcony spojrzał najpierw na syna, który stał niedaleko ojca, a następnie na mnie.

-Valentin chce się wyprowadzić - odezwał się znudzonym głosem.

-Co takiego?! Gdzie?! - zawołałam zszokowana.

-Pytaj syna - ziewnął.

Spojrzałam na młodzieńca.

-Tato nie mogłeś ciut subtelniej? - spytał z wyrzutem w głosie.

-I tak nie ma dla ciebie ratunku - Luis zmęczony położył głowę na stole zamykając przy tym oczy.

Valentin starał się mnie jakoś udobruchać i przekonać, że to dobry pomysł. A raczej nie chciałbym się za bardzo na niego denerwowała, ale na to było już za późno. 

Dlaczego ja zawsze muszę się o wszystkim dowiadywać jako ostatnia. W tym domu nikt mnie wcześniej nie informuję o swoich planach. Dowiaduję się dopiero, gdy wszystko jest już gotowe i czeka tylko na swoją realizację.

PERSPEKTYWA LUIS'A

Odnoszę czasami wrażenie, że mieszkam w domu wariatów. Larissa kłóci się z Valentinem, Kanako nadzoruję ich z bezpiecznej odległości. Brakuję jeszcze, aby moja szalona żona goniła naszego syna z patelnią w ręku, a Kanako biegała za nimi, żeby ją powstrzymać. 

Eh...jestem już tym zmęczony. Kocham Larisse i naszego syna, ale przysięgam, kiedyś ich gdzieś zamknę i pójdę w siną dal.

Moja przeurocza żonka właśnie przystąpiła do ataku. Spojrzałem kątem oka na drugi koniec salonu i ujrzałem to co niestety wcześniej pomyślałem. 

Larissa z teflonową bronią w ręku gania Valentina w okół kanapy, a ten stara się bronić poduszkami. Biedna Kanako biega za swoją przyjaciółką, aby powstrzymać ją od stosowania rodzinnej przemocy na synu, a ja przyglądam się domowemu cyrkowi lekko już znudzony.

Dałem im 10 minut na uspokojenie się. Liczyłem, że nie będę musiał interweniować, ale się przeliczyłem. Po tym czasie była jeszcze większa awantura niż wcześniej.

Niechętnie podniosłem się z krzesła i ruszyłem w kierunku rodziny.

-Spokój! Ile można?! - krzyknąłem zbliżając się do nich.

Stanąłem za Larissa i zabrałem patelnię, którą dzierżyła w dłoniach. Oddałem ją Kanako i odesłałem dziewczynę do swojego pokoju, aby w końcu mogła trochę odpocząć od nich. Dzielnie broniła mojej rodziny pod moją nieobecność i widzę, że nawet starała się rozwiązywać ich spory. Dobrym pomysłem było zostawić ją tutaj i zwrócić jej moce. Widzę, że na Kanako Larissa z Valentinem również mieli dobry wpływ. Nareszcie wyluzowała się ciut więcej. Latami starałem się ją oduczyć jej zasad oraz podejścia do mnie. Jestem szczęśliwy widząc ją w takim stanie bo w końcu zrozumiała, że należy do rodziny, jest moją przyjaciółką i najważniejszą osobą w życiu, a nie tylko służącą. Ponieważ zapewne gdyby nie ona nawet, by mnie tutaj nie było. 

-Siadać na kanapę! - wskazałem na mebel.

Moja żona oraz syn usiedli i bacznie mi się przyglądali.

-Mam dość waszej dziecinady - skarciłem ich spojrzeniem.

-Tato to mamie potrzebna jakaś meliska - posłał Larissie złośliwy uśmieszek.

-Syn nam nie wyszedł - wzruszyła ramionami.

-Myślałem, że mam tylko jedno dziecko. - pokręciłem głową. - A ty mała dajesz wciągać się w gierki Valentina - westchnąłem.

-Synu, kiedy chcesz ruszyć w świat? - spojrzałem na niego.

-Za dwa dni - odparł niewzruszony.

-Zgoda - przytaknąłem.

-Luis?! - Larissa przyglądała mi się niezadowolona.

-Mogę, a mama? - spytał zdziwiony spoglądając na kobietę.

-Moje pozwolenie ci wystarczy - spojrzałem na żonę, która momentalnie zamilkła.

-A my mała wyjeżdżamy za dwa dni do Nowego Yorku. Nic nas tutaj nie trzyma już, a skoro Valentin usamodzielnia się to tym bardziej. Mam nadzieję, że odpowiada ci taki plan? - dziewczyna niechętnie kiwnęła głową i zgodziła się, ale prawdę mówiąc nie miała tutaj za dużo do mówienia.

Po naszej krótkiej rozmowie Valentin poszedł do swojego pokoju, aby zacząć już powoli pakować się. Natomiast moja obrażona żona udała się do Kanako. 

Wyszedłem przed dom zapalić papierosa i przemyśleć sobie wszystko. 

Larissa może mieć mi za złe, że zgodziłem się na propozycję syna bez jej pozwolenia. Ale oczywistym jest, że Valentin i tak kiedyś ruszył, by w świat. Zdaję sobie sprawę, że jest synem pierwszego przez co jest narażony, ale liczę, że poradzi sobie. Wierzę w swojego syna i wiem, że posiada moce, które pokonają nawet najpotężniejszego wampira. Larissa nie wie o tym, ponieważ zatailiśmy to przed nią dla jej dobra. 

Niestety, a może i w sumie dobrze. Nasz syn wybrał mnie, kiedy był mały, tak pozostało do dziś, że ze mną ma większą więź niż z moją żoną. Z tego powodu musi umieć się bronić. Szkoliłem Valentina po cichu przed jego matką zanim wyjechałem. Stąd też wiem, że jest gotowy i nie zamierzam trzymać go całe życie pod kluczem.

-Luis? - dołączyła do mnie Larissa.

Spojrzałem na dziewczyna, a ona podeszła i przytuliła się.

-Podziwiam cię i trochę zazdroszczę ci tej odwagi. Cieszę się, że wróciłeś - widziałem kątem oka jak się uśmiecha.

-Kocham cię - dodała po chwili.

-Ja ciebie też - objąłem ją, po czym złożyłem delikatny pocałunek w czubek w jej głowy.


Skradziona Wolność: Utracona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz