Rozdział 24 Kres rządów Isztar

1.8K 88 6
                                    

Zgodnie z planem, gdy świt nastał byliśmy już na miejscu. Amina nie kłamała przed swoją śmiercią o kryjówce wiedźm. Rzeczywiście Isztar ukrywała się przed nami w sąsiednim mieście w starej, białej willi u podnóża gór. Dla nas lepiej, że budynek znajduje się na zalesionym terenie, gdyż łatwiej się ukryć i pozostać dłużej niezauważonym.

Przegrupowaliśmy się i ruszyliśmy do akcji. Nie było potrzeby dłużej zwlekać, a im dłużej czekamy narażamy się na zdemaskowanie.

Morgan jak obiecała zdjęła barierę ochraniającą dom przed nieproszonymi gości, a ściślej mówiąc wampirami.

Czarownica uciekła do Shinji'ego, a my bez problemów dostaliśmy się do środka. Przy wejściu stały dwie wiedźmy, a dyskretnie udało nam się je unicestwić. Przekazałem pozostałym za pomocą telepatii, gdzie znajduję się Isztar i dokąd mają się udać. 

Wiedźmy przebywały w piwnicach pod domem. Gdy kątem oka zerknąłem dostrzegłem, że odprawiają jakiś rytuał. Zapewne zorientowały się, że po ich domu krążą intruzi. Dlatego nie było czasu na cichą likwidację. Wyjęliśmy pistolety i wpadliśmy do środka oddając celne strzały do otaczających Isztar czarownic.

-Jak się tutaj dostaliście?! Nie powinno was tutaj być! - krzyknęła główna wiedźma na nasz widok.

-Za słabą barierę postawiłaś - do pomieszczenia dumnie wkroczyła Morgan.

-Przyłączyłaś się do nich?! - zwróciła się do dziewczyny.

-Kazałaś nas zabić i nawet jeśli mój ukochany teraz nie żyje nie myślałaś chyba, że nie skorzystam z ponownej okazji zabicia cię - uśmiechnęła się podstępnie, po czym stanęła za mną.

-Naprawdę myślałaś, że ze mną wygrasz? Spóźniłaś się byłem szybszy - powoli szedłem w kierunku Isztar.

Kobieta próbowała wołać pozostałe czarownice na pomoc, ale wtedy dołączyli do nas Valentin z Hope ogłaszając jej wszem wobec, że jej towarzyszki nie żyją. Przyznam, że te słowa działają jak miód na moje uszy. W końcu mam ją przed sobą i mogę pozbyć się zdradzieckiej larwy raz na zawsze. Oczywiście próbowała na nas swoich podstępnych sztuczek, ale na szczęście Morgan za pomocą swych zaklęcie świetnie blokowała jej nędzne próby rzucania na nas czarów.

Jednakże po chwili, gdy się do niej zbliżyłem dostrzegłem w jej spojrzeniu pewnego rodzaju ulgę. Jakby spodziewała się dziś mnie tutaj. Zdawała sobie sprawę z celu mojej wizyty. Odniosłem wrażenie, że już się z tym pogodziła i wyczekiwała mnie, dlatego ani trochę nie stawiała później oporów.

Zadowolony z obecnej sytuacji wyjąłem nóż i  gdy zbliżyłem się do kobiety złapałem ją za szyję, po czym przygwoździłem do ściany.

-Było się nie buntować przeciwko wampirom - zwróciłem się do niej.

-Było nie zabijać moich czarownicy - rzuciłam oburzona.

-Zasłużyły sobie - odparłem obojętnym głosem przystawiając nóż do gardła kobiety.

-Czym? Tym, że żyły? To wy wampiry przeczycie wszystkim prawom natury, a nas próbujecie tępić to niedorzeczne - spojrzała mi w oczy.

-Świat nigdy nie był sprawiedliwy i nie będzie - pokiwałem przecząco głową.

-Pomagałam tobie i Larissie. Pomagałam wam wszystkim, a ty zabiłeś moje towarzyszki i przede wszystkim uwiodłeś, wykorzystałeś i odebrałeś życie niewinnej dziewczynie - przyglądała mi się z wyrzutem.

-Naprawdę sytuacja sprzed wieków tak tobą poruszyła? Widzisz ja zawsze dostaję to czego chcę i nie ważne jaką cenę będzie musiał ten ktoś zapłacić - docisnąłem ostrze do skóry, która zaczęła lekko krwawić.

-Legenda Isztar, pamiętacie? A w szczególności ty Larisso? Nie opowiedziałem ci tego bez powodu - kątem oka zerknęła na moją żonę.

-Ostatnie słowa przed śmiercią? - z satysfakcją spojrzałem jej w oczy.

-Urodziłeś się potworem, ale kiedyś pojawi się ktoś kto zgładzi tego potwora - zamknęła oczy.

-Nie urodziłem się potworem, na potwora zostałem wychowany - szepnąłem sprostowanie wypowiedzi kobiety podcinając jej przy okazji gardło.

Wypuściłem czarownicę ze swego uścisku. Złapała się rękoma za szyję, po czym padła na ziemię. Przyglądałem się jak się wykrwawia. Wszyscy uważnie przyglądaliśmy się powolnej śmierci kobiety. Wyrwanie jej serca byłoby zbyt proste, niech ma świadomość, że umiera.

Po kilku chwilach czarownica zmarła. Osiągnąłem swój cel pozbyłem się Isztar i podwładnych jej wiedźm. Prawdę mówiąc wszystko poszło łatwo, a nawet za łatwo. Spodziewałem się większych przeszkód na swojej drodze, ale może tylko nie potrzebnie martwiliśmy się. Najważniejsze, że Isztar nie żyje.

Swoją drogą szkoda, że musiało się to skończyć w ten sposób. Swego czasu wiele mi pomogła. Była również przy każdych narodzinach moich dzieci, a teraz to moja rodzina była przy jej śmierci, którą sam wymierzyłem. 

Czy naprawdę rodzimy się już źli, czy może to świat powoduje, że się nimi stajemy? 

Ponoć nikt nie rodzi się złym to świat powoduję, że tacy się stajemy. Lecz w takim razie skoro prędzej czy później stajemy się potworami, ponieważ tego od nas wymagają, aby jakoś godnie funkcjonować w tym świecie to czy jest jakaś różnica czy tacy się już urodziny, czy staniemy? 

Mówią, że jestem potworem, nigdy nie zaprzeczam, mają rację. Jednakże, gdybym nim się nie stał zapewne już dawno był nie żył. Moje życie było przepełnione strachem, bólem oraz żalem. Nie miałem oparcia w bliskich mi osobach, a właściwie to ona stali się moimi katami i wrogami. Nauczyli mnie nienawiści, nieczułości, kazali być bezwzględnym, obojętnym na ludzką krzywdę, a wyrachowania nauczyłem się z czasem dorastając. Pragnąłem tylko wolności, którą mi odebrano. Nigdy nie chciałem być złym, ale tego ode mnie wymagano. Z czasem zatraciłem się w tym, ponieważ aby zdobyć wolność, o której tak marzyłem musiał stać się złym. Mijały lata, a ja coraz bardziej zatracałem się w mroku, aż okazało się, że nie ma już dla mnie ratunku. Nawet, gdy zjawiła się ona w moim życiu nie zawitała jasność, lecz pogrążyłem się bardziej w ciemności. 

Życie mnie nie oszczędzało, a teraz ja nie zamierzam oszczędzać życia. I choćby pewne cele wymagały przelania dużej ilości krwi jestem gotowy.

Skradziona Wolność: Utracona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz